poniedziałek, 29 maja 2017

10. Legion

Od samego rana w Instytucie panował chaos. Dziewczyny dwoiły się i troiły, by dopiąć wszystko na ostatni guzik, w tym celu poprosiły Profesora o odwołanie dzisiejszych treningów, przez co Wolverine nie był zadowolony, jednak Xavier zapewnił go, że po balu wrócą do systematycznych zajęć. Mogłoby się wydawać, iż Loganowi nie zrobi to różnicy. Wolverine należał do osób, które przykładają się do powierzonych im zadań, a takowym były szkolenia młodych X-men i choć nikomu tego nie mówił, wolał spędzić czas z młodymi mutantami, niż siedzieć bezczynnie w Instytucie. Dlatego nie małe było zdziwienie Crystal, gdy zobaczyła go na holu w letnim ubraniu.

- Dokąd idziesz? - spytała.

- Przejść się. - odpowiedział zdawkowo, posyłając uczennicy lekki uśmiech. - Ale wrócę przed prezentacją sukienek. Już się nie mogę doczekać, kiedy Cię zobaczę jako stuprocentową Barbie.

Inhuman uśmiechnęła się triumfalnie. Logan będzie zaskoczony, gdy jego nadzieje okażą się znikome. Najwięcej pracy przypadło Jean, która musiała wymyślić każdej koleżance inną fryzurę, jednocześnie pasującą do ich kształtu twarzy.

- Skoro są tak zaangażowane w bal jesienny, to wolę sobie nie wyobrażać, co będzie przy okazji studniówki. – Bestia podzielił się swoimi obawami z Profesorem, ignorującym wszelkie narzekania instruktorów. Jedynie Ororo pozwoliła, by gorączka sobotniej nocy licealistów udzieliła się także jej. Momentami aż za bardzo.

Wszyscy wyczekiwali przy schodach na ujrzenie efektów całodniowej paniki i krzątaniny. Chłopcy wyglądali bardzo przystojnie w ciemnych garniturach i muchach z dopasowanymi kolorystycznie poszetkami. Do wyczekującej grupy dołączyła Juliette, wpuszczona do budynku przez Evana.

- Gdzie masz marynarkę? - zapytała Storm, uważnie lustrując chłopaka od góry do dołu.

- Ciociu, jestem DJ'em, niepotrzebna mi. -  Spyke przyjął postawę osoby tłumaczącej starcowi obsługę komputera.

Ororo udała, że tego nie usłyszała.

- Zaraz zadzwonię do Twojego ojca, może Ci jakąś przywiezie.

Chłopak pokręcił dyskretnie oczami i dopiero teraz zauważył kreację Juliette. Prostą, białą sukienkę bez ramiączek.

Evan miał zamiar spytać jakim cudem sukienka się trzyma, gdy po schodach zeszły uczennice Instytutu. Wszelkie obrazy ich sylwetek zostały w jednej chwili wymazane z pamięci. Każda z dziewcząt prezentowała się wspaniale w najrozmaitszych krojach i kolorach.

Uwagę Nathana zwróciła Lisa, która w jego oczach zawsze przybierała charakter twardej i nieugiętej.

W malinowej kreacji z rozkloszowanym dołem, wyglądała bardzo dziewczęco. Jej smukłą talię podkreślał czarny pasek. Włosy upięte miała w elegancki kok, a po bokach twarzy zwisały samotnie dwa falowane kosmyki.

Największe rozczarowanie ukazał Wolverine, co szybko zauważyła Inhuman, stając przed mężczyzną w czerwonej, dopasowanej sukience.

- Wyglądasz, jakby Cię ktoś uderzył. - stwierdziła zgryźliwie blondynka, jednocześnie posyłając instruktorowi szczery uśmiech.

- Wszyscy wyglądacie wspaniale. - przechwycił rzeczowo Xavier, nim Logan mógł odgryźć się Crystal, niekoniecznie miłym komentarzem.

- To trzeba koniecznie uwiecznić! - zakomunikowała Ororo, dołączając do zbiegowiska. Evan wiedział, że ciocia musiała rozmawiać z jego ojcem na temat skompletowania stroju. Chłopak westchnął dźwięcznie. - Hank, idź po aparat.

- Ciociu, tylko nie to.

- Cicho, Evan. - zagroziła Strom. Jeszcze nikt nigdy nie widział jej tak rozdrażnionej, a jednocześnie podekscytowanej, więc po uciszeniu Spyke'a żadne z uczniów nie chciało wyrażać swojego sprzeciwu.

Znalezienie aparatu i przejście na hol, nie zajęło Hankowi dużo czasu. Powrót mężczyzny, zwiastował rozpoczęcie sesji. Na początku wszyscy pod przewodnictwem Storm, ustawili się pod ścianą w zwartej, eleganckiej grupie. Kobieta jeszcze raz wychwalała wygląd dziewcząt, nie mogąc się przy tym nadziwić, jakie cuda można zrobić z włosami w domowym zaciszu.

Potem nadeszła kolej na zdjęcia par, każda dziewczyna musiała znaleźć sobie chętnego ucznia Instytutu. Na pierwszy ogień, Storm przywołała Scotta i Jean, potem poszło zdecydowanie sprawniej. Kitty za wszelką cenę nie chciała być w parze z Kurtem, więc szybko przed aparat powędrowała z Evanem, natomiast Nightcrawler pociągnął za sobą Crystal.

Gdy Bestia odetchnął z ulgą, robiąc ostatnie zdjęcie Rogue ze Scottem, zauważył Crystal, Juliette i Lisę, zajmujące miejsca pod ścianą.

- Chcemy mieć przyjacielskie zdjęcie na pamiątkę. - wyjaśniła błagalnie Inhuman. - Tylko jedno.

- No dobrze, niech wam będzie. - jęknął McCoy, poprawiając ostrość obiektywu. Juliette spojrzała kątem oka na przyjaciółki, Crystal stała w środku, natomiast Lisa po jej lewej stronie.

I nagle znowu powróciło do niej zdjęcie oprawione liściastą ramką w gabinecie pani dyrektor. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Szczęśliwi przyjaciele, tak jak one w tej chwili Jednakże na tym zamazanym obrazku z obcymi twarzami się nie skończyło. Tak jak na stołówce, widząc upadek Kitty, pojedyncze sceny nie mającego ze sobą nic wspólnego nawiedziły podświadomość Juliette. Zobaczyła Instytut i nieznany dom blisko lasu. Był bardzo ładny, wykonany z drewna, a jednocześnie wyglądał na solidny. Zwykłe miejsce, gdzie mogłaby mieszkać rodzina, z dala od zgiełku miasta. Przed powrotem do rzeczywistości, zauważyła tablicę z nazwą posesji: Bractwo Drewnianego Domu w Bayville.

- Hej, Juliette! - usłyszała obok siebie donośny głos Lisy. - Znowu odpłynęłaś?

- Wybaczcie, zamyśliłam się. - szatynka zamrugała oczami, by mieć pewność, że już nic jej nie zaskoczy. Te krótkie sceny napawały ją niepewnością, jednakże nie zamierzała o tym mówić przyjaciółkom. Teraz najważniejszy był dla nich bal.

- Musimy zrobić nowe zdjęcie. - zarządził Hank. - To wygląda jakbyś serio nie chciała tutaj być.

- Zamyśliłam się. - powtórzyła pewniej Juliette. Bo jak inaczej może wyjaśnić dziwne wizje, napastujące ją, kiedy najmniej się tego spodziewa.



Kolorowe światła migotały naprzemiennie, nadając sali gimnastycznej imprezowego klimatu. Lekka mgła wiła się po podłodze, przykrywając parkiet pełen białych, czerwonych i czarnych linii, każda wyznaczała boisko do innej gry.

Z głośników sączyła się muzyka podrywająca do tańca, nawet jeśli miało to być tylko przytupywanie, czy gibanie się do rytmu.

Crystal, będąc pod wrażeniem atmosfery jaką tworzyła muzyka, połączona z wymyślnymi światłami, obserwowała tysiące wielokolorowych plamek, wędrujących po ziemi i suficie.

-I jak, podoba Ci się?- u jej boku nagle zjawił się Nathan. O dziwo chłopak nie przyszedł w jeansach, jak wszyscy podejrzewali. Ubrany w elegancki garnitur, spokojnie mógłby podbić serca wszystkich obecnych dziewczyn. - Chłopacy z radiowęzła trochę się nad tym napracowali.

-Jest bardzo ładnie. Tak bajkowo. - powiedziała, jeszcze raz spoglądając w głąb sali. - Ciekawi mnie tylko jak zamontowali oświetlenie na suficie.

Crystal trafiła w punkt, dobrze wiedziała, że nawet przy pomocy drabiny, nikt nie jest w stanie zawiesić lamp tuż przy belkach nośnych.

Brunet rozejrzał się czujnie, jakby sprawdzał czy teren jest bezpieczny.

- Poprosiłem Kurta, żeby pomógł mi to zamontować. - chłopak spojrzał do góry na błąkające wszędzie wiązki kolorowego światła.

- Tak, czy tak, jest idealnie. - przyznała z podziwem dziewczyna.

Lance Alvers uwijał się pod presją przeciągłego spojrzenia Raven. Zaskoczył go fakt, że przed balem, Pietro zaoferował swoją pomoc w wyciskaniu owoców i krojeniu ciasta. Oboje uważali, iż przy wykorzystaniu zdolności białowłosego, przygotowania nie byłyby tak wyczerpujące, niestety Mystique kategorycznie im tego zabroniła. Na szczęście chłopcy zdążyli skończyć przed przybyciem pierwszych gości.

- Dobra, to skoro skończyliśmy, zasłużyłem sobie na sok. - Pietro postawił Lance'a przed faktem dokonanym i poczęstował się kubkiem z napojem o smaku pomarańczy.

- Uważaj, bo Darkholme będzie mieć pretensje, że wyżeramy jedzenie dla uczniów.

- Halo, też jesteśmy uczniami. - odparł opryskliwie Maximoff. - Z resztą, nam należy się bardziej, bo szykowaliśmy to stoisko jak głupki.

Avalanche gwałtownie wyprostował plecy, gdy do bufetu podeszła zaciekawiona Kitty. Jej wzrok błądził po wszelakich wypiekach oraz napojach. Pietro poruszył jednoznacznie brwiami w stronę Lance'a, natomiast brunet skarcił go piorunującym spojrzeniem. W tej samej chwili zobaczył Davida, wchodzącego na salę. Chciał dać znać przyjacielowi o pojawieniu się potencjalnego wroga, ale Shadowcat była szybsza i natychmiast zagadała chłopaka.

- Dobrze, że się z Tobą nie założyłam o tę koszulę. Byłam pewna, że tylko się zgrywasz.

- E tam... - odpowiedział lekceważąco, przechodząc do szeptu. Szatynka musiała przybliżyć się do niego, by usłyszeć co chce jej powiedzieć. - Zrobiłem to, żeby Darkholme mnie nie udupiła. Powiedziała, że jeśli chcę zdać, to muszę zrobić kilka rzeczy dla szkoły.

- A tu ma istny raj. - wtrącił nieproszenie Quicksilver. - Wałówka za darmo, jeszcze ręcznie robiona.

- To potem będę musiała spróbować. - Kitty ponowie skierowała spojrzenie swoich niebiesko-zielonych oczu na Alversa. - Ale na razie się pokręcę. W końcu nie przyszłam tutaj, żeby stać w miejscu. Do zobaczenia.

Lance nie wiedział czy to efekt duchoty panującej na sali, czy Kitty Pryde rzeczywiście uśmiechnęła się do niego życzliwie. Stwierdził w duchu, że ten wieczór nie mógł się lepiej zacząć.

David Haller wzbudzał ciekawość wśród przybyłych na zabawę dziewcząt. Nie tylko ze względu na swoją tajemniczość, ale i wygląd. Dziś prezentował się elegancko, podobnie jak większość chłopców, jednakże prostota jego marynarki oraz spodni od garnituru niesamowicie pasowały do tego, co prezentował sobą na co dzień. Zwykłego chłopaka nie zabiegającego o uwagę kogokolwiek. Może jedyny wyjątek stanowiła posiadaczka kręconych blond włosów, której poszukiwał wśród zebranego tłumu.

Crystal rozmawiała z przyjaciółkami, siedząc na najniższych trybunach. Z początku nie poznała Davida z ułożonymi brązowymi włosami i bez czarnej, charakterystycznej kurtki. Chłopak podszedł pewnym krokiem do samotnych przyjaciółek, a Crystal posłała Juliette spanikowane spojrzenie.

- Wyglądasz fantastycznie. - zapewniła przewodnicząca, rozszyfrowując jej emocje.

Blondynka wstała, nim David zdążył przystanąć obok niej. Zirytowana Lisa pokręciła oczami, kiedy Haller skomplementował kreację Inhuman.

- Teraz nie dam Ci spokoju, muszę się pokręcić z taką ładną partnerką. - powiedział, ciągnąc delikatnie blondynkę w stronę parkietu.

- Chciałabym, ale jestem z kimś. - Crystal, ku własnemu zdziwieniu, pomyślała o Pietro. Nie czułaby się dobrze ze świadomością, że szybko znalazła szczęście u boku Davida, a on musi być skazany na towarzystwo swoich kumpli.

- Serio? - spytał Haller, nie wierząc w jej odpowiedź. Przeniósł wzrok na Juliette. - Przyszła z kimś?

- Z nami. - odparła przewodnicząca, szturchając Crystal w bok. - I bardzo chętnie spędzi ten wieczór z Tobą, niż z przyjaciółkami, które zapewne też zaraz znajdą partnerów do tańca.

- Znakomicie. - zawtórował David i tym razem Inhuman posłusznie ruszyła za nim. Nim zniknęli za tańczącymi parami, posłała przyjaciółce spojrzenie wyrażające zakłopotanie.

- Znakomicie. - Lisa przedrzeźniała chłopaka, strojąc przy tym dziecinne miny. Juliette rozejrzała się w celu upewnienia, że nikt tego nie widzi. - Jak on mnie drażni.

- Daj spokój, jest... - chwilę pomyślała nad znalezieniem odpowiedniego słowa. - Uroczy. Widać, iż bardzo mu zależy na Crystal, przecież nie może dnia bez niej spędzić.

Nigellissa  zmarszczyła podejrzliwie brwi.

- Ja swoje zdanie na jego temat mam. On coś kombinuje.

- A daj spokój. - Juliette machnęła leniwie dłonią, po czym spojrzała na przeciwny koniec sali. - Jezu, Todd!

Dziewczyna zasłoniła dłonią usta i natychmiast skuliła się w pozycji siedzącej, chowając głowę za plecami Francuzki. Lisę ten widok niesamowicie rozbawił.

- Dalej mu nie dałaś odpowiedzi, czy pójdziesz z nim na randkę?

- Nie i nie. - fuknęła zestresowana szatynka. - Co mam zrobić, żeby się nie przyczepił?

- Wyrwij do tańca jakiegoś faceta pokroju Duncana Mathews'a, - wskazała skinieniem na dobrze zbudowanego blondyna, rozmawiającego z resztą drużyny futbolowej. - Ale jedno jest pewne, jak będziesz wiecznie siedzieć w miejscu, to na bank Cię znajdzie. Ja idę pomęczyć Evana.

- Dlaczego akurat jego? - zmieniła ton na ciekawski. - Chyba nie jesteś zła, że zrobiłam z niego DJ'a?

- Oczywiście, że nie. Po prostu idę go błagać o jakiś fajny kawałek.

Lisa wzruszyła teatralnie ramionami. Droga do stanowiska DJ'a nie należała do trudnych, ani długich. Evan dobrze sobie radził jako główny przewodnik imprezy, siedział przed laptopem, wśród pęków kabli na stoliku z pracowni. Właśnie puścił skoczną piosenkę, gdy zauważył jak większość par zaczyna tańczyć. Rousseua oparła się plecami o ścianę.

- Mogę chwilę Cię zastąpić? - spytała bez ogródek. Daniels skierował na dziewczynę zaskoczone spojrzenie.

- Nie. - odparł natychmiast, powracając do swojego zajęcia; przeglądania czegoś w telefonie.

- No Evan! - jęknęła z żalem Lisa. - Chociaż pięć minut.

- Nie, Lisa. Idź sobie. - rozkazał twardo Spyke.

Dziewczyna machnęła ciemno brązowymi lokami, po czym odeszła, obiecując sobie w duchu, że nie da chłopakowi za wygraną.

Lance sumiennie wykonywał powierzone mu zadanie, co ucieszyło Juliette, obserwującą Brotherhood z bezpiecznej odległości. Postanowiła nie rzucać się w oczy Toddowi, co na razie przypieczętowała sukcesem, bo Tolansky jak do tej pory jej nie zauważył. Siedział z Pietro i patrzyli na pracującego Alversa.

- Moglibyście stąd iść? - warknął brunet, podając ciasto jednej z uczennic. - Straszycie mi klientów.

- O proszę, biznesmen się w nim narodził. - zażartował Todd, na co Lance zlinczował go krótkim spojrzeniem.

Jego koledzy byli uciążliwi, więc Avalanche dopiero teraz żałował, iż Pietro rozstał się z Crystal. Gdyby dalej byli parą, to jej by zatruwał życie, a nie losowym osobom podchodzącym do bufetu. Todd postanowił pójść w jego ślady, nie znajdując na sali innego zajęcia. Niespodziewanie obok Pietro pojawiła się trzecioklasistka. Brązowe włosy spięła spinką, wysadzaną sztucznymi kamieniami, a niebieskie oczy podkreślały ciemne cienie do powiek.

- Oto nasza mistrzyni biologii, przyjaciółka drzew. - Lance uśmiechnął się kpiąco. - Co podać? Ciasto, sok, nawóz?

- Daruj sobie Alvers. - ton dziewczyny nie był przekonujący, zarzuciła ręce na piersi, by wyglądać bardziej stanowczo. - Przyszłam do Pietro. Chciałam zapytać, czy może ze mną zatańczysz?

Maximoff omal nie wypuścił szóstego kubka z sokiem arbuzowym. Jego niebieskie oczy natychmiast zwróciły się ku twarzy Margot.

- Emm... - mruknął, nie wiedząc co ma odpowiedzieć.

Margot Novemberg uchodziła za szkolną dziwaczkę, przyjaciółkę natury, która wiecznie rozmawiała o ekologii, albo przytulała drzewa, twierdząc, że należy im się taki sam szacunek, jak ludziom. Według jej przeświadczenia, życie nie toczyłoby się swoim naturalnym biegiem, gdyby nie zasługa ziemskiej flory.

Pietro zamrugał kilka razy, jakby dopiero teraz pytanie dziewczyny do niego doszło. Szatynka rozejrzała się po sali.

- Wszyscy są zajęci, a ja nie mam tutaj nic do roboty. Przyszłam tylko dlatego, że mama mi kazała się uspołecznić.

- A to nowina. - zachichotał Lance, wyciskając pomarańczę. Pietro zerknął przelotnie na kolegę, którego ta sytuacja niesamowicie bawiła.

- Dobra, czemu nie. - odpowiedział białowłosy, chwytając nieco oszołomioną dziewczynę za rękę. Todd wybałuszył oczy za odchodzącą parą, a Lance natychmiast przerwał walkę z cytrusem.

- Czy on właśnie poszedł tańczyć z Bio Margo? - dopytał brunet, a Todd kiwnął twierdząco głową.

- Może mu przejdzie... No wiesz, to rozstanie z Crystal.

- Jak zaliczy z nią pierwszą bazę, to dopiero wtedy mogę to uznać za koniec świata, i to że Quicksilverowi faktycznie odbiło od tej miłości.

- Dziewica do kwadratu? W sumie mnie to nie dziwi. - Toad w tym czasie nie spuszczał oka z Juliette, którą zauważył przy Scotcie Summersie. - Nie no, jak Bio Margo wyrwała Pietro, to ja się czuję jak totalna niedorajda życiowa.

- Stary, mogę Ci zdradzić pewną prawdę? - Lance poklepał przyjaciela w ramię. - Jesteś niedorajdą życiową.



Bal ciągnął się jeszcze pół godziny, w tym czasie Pietro i Margo zdążyli wczuć się w imprezowy klimat, jaki serwował im Evan. Dzięki temu Maximoff dowiedział się, że jego partnerka uwielbia stare piosenki z lat od 60' do 90', co niezwykle chłopaka ucieszyło. Nigdy nie miał z kim porozmawiać na temat uwielbianej przez niego muzyki i nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się, że idealna do takich rozmów będzie właśnie Margo. Niestety nadeszła chwila, gdy DJ puścił kawałek Careless Whisper duetu Wham!

- Niech to... - zaklęła dziewczyna, chcąc opuścić parkiet. - Ja nigdy nie tańczyłam wolnego.

- To banalne. Połóż swoje dłonie na moich ramionach. - mówiąc to, Pietro chwycił delikatnie ręce Margo, kładąc je sobie w wyznaczone miejsce. - I nie jak robot, ja nie gryzę... Rozluźnij się. Poczuj muzykę i daj mi prowadzić.

Białowłosy objął biodra szatynki, przybliżając ją do siebie. Zaskoczona Margo, przełknęła ciężko ślinę, a jej oczy powiększyły się o kilka milimetrów.

- Zachowujesz się, jakbyś nigdy nie miała chłopaka. - zauważył nie zaskoczony Maximoff.

Chciał, żeby Margo nie uciekła od niego. Wolał spędzić czas z nią, niż z chłopakami, udając, że bawi go zaczepianie losowych uczniów. Dziewczyna przeniosła zawstydzone spojrzenie na drzwi od sali.

- Nie każdy musi mieć swojego pachoła. Tak w ogóle... - znowu przeniosła wzrok, lecz tym razem dwie pary niebieskich oczu spotkały się. Mimo to kontynuowała. - Skoro już tak ze sobą rozmawiamy, chyba po raz pierwszy w życiu, to chciałam Ci pogratulować wygranego meczu. Evan wypił śmietankę, mimo to, że zwycięstwo szkoły to po części Twoja zasługa. To podanie było niesamowite.

- Dzięki. Dostałem pochwałę od Margo z rozszerzonej biologii, która w pierwszej klasie zorganizowała zajęcia dla takich kołków jak ja. - oboje roześmiali się cicho. - Jakby Lance jeszcze kiedykolwiek Ci dokuczył, to powiedz. Pogadam sobie z nim.

- A Ty jeśli miałbyś problem z jakimś przedmiotem, to wal... - odparła nieśmiało Margo.

- Drzwiami i oknami. Zapamiętam. - Quicksilver obrócił partnerką i ku jego zdziwieniu, Margo z niezwykłą gracją wykonała piruet.

Crystal od dłuższego czasu stała pod ścianą, obserwując byłego chłopaka. Cały czas wmawiała sobie, że po prostu z nią tańczy i nic między nimi nie może się narodzić, a jednak spędzili w swoim towarzystwie już większą część imprezy.

Ma bardzo ładny wianek, pomyślała od niechcenia. Tylko byłam pewna, że są w nim stokrotki, a nie bratki...

- Dobrze się czujesz? - spytał David, stojąc bez słowa obok Inhuman. Blondynka zdała sobie sprawę z ciągłej obecności chłopaka.

- Tak, tak... Przepraszam, ale... - nie umiała znaleźć odpowiednich słów, które pomogłyby jej wyrazić cały ból. David z łatwością odczytał jej emocje.

- Jesteś zazdrosna o tą całą Margo. Uważasz, że ma ładny wianek i chciałabyś być na jej miejscu. Rozumiem. - powiedział siląc się na obojętny ton, jednak wyszedł z tego wyrzut, który Crystal natychmiast chciała załagodzić. Nie mogła stracić Davida z winy Pietro.

- Nie jestem o nią zazdrosna, po prostu boli mnie to, że on tak łatwo skacze z kwiatka na kwiatek, a ja muszę dusić w sobie poczucie winy. - nagle jakaś niewidzialna siła dała jej coś do zrozumienia. - David?

- Tak, Crystal?

- Skąd wiedziałeś, że podoba mi się jej wianek? Nie mówiłam tego.

Haller na chwilę zamarł, co nie uszło uwadze blondynki. Teraz była przekonana, iż David coś przed nią ukrywa. Spojrzał na Inhuman, bardziej odprężony i z nieznanych powodów, zadowolony.

- Dziewczyny lubią takie pierdółki i zwracają na nie uwagę. Poza tym jestem dobry w kontaktach międzyludzkich, co Ci mówiłem.

- Mhm. - mruknęła nieusatysfakcjonowana. - Wiesz... Chyba już się będę zbierać do domu. Jakoś nie tak sobie wyobrażałam to wszystko.

Grała na zwłokę, by zobaczyć reakcję rozmówcy. Szatyn uśmiechnął się z niewiadomym zamiarem.

- Odwiozę Cię, jeśli chcesz.

Twarz Crystal przybrała zaskoczony wyraz. Kompletnie nie spodziewała się takiej propozycji, liczyła na to, że David za wszelką cenę nie będzie chciał dopuścić, aby dziewczyna go opuściła. Nie wiedziała, co o tym myśleć.

- Okej. - kiwnęła na zgodę głową. - Chętnie, nie lubię się włóczyć sama po mieście.

- Dasz mi chwilę, tylko pójdę do toalety?

Zostawił Inhuman, wychodząc z sali gimnastycznej. Lance, mimo niezainteresowania postacią Crystal, czuł, że Haller coś kombinuje i zamierza do tego wykorzystać naiwną blondynkę. Sama dziewczyna nic dla niego nie znaczyła, ale wiedział jaka będzie reakcja Pietro, jeśli pozwoli, by Crystal stała się krzywda. Postanowił przez resztę wieczoru obserwować tę parę, nawet jeśli przypłaciłby to niezadowoleniem Mystique.

Tymczasem, Lisa uparcie dążyła do przejęcia posady DJ'a. Postawiła obok Evana kubek z sokiem winogronowym i kawałek ciasta. Daniels parsknął śmiechem.

- Serio myślisz, że się na to nabiorę? Co dodałaś do soku, rozpuszczalnik, środek na przeczyszczenie, tabletkę gwałtu?

- Nie doceniasz moich możliwości. - zauważyła kąśliwie szatynka, skupiając twarde spojrzenie na Evanie. - To dla mnie. Pomyślałam, że pewnie chce Ci się pić, albo chcesz skorzystać z toalety. Możesz iść teraz, a ja popilnuję biznesu i obiecuje, zero majstrowania.

- Wiesz co, Lisa... Niech Ci będzie. - brunet westchnął przeciągle. - Muszę wyprostować kości, ale jak zepsujesz mój laptop, to Cię przedziurawię.

Na usta Nigellissy wstąpił uśmiech samozadowolenia.

- Ciekawe czym. - mruknęła, natychmiast zajmując wolne miejsce przy stole. Evan szybko pożałował swojej decyzji, ale wizja odpoczynku przy bufecie przekonała go do pozostawienia stanowiska w rękach Francuzki.

Dziewczyna chwyciła nieużywany od przemowy Juliette mikrofon.

- A następną piosenkę dedykuję mojej przyjaciółce, Crystali Amaquelin. - oznajmiła, szukając na komputerze ulubionej muzyki Inhuman. - Nawet jeśli często mnie nie słucha i nie chce przyjąć do wiadomości, że David to nie jej liga.

- Co Ty wyprawiasz?! - oszołomiona Juliette stanęła przy Lisie, wyrywając jej mikrofon. - Gdzie jest Evan?

- Poszedł jeść i poprosił mnie o zastępstwo. - szatynka wskazała na ucznia Instytutu. Chłopak zjadał właśnie tiramisu, obserwując poczynania Lisy. Wściekła przewodnicząca podeszła do niego, nie zważając na obecność Todda przy bufecie.

Z głośników wypłynęła piosenka Fox On The Run angielskiej grupy Sweet. Odpoczywające pary już po pierwszych sekundach poderwały się na nogi i zaczęły tańczyć na środku sali, wszyscy tupali w rytm i śmiali się w momencie gdy akurat nie śpiewali wraz z wokalistą. Crystal pokonała chmarę zadowolonych licealistów, podbiegła do Lisy i obie wylądowały w uścisku.

- Moja ulubiona piosenka! - krzyknęła uradowana blondynka. Tą, jak i wiele innych starych piosenek pokazał jej Pietro, jednak to właśnie Fox On The Run darzyła niezwykłą sympatią. Przypominała sobie scenę, kiedy Maximoff puścił ten utwór po raz pierwszy i oboje wpadli w dziwny stan euforii. Zaczęli skakać i śmiać się z niewyjaśnionych powodów, a Pietro porwał ją do tańca. To była jedna z niewielu chwil, które Crystal bardzo dobrze zapamiętała i nie zamierzała wymazać z pamięci za wszelką cenę.

Z krainy wspomnień wyrwało ją dziwne uczucie. Nie powinna tutaj być koło Lisy i wspominać czegoś, co nie wróci. Spojrzała na Juliette, dziewczyna machała kaskadą loków, mówiąc coś do Evana. Chłopak zdawał się ignorować każde jej słowo. Muzyka ucichła, a ludzie wokół się uspokoili, jakby puszczono film w zwolnionym tempie. Jedyne, co zdołała usłyszeć to cichy szept Davida.

Chodź do mnie.

Wszystko dookoła wróciło do normalności. Blondynka ruszyła czym prędzej ku wyjściu. Nie mogła zawieść Davida, chociaż sama nie wiedziała w jaki sposób mogłaby to uczynić. Omal nie wpadła na Juliette, która skończyła konwersację z Evanem, a po jej minie można sugerować, że przegrała. Przyjaciółka sprawnie ominęła przewodniczącą, zaraz wybiegając z sali.

- Crystal? - zdziwiona Juliette patrzyła chwilę na otwarte drzwi. Postanowiła pójść do Lisy i spytać, co się stało, ale szatynka była równie zaskoczona.

- O co jej chodzi? - zapytała Lisa, wyprzedzając pytanie przyjaciółki. Juliette pokręciła przecząco głową, nic z tego nie rozumiejąc. - Stała obok mnie i nagle wypruła jak poparzona.

Francuzka, nie czekając na reakcję szatynki, ani racjonalne wyjaśnienia, popędziła za Inhuman na teren szkoły.

Lance szukał wzrokiem Pietro, ale nie mógł go znaleźć, co było dziwne, ponieważ znalezienie białowłosego chłopaka nie powinno stanowić trudności. Przeklął pod nosem i rzucił w stronę Todda:

- Pilnuj bufetu, idę za Lisą.

Raven, znudzona pilnowaniem przebiegu balu, zwróciła uwagę na uczniów wychodzących z pośpiechem. Poza nią i Juliette, nikogo nie zainteresowało tajemnicze zachowanie trójki nastolatków.



Crystal odnalazła Davida na korytarzu. Opierał się o jedną z szafek, czekając na przybycie blondynki.

- Dłużej się nie dało? - prychnął, znużony wyczekiwaniem. - Mam dla Ciebie zadanie. O ile dobrze wyczytałem z Twojej główki, masz moc kontroli żywiołów. Tak?

- Zgadza się. - odparła Inhuman kokieteryjnie. Była ciekawa, jakie zadanie ma dla niej David z wykorzystaniem jej zdolności.

- Właśnie kogoś takiego mi było trzeba. - dopowiedział Haller, zgarniając złoty kosmyk za ucho dziewczyny. - Zrób małą demolkę na sali, żeby X-meni zajęli się Tobą. Ja w tym czasie załatwię coś ważnego.

- Co niby? - zza zakrętu wyszła Lisa. Dziewczyna podsłuchała słowa chłopaka, który zajęty Crystal, nie wyczuł obecności intruza. Mimo to, David uniósł kącik ust w chytrym uśmiechu.

- Oczywiście, Nigellissa Rousseua, oddana przyjaciółka i lokatorka Instytutu... - szatyn podszedł bliżej Francuzki, jednak ta stała niewzruszenie, chociaż słowa Hallera wyraźnie ją zaniepokoiły.

- Skąd wiesz, że mieszkam w Instytucie?

- Wiem więcej, niż Ci się wydaje. - wbił wzrok niebieskich tęczówek w brązowe Lisy. - A teraz wracaj grzecznie na salę, jeśli nie chcesz, żebym zrobił Ci krzywdę.

Lisa z naburmuszoną miną nie wykonała polecenia szatyna. Chłopak po raz pierwszy od przybycia do liceum, był zaskoczony opornością kogokolwiek.

- To niemożliwe... - szepnął, jakby do siebie.

- Możliwe. - Francuzka fuknęła, gnając w zaparte. - Rozgryzłam Cię. Wiedziałam, że coś jest z Tobą nie tak i miałam rację.

- A Twoje wielkie odkrycie to? - dopytał David, przedłużając sylaby.

- Jesteś mutantem. - odpowiedziała z naciskiem, reagując na szok, który wywołała na twarzy Davida. Chłopak nie dawał za wygraną, uśmiechem pokazał dziewczynie, że trafiła w sedno.

- Tak, to prawda. - potwierdził sztucznie miłym tonem. - Jak mniemam, pewnie odkryłaś też moje moce.

- Manipulujesz ludźmi, omamiasz ich umysły. Dlatego Crystal zjawia się na każde Twoje zawołanie i zachowuje się przy Tobie jak oderwana od rzeczywistości.

Spojrzała przez ramię szatyna na przyjaciółkę. Blondynka stała na środku korytarza, zupełnie nie reagując na rozgrywającą się za jej plecami wymianę zdań. Zachowywała się jak robot, czekający, aż David wyda rozkaz. Lisa nie mogła dłużej patrzeć na bezbronną Inhuman.

- O cholera, trafiłaś w dziesiątkę. - nie wiedziała czy Haller faktycznie jest pod wrażeniem, czy stroi sobie żarty. - Ale powinnaś wiedzieć, że moje moce nie ograniczają się tylko do manipulacji umysłem.

Rousseua nie zdążyła zareagować, nim David chwycił ją za nadgarstki i przycisnął do szafek. Chłód metalu wywołał u niej gęsią skórkę, teraz uzewnętrzniła swoją panikę, co chłopaka bardzo zadowoliło.

- A tak swoją drogą, nie czujesz się lepiej, po tym co spotkało te dziewczyny z Bostonu?

Haller zajęty spanikowaną Lisą, nie zauważył, iż Crystal na słowo Boston  odwróciła głowę w jego stronę. Słuchała, co mówi. Częściowo odzyskała swoją podświadomość, ale ciało wciąż nie chciało ruszyć chociażby najmniejszym mięśniem. Jakby David przykleił ją do podłogi.

- Odwal się! - krzyknęła Francuzka, a korytarz poniósł jej głos do najbliższych zakamarków. Wiedziała, że wszyscy są na sali i nikt nie przyjdzie z pomocą, a sama jest za słaba, by pokonać Davida. Nawet jeśli jest odporna na jego moce. - Ja nic nie zrobiłam.

Ponowie nawiedził ją telewizyjny obraz autobusu w rzecze i czarne worki z ciałami na brzegu. Nie odnaleziono wszystkich pasażerów, a Lisa często zastanawiała się, czy wśród odnalezionych była Christine. Zapewne to będzie ciążyć na niej do śmierci, bo nigdy nie znajdzie odpowiedzi na nurtujące pytanie.

David wyczuł jej obawę, co sugerował triumfalny uśmiech.

- Faktycznie. Nie jesteś niczemu winna. - odparł zdawkowo, wciąż patrząc na Lisę, z zamiarem wdarcia się do jej umysłu. Chciał odnaleźć barierę, która uporczywie oddzielała go od celu, ale podświadomość Lisy była czymś, czego nigdy nie doświadczył. - Musiałem Ci pomóc.

Dziewczyna oddychała ciężko. Słowa Davida sprawiły, że zaczęła wszystko rozumieć.

- Ty to zrobiłeś?! - zapytała niemal płacząc. - Ty je zabiłeś. Jesteś potworem!

- Schlebiasz mi. Niecodziennie słyszę coś takiego, zazwyczaj wszyscy mają mnie za zwykłego wyrzutka społecznego, albo po prostu kulturalnego chłopaka, ale żeby zaraz potwór... - szybko przeszedł dalej, natomiast Crystal słuchała z coraz większym zainteresowaniem. Chciała się odezwać, zwrócić uwagę chłopaka, by Lisa mogła uciec, ale nawet jej głos zamarł. - To się nazywa selekcja naturalna. Słabe jednostki muszą ginąć. My mutanci jesteśmy ponad ludzi, a staramy się żyć między nimi jakbyśmy wstydzili się swoich mocy. Jesteśmy stworzeni do wielkich czynów, a marnujemy nasze geny, rozmnażając się z takim podrzędnym gatunkiem. Moją misją jest naprawa świata, tylko ja mogę tego dokonać.

- Sukinsyn. - warknęła Francuzka, patrząc uważnie Davidowi w oczy. Nie bała się utraty kontroli nad umysłem, Haller uważał się za spryciarza, ale ona też miała własne asy w rękawie.

Szatyn gwizdnął z podziwem.

- Zawsze wiedziałem, że masz cięty język.

- Poczekaj, aż powiem komu trzeba o Twoich zamiarach. Powstrzyma Cię.

David roześmiał się. Był to bardzo zimny śmiech, jakiego Lisa nigdy nie słyszała.

- Masz na myśli Xaviera i jego studenciaków? Muszę Cię zmartwić, właśnie się do niego wybieram. Nie martw się, powiem, że go pozdrawiasz.

- Psychol. - wyrzuciła Lisa, nie mogąc wymyślić innego komentarza. Tak duża liczba drastycznych informacji zajęła jej umysł.

- Nie Psychol, a Legion. - poprawił z lekkością Haller. - Jestem Legion, bo jest nas wielu.

Z całej siły uderzył głową Lisy o szafki, po czym rzucił bezwładne ciało na podłogę. Dopiero teraz Crystal wydusiła przeciągły okrzyk, widząc kątem oka scenę powalenia Francuzki. Znowu jej umysłem zawładnęła ciemność, była zdana na słowa Hallera.

- Wybacz, musiałem coś wyjaśnić Twojej przyjaciółce. Nie martw się, prędzej czy później się obudzi.

- Miała szczęście, że nie byłeś zły. - zauważyła obojętnie Inhuman.

- O tak. Miała wielkie szczęście. - potwierdził chłopak i zaraz stracił równowagę, razem z Crystal. Oboje wylądowali z łoskotem na podłodze, a po przeciwnej stronie korytarza stał Lance Alvers. - Znowu mi przerywają! Czy wy nie macie innych rzeczy do roboty?

- Radzę Ci wypuścić Crystal i odejść raz na zawsze.

- Oho. Znalazł się szeryf. - zakpił David, stając pewnie na nogach. - Twoje wstrząsy sejsmiczne są niczym, w porównaniu z tą oto uroczą blondi. Crystal, zaprezentuj mu i przy okazji zrób to o co Cię prosiłem wcześniej.

- Z rozkoszą. - uśmiechnęła się, jakby David przed chwilą zaproponował jej randkę. Strzeliła kośćmi w palcach, po czym utworzyła trzęsienie ziemi, faktycznie potężniejsze niż te wywołane przez Lance'a. Brunet próbował powstrzymać Inhuman, jednak jego wysiłki były znikome.

Niespodziewanie z dłoni Crystal wystrzeliło pnącze, zawiązując się chłopakowi na kostkach. Lance upadł na ziemię, tracąc dech w piersi. Wiedział, iż moce Crystal są znacznie bardziej rozwinięte, a w pobliżu nie ma żadnych skał, które mógłby wykorzystać. Wciąż nie wiedział, dlaczego Crystal tak po prostu go atakuje za poleceniem Davida.

- Amaquelin, to ja! - chciał przemówić dziewczynie do rozsądku, ale ta nie słuchała. Podchodziła do niego, zmniejszając długość pnącza. Wyglądała przy tym jak podczas wyprowadzania psa.

Korzystając z chwili zamieszania, Haller ruszył do jednego z bocznych wyjść ze szkoły, zostawiając Lance'a na wyłączność Crystal. Dłoń dziewczyny przyozdobił ogień, a Alvers spojrzał ku górze na szafkę Todda, przypominając sobie o czymś, co mogło mu pomóc. Przeczołgał się z trudem, otworzył metalową szafkę (znał kod dostępu od początku drugiej klasy) i wyciągnął woreczek z kolorowymi gumami do żucia w kształcie kulek. Rozrzucił je prosto pod nogi Crystal. Blondynka straciła równowagę i upadła na plecy, rozluźniając uścisk pnącza, dzięki czemu Lance mógł się uwolnić.

Brunet ruszył pędem do sali gimnastycznej, wiedząc, że Crystal nie odpuści, dopóki go nie dopadnie.

Impreza trwała w najlepsze. Uczniowie ani myśleli o opuszczeniu szkoły, tylko rozdrażniona Juliette nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Nerwowo spacerowała między parami, albo siadała na trybunach, by odnaleźć kogokolwiek z kim mogłaby porozmawiać. W końcu nawet nie zauważyła, kiedy przysiadła przy bufecie, za którym o dziwo nie stał Lance.

- Widziałeś Crystal, albo Lisę? - zapytała, wiedząc doskonale jaka będzie odpowiedź Todda.

- Nie. Lance też zniknął, trochę się o niego martwię. Ma pilnować biznesu i Darkholme chyba dostaje powoli szału. - wskazał skinieniem głowy na przystępującą z nogi na nogę dyrektor.

Juliette nie widziała innego tematu do rozmowy, więc postanowiła zagadać Tolansky'ego, by nie tworzyć przykrych scenariuszy z udziałem przyjaciółek.

- Właściwie dlaczego Lance'a tak nagle obchodzi życie szkolne?

- Dociekliwa jesteś. - pochwalił Todd, posyłając dziewczynie lekki uśmiech. - Ale musisz wiedzieć, że sam nie wiem o co mu chodzi. To samo Pietro. Lance nam nie powiedział, po za tym, że to jest dla niego bardzo ważne. A co, jesteś ciekawa?

- Nie. - prychnęła Juliette, wrzucając kilka monet do puszki. Napiła się soku pomarańczowego na złagodzenie stresu. - Nie wtrącam się w sprawy innych ludzi. To sprawa Lance'a i tylko jego.

O wilku mowa. W drzwiach sali pojawił się Avalanche, dysząc ciężko i ledwo stojąc na trzęsących się nogach. Od razu zaczepił oazę spokoju w postaci Darkholme, nawet nie patrząc w kierunku Todda. Poważny wyraz twarzy kobiety ustąpił miejsca przerażeniu i szokowi, widocznemu w oczach. Juliette ledwo się powstrzymała, by podejść i zapytać o Lisę i Crystal. Przecież gdyby im się coś stało, dyrektorka natychmiast powiedziałaby o tym ich jedynej przyjaciółce.

- Trzeba zarządzić ewakuację. - rozkazała zaskoczona Raven. Nie chciała rozmyślać dlaczego podopieczna Instytutu Xaviera ujawnia swoje moce publicznie, skoro Profesor wyraźnie im tego zakazał. Najważniejsze było dla niej dobro osób znajdujących się w szkole i tajemnica istnienia mutantów. - Nikt nie może zobaczyć Amaquelin wymachującą pnączami.

- Alvers! Nie uciekaj! - potężny krzyk blondynki zagłuszył muzykę, zwracając uwagę wszystkich obecnych na sali. Ludzie nie będący mutantami pisnęli z przerażenia, widząc swoją koleżankę miotającą kulami ognia w stronę Lance'a. Raven odepchnęła chłopaka, a sama ze zwinnością jaszczurki wskoczyła na metalowy pręt do podciągania się. Podłoga sali gimnastycznej zajęła się ogniem.

Lance przetoczył się niedaleko Juliette, z myślą, że Crystal go nie zaatakuje w obawie o dobro przyjaciółki. Niestety jego nadzieje ponownie go zawiodły, Inhuman używając siły wiatru przewróciła stół bufetowy. Todd odskoczył na ścianę, natomiast Juliette zeskoczyła z krzesła, zasłaniając twarz rękoma. Lance, coraz bardziej rozjuszony, skupił uwagę na trzęsieniu ziemi. Panikujący uczniowie przebiegali obok Crystal, która zdawała się ich nie zauważyć, jej jedynym celem był Lance i wywołanie zamieszania w szkole, tak jak oczekiwał David. Mogła z łatwością uspokoić jego wstrząsy, czego Avalanche sobie nie darował.

Drogę blondynki do swojego celu zagrodziła Jean.

- Crystal, uspokój się. Co Ty wyprawiasz?! - ruda chwyciła koleżankę za ramiona, jednak ta zrzuciła jej dłonie.

- Zejdź mi z drogi, Jean! - warknęła, tworząc niewielką trąbę powietrzną na środku sali. - To moje zadanie! Nic mnie nie powstrzyma!

- X-men do dzieła! - zakomunikował Scott, uprzednio upewniając się, że wszyscy niewtajemniczeni w sprawy mutantów, opuścili salę.

Raven uważnie śledziła przebieg walki zza przymkniętych drzwi. Uczniowie Xaviera starali się powstrzymać Crystal przed wyrządzeniem szkód, tym samym nie krzywdząc swojej koleżanki. Jean Grey za pomocą zdolności telepatycznych chciała znaleźć w umyśle Crystal przyczyny jej zachowania. Kurt co chwila teleportował się w losowych kątach, unikając złapania przez pnącza. Wiązki lasera Scotta cięły je niczym tasak, tylko wzburzając wściekłość Inhuman. Nagle Kitty wykonała ryzykowny skok pod nogi blondynki, chwyciła ją za kostki i uziemiła w podłodze. Sama w niej zniknęła, kiedy Amaquelin chciała ją wyeliminować. Mystique nie zwracała nigdy uwagi na wszechobecnego przy X-men Nathana Clarksa. Teraz, patrząc na jego niecodzienne zdolności, żałowała, że Charles ma po swojej stronie tak wybitnego mutanta.

Brunet dotknął końcem palców podłogi, zmieniając stan skupienia kawałka parkietu pod tornadem na ciekły. Nie minęła chwila, a niebezpieczna trąba powietrzna stanęła w miejscu, już nie siejąc postrachu, wyglądała jakby Nathan ją zamroził. W rzeczywistości przywrócił podłodze prawidłową postać, tym samym unieruchamiając groźny żywioł, tworząc z niego coś na rodzaj trofeum.

- Musimy ją powstrzymać! - krzyknął Evan, ugaszając gaśnicą ogień.

- Nie umiem wejść do podświadomości Crystal, tak jakby ktoś ją blokował. - odezwała się zmęczonym głosem Jean. Mimo wszystko zamierzała usilnie walczyć z nieznaną barierą, szukała najmniejszej luki, która pozwoliłaby jej wedrzeć się do umysłu Inhuman.

Spyke, nie czekając na zburzenie całej szkoły, wpadł na pewien bardzo ryzykowny i zarazem irracjonalny pomysł, jednak jedyny przychodzący mu w tej chwili na myśl. Podciągnął rękaw koszuli, a z jego nadgarstka wyłonił się długi kolec. Crystal, zajęta pozostałym składem X-men nie przewidziała zaatakowania od tyłu. Evan zamachnął z całej siły kolcem jak kijem, uderzając blondynkę w głowę. Amaquelin padła na zimne deski parkietu, a pnącza rozpłynęły się w powietrzu.

- Evan! - wrzasnęła zaskoczona Kitty. - Odwaliło Ci?!

- Nie musicie dziękować. - chłopak zlekceważył jej chłodne spojrzenie. Shadowcat uwolniła stopy Inhuman spod podłogi.

- Mam ją! - zakomunikowała zadowolona Jean, za pomocą telepatii oddała Crystal jej podświadomość i jednocześnie obudziła zmieszaną dziewczynę.

Inhuman rozejrzała się wokoło, analizując utworzone pobojowisko. Po minie blondynki, X-meni mieli pewność, że spodziewała się takiego finału.

- To wszystko wina Davida. Cały czas mną manipulował. - wyrzuciła z siebie ochrypłym głosem. - Musimy natychmiast wracać do Instytutu.

Nikt nic z tego nie rozumiał. Uczniowie Xaviera posyłali sobie pytające spojrzenia. Crystal postanowiła przypomnieć sobie co mówił Haller, w momencie odzyskania przez nią jasności umysłu.

- Profesor jest w niebezpieczeństwie! - te słowa odbiły się echem po całej sali, trafiając do świadomości młodych mutantów.

- Skąd to wiesz? - dopytała nerwowo Jean.

Crystal pobiegła do wyjścia, a za nią pędem rzucili się pozostali studenci Instytutu.

- David rozmawiał z Lisą, praktycznie wyjawił jej cały swój plan, ale opowiem wam w drodze. - właśnie przemierzali odcinek korytarza, gdzie wcześniej Lance rozsypał kulki balonowe. - Rozkazał mi zająć się wami, żebyście nie pokrzyżowali mu zamiarów. Poszedł do Instytutu, dopaść Profesora.

- Ale dlaczego? - zdyszana Kitty chwyciła kurczowo ramię Evana, bieg w szpilach zdecydowanie nie zaliczał się do jej ulubionego zajęcia. - To znaczy... Przecież sama mówiłaś, że Profesor wypisał Davida ze szpitala, a przynajmniej tak myśli, więc dlaczego miałby szukać zemsty u człowieka, który go uwolnił od czubków?

Chłodny powiew jesiennego wiatru musnął odsłonięte ręce dziewcząt. Crystal poczuła ulgę, mogąc kontrolować własne ciało i myśli. Miasteczko spało spokojnie, jakby przed chwilą w szkole nie rozegrał się pokaz czterech żywiołów. Scott wyciągnął z kieszeni spodni kluczyki od czerwonej shelby cobry, stojącej samotnie na parkingu.

- Jak zamierzacie pojechać w osiem osób samochodem z pięcioma siedzeniami? - spytał niefortunnie Nathan i jak na zawołanie ich sylwetki rozświetliła para reflektorów dobrze znanego czarnego renault.



Podzieleni na grupy w dwóch samochodach, pędzili ulicami Bayville na spotkanie z mutantem, który za cel obrał zniszczenie ludzkości nie posiadającej genu X. Inhuman w swojej opowieści nie ominęła żadnego szczegółu, dlatego niekiedy pozwalała, żeby zdumiony okrzyk Kitty wzmacniał dramaturgię sytuacji.  Gdy doszła do momentu ogłuszenia Lisy przez Hallera, Juliette zacisnęła mocno palce na kierownicy. Jej równie mocno zaciśnięta szczęka sprawiała, że Crystal bała się przyznać do pozostawienia przyjaciółki bez pomocy. Kiedy zobaczyła auto Moris, liczyła, iż Rousseua siedzi w środku z uśmiechem wyrażającym triumf. Już nawet słyszała jej akcent mówiący trzy słowa, które dałyby jej jeszcze więcej satysfakcji: A nie mówiłam?

Wsiadając do samochodu zobaczyła samą Juliette z plamami na sukience oraz oblepionymi od soków włosami. Nie odezwała się do blondynki, ale nie udawała, że Crystal stała się jej obojętna. W końcu przyjechała im z odsieczą. Crystal pragnęła przerwać ciszę między nimi, jednak teraz była skupiona na opowiadaniu o planach Davida, przy uchu trzymając telefon z Jean po drugiej stronie linii. Musiała każdemu uzmysłowić z jakim zagrożeniem przyjdzie im się zmierzyć, a ponieważ jechali dwoma samochodami, nie znalazła lepszego rozwiązania jak pomocny telefon komórkowy.

- Zostawiłam Lisę... - mruknęła przygnębiona blondynka. Wtem przypominając sobie, że przecież przechodzili korytarzem, gdzie to wszystko miało miejsce i nigdzie nie było śladu Francuzki. To coraz bardziej potęgowało w Crystal panikę. Bała się o przyjaciółkę. A co jeśli Lisa po odzyskaniu przytomności postanowiła na własną rękę dotrzeć do Instytutu, by ostrzec Profesora? Inhuman nie mogła o tym myśleć, ale widok Lisy nawet pod kontrolą Davida, znacznie bardziej by ją ucieszył niż niepewność, gdzie szatynka zniknęła.

- To nie była Twoja wina. - powiedziała zachrypniętym głosem Juliette. Długotrwałe milczenie dało swe znaki. Przewodnicząca odchrząknęła, pozbywając się nieprzyjemnego uczucia w gardle. - David miał nad Tobą kontrolę, nie mogłaś pomóc Lisie.

- Ale... - zaczęła Crystal, jednak Juliette jej przerwała.

- Obie doskonale wiemy, że gdyby było inaczej, zrobiłabyś wszystko, żeby uratować Lisę i rozszarpać Davida na miejscu. Ona również to wie. Jeśli nie widziałaś jej na korytarzu, to jestem pewna dwóch rzeczy. Nie przerywaj mi. - rozkazała stanowczo, rzucając kątem oka na Crystal otwierającą usta. - Ktoś zawiózł ją do szpitala, albo sama się ocknęła i poszła powstrzymać Hallera. Przecież wiesz jaka ona jest, dąży do celu po trupach i tak łatwo nie odpuszcza. Innej opcji nie ma.

- Mogę przerwać tę chwilę przyjaźni? - wtrącił nieśmiało Nathan, Crystal odwróciła się do niego. Z tyłu siedział razem z Kitty oraz Anną i słuchali z zainteresowaniem wymiany zdań między dziewczynami. - Dlaczego David nie użył swoich mocy na Lisie?

- Tego nie wiem. - westchnęła Inhuman. - Słyszałam ich rozmowę jakby od środka.

- Ale i tak szczęście, że trafiłaś na te ważniejsze rzeczy. - głos Jean trafił do ucha Crystal z telefonu.

Jadąc do Instytutu spodziewali się najgorszego, jednak wszystkich zszokował widok nietkniętej bramy oraz budynku. Przez chwilę Crystal miała nadzieję, że David jeszcze nie zdążył tu przyjść, albo Profesor go pokonał, w końcu David działał sam, a Xavier miał za pomocników Wolverine'a, Storm i Bestię. Z drugiej strony złowróżbna harmonia napawała ją rosnącym lękiem. Scott i Juliette zaparkowali pojazdy we wjeździe.

- Nie możemy dać Davidowi znaku, że jesteśmy. - wyjaśniła krótko przewodnicząca, chwytając za klamkę. Crystal złapała ciepłą dłoń przyjaciółki.

- Juliette, Ty zostań. - powiedziała błagalnie. - Nie dopuszczę do tego, by ten psychol zrobił krzywdę również Tobie.

- Crystal, przydam się wam. Im więcej nas stanie do walki z Hallerem, tym mamy większe szanse.

- Przy mistrzu manipulacji umysłem? Wątpię. - Nathan zebrał karcące spojrzenie ze strony Rogue, chociaż dziewczyna popierała jego obawy. Ten pojedynek widziała w szarych barwach, ale wszyscy obrali za cel ratowanie Profesora i Instytutu, który stanowił dla nich drugi dom, a niektórym nawet jedyny. - Najlepiej będzie jak zostaniesz tutaj. Jeszcze lepiej jak pojedziesz do domu, im mniej ofiar i omamionych ludzi, tym lepiej.

- Z resztą David tylko czeka na to, by zademonstrować co zrobi z tymi, którzy nie mają w sobie genu X. - Inhuman patrzyła w jasnobrązowe oczy Juliette. Nie mogła dopuścić, by dziewczyna wysiadła z samochodu, nawet jeśli miałaby ją przywiązać pnączami do siedzenia.

Szatynka jęknęła stłamszona, po czym przeniosła dłonie na kierownicę.

- Idźcie już, Scott i reszta na was czekają. - burknęła beznamiętnie. - Tak, Crystal, obiecuję nie robić niczego głupiego.

Pomijając fakt, że Inhuman w tej kwestii nie zaufała przyjaciółce, postanowiła opuścić renault razem z Kitty, Anną i Nathanem. Teraz musieli sprawnie pokonać Davida, żeby Juliette się nie odwidziało.

Dwuskrzydłowe drzwi przypominały żywcem wyjęte z horroru. Wybite szyby potęgowały w Crystal chęć rozprawienia się z Davidem raz na zawsze. Drewno zachęcające potencjalnych gości do wejścia, teraz wisiało bezwładnie na ledwo trzymających je zawiasach. Jean stanęła jak wryta na najwyższym stopniu schodów.

- Zaczekajcie. - wydusiła krótko, mając nadzieję, iż wyjdzie z tego szept. Niestety nie udało jej się, jednak nie przejęło ją to. David już pewnie wie o ich obecności, niemal czuła jego wzrok na sobie, podobnie jak Crystal. - Założę wam bariery na umysły, dzięki temu nie będzie mógł na was wpłynąć... - przełknęła ślinę, kontynuując. - Ale nie wiem na ile się ona utrzyma.

- Spróbujmy. Jeśli David zobaczy chociaż na początku, że nie może nas omamić, pewnie w wirze walki mu to do głowy nie przyjdzie, żeby sprawdzać nas wszystkich. - odparła ochoczo Kitty. Tylko ona pałała przekonaniem o ich sukcesie.

Ruda kiwnęła głową, po czym bezboleśnie naniosła na każdego ucznia Instytutu niewidzialną tarczę, odporną na wszelkie moce telepatyczne. Nawet Profesor nie będzie w stanie zajrzeć do ich umysłów. Nie wiedzieli, co powstrzymuje ich przed wejściem do budynku, dłonie Inhuman zajęły się ogniem, a na pytające spojrzenie Kurta, odparła niewinnie:

- Liczy się wejście.

Przekroczyli próg Instytutu, nie będąc przygotowanymi na to, co zobaczą w środku. Wolverine leżał na podłodze, patrząc tępo w sufit, jakby właśnie dowiedział się o śmierci najważniejszych dla niego osób (jeśli takowe posiadał). Hank ganiał po holu i krzyczał, zupełnie jak człowiek pod wpływem środków odurzających, natomiast Storm lewitowała w powietrzu bez władzy nad ciałem.

- Nie! Uciekajcie stąd! - krzyknęła Ororo na widok młodych X-men.

Dopiero teraz studenci zwrócili uwagę na przeciwny koniec tej dziwnej sceny. David i Xavier znajdowali się w okręgu ognia, jak oderwani od reszty lokatorów Instytutu. Legion przechylał się nad Profesorem, niczym najsilniejszy okaz spośród całej bandy. Najzwyczajniej w świecie prowadzili jakąś konwersację, ale krzyki Bestii i trzaski płomieni zagłuszały ich głosy. Szatyn zwrócił uwagę na przybyszy spomiędzy czerwonych jęzorów.

- Tak szybko się z Tobą uporali? - zacmokał niezadowolony David. - Myślałem, że Twoje moce są bardziej przydatne.

- Chcesz zobaczyć na co mnie stać?! - żachnęła wściekła Crystal, kierując rozpalone dłonie ku pierścieniowi, który natychmiast zniknął nie zostawiając po sobie śladu. Chłopak zaklaskał krótko.

- Wow. Jestem pod wrażeniem. - zakpił, zmuszając się do uśmiechu. - Byliśmy w trakcie bardzo ważnej rozmowy i nam przerwaliście. Ja bym wam nie przerwał, gdybym widział, że rozmawiacie z mamą, albo tatą.

- David. - warknął Charles, po raz pierwszy od pojawienia się młodych mutantów. - Nie przeginaj. Porozmawiajmy na spokojnie, bez mocy.

Profesor bardzo ostrożnie ważył każde słowo, wiedząc do czego David może się posunąć. Chłopak przesłał mężczyźnie jadowity uśmiech, po czym znowu spojrzał błękitnymi oczami na X-men.

- Nie powiedziałeś im. - mówił z mściwą satysfakcją, pomieszaną z szaleńczym rozbawieniem. - Nie powiedziałeś. A tak swoją drogą... Jesteś dumny z tego co zrobiłem? Jak bez problemu wdarłem się do Instytutu, pokonałem Twoich instruktorów i uwięziłem Cię w tym ogniu? Całkiem ładnie to rozegrałem, musisz przyznać.

- Nie. - odpowiedział Charles zdawkowo, nie pozwalając Davidowi na cień satysfakcji. - Nie jestem dumny.

- Profesorze. - wychrypiała Jean, spanikowana, że tracą czas na stanie w holu, a bariera przed telepatią może w każdej chwili przestać działać. - Co się tu dzieje?

- Jeszcze nie chwytacie?! - śmiech Davida zmroził krew w Kitty i Crystal. - Naprawdę wam trzeba wszystko tłumaczyć jak krowom na granicy?

Przeniósł zawiedziony wzrok na Profesora.

- Walczyć może potrafią, ale myśleć ani trochę.

Evan wystrzelił serię kolców w stronę Legiona, który spodziewał się tak gwałtownego posunięcia, dlatego zrobił coś co zaskoczyło wszystkich zdrowych przy zmysłach. Zmaterializował się w nieposiadającą konkretnego kształtu istotę, tworząc przerwy tam, gdzie mogłyby go trafić kolce. Gdy broń Evana wbiła się w ścianę nie zadając Davidowi najmniejszego obrażenia, chłopak wrócił do swojej normalnej postaci.

- Tada! - złożył głęboki ukłon jak aktor teatralny. - Niezły rzut, ale musisz trochę popracować nad celnością. Wracając do wątku głównego...

- Wynocha stąd! - cała agresja wezbrana w Rogue dała swe znaki. Szatyn westchnął wycieńczony, przecinając dłonią powietrze. W tym samym czasie na twarzy Anny pojawiła się krwawiąca szrama, jakby Haller utworzył ją niewidzialną kataną.

Damska część X-men krzyknęła z przerażeniem, ale nawet chłopcy nie pozostali obojętni. Scott chwycił oprawki okularów, a w samą porę powstrzymał go Nathan.

- Nie rób tego, bo będzie gorzej! - ostrzegł chłopak, nie tracąc nad sobą panowania. Davida zadowoliło, że chociaż jedna osoba myśli racjonalnie i pozwoli mu dokończyć monolog.

- Jak już mówiłem... - ciągnął Haller, jakby przed chwilą nie zrobił krzywdy Annie. - Dziwi mnie postawa Profesora. Wy zapewne musicie być bardzo szczerzy w stosunku do niego, a jak nie to wyczyta wszystko z waszych głów.

- Nie słuchajcie go. - przerwał Xavier, nie zważając na własne bezpieczeństwo. - Wiem, że są granice i ich nie przekraczam. Szanuję waszą prywatność, tak jak wy szanujecie moją.

- Nie próbuj się tłumaczyć. - parsknął chłopak. - Ktoś musi w końcu uświadomić Twoim uczniom, że nie jesteś wobec nich szczery, a oni muszą wykładać przed Tobą swoje grzechy jak w konfesjonale. Wyświadczę Ci tylko przysługę, chociaż powinienem od razu Cię zabić bez tej rozmowy... Ale cóż, miewam lepsze dni.

Wszyscy zachowywali się jak sparaliżowani, jednak nie był to wpływ Davida, a zwykły strach, który zawładną każdym z X-men.

- Nie przyszło wam nigdy do głowy, dlaczego Xavier założył swoją szkółkę? Żeby uczyć młodych mutantów jak mają panować nad swoimi zdolnościami i żyć wśród ludzi, którzy przecież i tak nigdy nas nie zaakceptują. Nie! - kilka osób drgnęło niespokojnie, gotowych na kolejny cios ze strony oprawcy. - To tylko przykrywka, prawdziwy powód stoi przed wami. Charles zawiódł jako ojciec, więc teraz chce naprawić swoje błędy, szkoląc takie niedorajdy i sieroty jak wy.

- Jak to jako ojciec? - dopytała Crystal, spodziewając się usłyszeć najgorsze.

- Moje pełne imię to David Charles Haller, ale nie przykładajcie wagi do drugiego imienia, bo go nienawidzę. Matka mi je nadała z miłości do ojca. Żałosne... - ostatnie słowo wypowiedział z widoczną pogardą. - Wasz kochany Profesor Charles Xavier to mój ojciec. I co, zatkało?

Szczęście przyniósł mu widok zdekoncentrowanych twarzy uczniów. Jedynie Ororo nie była tą informacją zaskoczona, a wręcz zażenowana, że prawda wyszła na jaw w takich okolicznościach, na dodatek z ust Davida. Młodzi spoglądali po kolei na Profesora, który nawet nie śmiał podnieść na nich wzroku, utkwił spojrzenie niebieskich tęczówek w uwięzionych kolanach, oddychając szybko.

- On kłamie, prawda? - spytała Crystal ze złudną nadzieją w głosie. Teraz wszystko miało więcej sensu, rozmowa Xaviera z instruktorami, moce Davida i chęć zemsty.

Charles pokręcił przecząco głową nie odzywając się. X-meni pomyśleli, że to już koniec, ich Profesor został pokonany przez własnego syna, o którego istnieniu nie wiedzieli. A teraz Haller z łatwością zrówna ich z ziemią. Niespodzianką było przerwanie milczenia ze strony obojętnego na zaistniałą sytuację chłopaka.

- Tak to niewątpliwie szokujące i nieprawdopodobne. Ale jest też druga strona medalu, ta bardziej jaśniejsza... Xavier dał mi nie tylko imię oraz nazwisko, z którego korzystać nie zamierzam. Dzięki niemu w dzieciństwie odkryłem w sobie dziwne zdolności, co ciekawsze dla mnie było, iż żaden z moich rówieśników nie wykazywał takich samych zachowań. Poczułem się wtedy inny, można śmiało rzec, lepszy.

Wizja pokonania Davida coraz szybciej malała w oczach młodych mutantów. Najbardziej jednak dotknął ich milczący Profesor, jakby dawał uczniom do zrozumienia, że to już koniec. Już nic nie będzie można zrobić, Legion zabije wszystkich, którzy będą mu się sprzeciwiać, a pozostałych zatrzyma jako swoje posłuszne marionetki. Zburzy Instytut, służący za dom i bezpieczną przystań dla mutantów. Crystal wyobraziła sobie postać Davida, kroczącego w spalonych zgliszczach z zadowolonym uśmiechem i krwią na rękach.

Nie. Nie mogła dopuścić, by to na co Charles poświęcił praktycznie całe swoje życie przepadło bezpotomnie z winy szaleńca, nawet jeśli byłby to jego własny syn.

Skorzystała z ułamka sekundy, kiedy to David zwrócił wesoły wyraz twarzy do ojca. Długie, mocne pnącze wystrzeliło z dłoni dziewczyny, jakby na utworzenie go przekazała całą swoją wściekłość i chęć powstrzymania Hallera. Albo nawet mordu...

Liana okalała brzuch chłopaka, a ten z wyrazem konsternacji, pociągnął roślinę. Stojąca na obcasach Crystal zachwiała się niebezpiecznie, jednak przypomniała sobie, że nie jest sama, kiedy poczuła jak silne przedramię chwyta ją w pasie i tuli do ciepłego ciała. Dzięki Scottowi odzyskała równowagę, a David chwilowo zajęty pnączem, nie zaważył jak reszta X-men ruszyła ku niemu.

Tylko Inhuman i Cyclops stali jak wryci, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Crystal postanowiła nie wypuszczać Davida z sideł, czując, że wreszcie to ona ma nad nim jakąś przewagę. Scott zwrócił uwagę na Wolverine'a, który od niedawna mamrotał coś pod nosem. Storm próbowała chociaż trochę pomóc młodym studentom, jednak tkwiła w powietrzu jak żyrandol i ani drgnął chociażby najmniejszy mięsień. Natomiast Hank zdawał się powoli tracić zmysły, Scott próbował nasłuchiwać, co Bestia wykrzykuje, ale uniemożliwiły mu to odgłosy walki. Legion, raz po raz, pokonywał nastoletnich mutantów i zajmował się kolejnym atakującym, mimo to nikt nie zamierzał przestać. Jedynie Charles odjechał nieco dalej, gdy Davida otoczyli uczniowie i siedział z nietęgą miną, obserwując wszystko dookoła. Sprawiał wrażenie kompletnie oderwanego od rzeczywistości, zupełnie jak Logan.

Czerwona wiązka lasera przecięła ze świstem powietrze, raniąc Davida w ramię. Niestety chłopak posiadał również zdolność szybkiej regeneracji.

- Czy on ma w ogóle jakieś słabe strony? - zapytał z wyrzutem Scott, wciąż trzymając Crystal.

- Uważajcie! - pisnęła Storm. Ku nim, po pnączu zmierzał ognisty jęzor, spalając roślinę i jednocześnie zadając Crystal ból, jakby liana była częścią jej ciała. Dziewczyna krzyczała zrozpaczona, ale w porę wyczarowała srebrzystą wstęgę wody, pokonując ogień.

Przeciwny koniec zdążył zniknąć i uwolnić Legiona. Znudzony szatyn machnął rękoma, by nieznana siła odepchnęła garstkę X-men na drugi koniec holu. Wyglądało to jak niewidzialna ręka, zgarniająca okruchy ze stołu. Crystal i Scott zrobili unik przed lecącymi kolcami Evana. Wbicie broni Spyke'a w ściany zakończyło nieprzyjemną walkę. A raczej zwiastowało rozpoczęcie krótkiej przerwy przed drugą rundą.

Odetchnąwszy z ulgą, David pstryknął palcami prawej ręki. Crystal poczuła gwałtowne rwanie w żołądku, niespodziewanie coś wyrwało ją z bezpiecznych objęć Scotta i pociągnęło bardzo szybko do Hallera. Nim Summers, czy ktokolwiek zdążył zareagować, parę mutantów odgrodziła ognista bariera.

Wodna wstęga ponownie przybyła na ratunek, tym razem bezskutecznie znikając w czeluści czerwonych jęzorów. David zachichotał cicho.

- Możesz próbować, ale na nic Twoje sztuczki. Ja jestem panem tego ognia i to ja go kontroluję.

- Dlaczego akurat ja? - Crystal nie przemyślała swoich słów, starając się grać na zwłokę, nim David zrobi z nią coś strasznego.

- Ale chodzi Ci o to, dlaczego akurat Ciebie to siebie przywołałem, czy dlaczego akurat Ciebie zaczepiłem tego dnia w szkole i potem nie odstępowałem na krok? - niebieskie oczy Davida lśniły pożądaniem, patrząc czule na Inhuman.

- Wszystko. - fuknęła odstępując krok, który Haller natychmiast nadrobił.

- Ja potrzebowałem Cię tylko do małej demolki... No i chciałem się trochę Tobą pobawić, wtedy kiedy przyszłaś zapytać mnie o autobus Bostonu. Ale przede wszystkim chodziło tylko o wkurzenie tamtego. - powiedział obojętnie, w przeciwieństwie do Crystal, rozumiejąc wszystkie swoje słowa.

Blondynka machnęła energicznie złotymi włosami. Oczekując całej gamy wyjaśnień i jak najszybszego obudzenia z tego koszmaru. Chciała ocknąć się w swoim pokoju, cała zdyszana i spocona, z Lisą i Profesorem u boku, którzy starają się ją usilnie obudzić.

- Chciałeś wkurzyć Pietro? - dopytała pewnym tonem.

- Nie. - obłąkany uśmiech nie schodził z ust Davida, chociaż na moment. Najwyraźniej bawił go brak wiedzy Crystal na rzeczy i sformułowania, które tylko on znał. - Przypomnij sobie, co mówiłem Lisie. O moim pseudonimie, gdy nazwała mnie psycholem.

Każde zdanie wypowiadał z coraz większym naciskiem. Crystal próbowała przypomnieć sobie wszystko, ale w tych okolicznościach tamta rozmowa zdawała się mieć miejsce wieki temu.

- I zapytał go: Jak ci na imię? Odpowiedział Mu: Na imię mi Legion, bo nas jest wielu. - powiedział David nienawistnym głosem. - Ewangelia świętego Marka.

- Dalej nie rozumiem jaki to ma związek... - Crystal odnalazła plecami ścianę. Wyraźny kontur sylwetki Hallera nakreślony przez iskrzący za nim ogień, przypomniał jej skrywany od bardzo dawna strach. Strach, że nigdy nie odnajdzie siostry. Nie powróci do domu. Że Attilanu już nie ma.

- A Jezus zapytał go: Jak ci na imię? On odpowiedział: Legion, bo wiele złych duchów weszło w niego. Ewangelia Łukasza.

- Przestań cytować Biblię! - ponagliła niespokojnie Inhuman. - I odpowiedz na pytanie!

- Kiedy właśnie próbuję Cię naprowadzić. Ale widzę, że dzisiaj jesteście jeszcze bardziej tępi, niż zazwyczaj.

- Jeszcze raz obrazisz moich przyjaciół, a nie będę nad sobą panować. - po tych słowach wywołała niegroźne trzęsienie ziemi. Szatyna to nie przekonało.

- Jestem Legion. - naprowadził po raz kolejny chłopak. - Skup się Crystal. Jest nas wielu, wielu w niego weszło.

Dziewczyna mimowolnie spojrzała w oczy Davida. Te same w które kilka dni temu mogłaby patrzeć bez końca. Widząc w nich swoje odbicie, przeraziła się na widok własnej, zlęknionej twarzy.

- Masz alter ego. - powiedziała, jakby to właśnie w jego oczach znalazła odpowiedź.

- Punkt dla Ciebie. - pochwalił zadowolony David. - Może nie całkiem alter ego. To trochę skomplikowane, wystarczyło tylko rozszczepić osobowość na dwie części i przypisać im odpowiednie cechy charakteru. Praca bardzo wyczerpująca i skomplikowana, niemalże bolesna... Ale bardzo opłacalna.

- Jest dwóch Davidów... - Crystal powoli analizowała to co powiedział Haller, podłączając pod to własne domysły. - Ten David, którego zaprowadziłam do gabinetu dyrektorki, który poszedł ze mną do kawiarni... i Ty... To zupełnie dwie różne osoby, żyjące w tym samym ciele.

- Jesteśmy tą samą osobą, tylko z dwoma osobowościami. Jeden może przejąć kontrolę nad ciałem i umysłem, kiedy tylko ma na to ochotę... A właściwie tak było do czasu. Kiedy ten drugi, ten milszy David, zaczął się kręcić koło Ciebie, nie mogłem pozwolić, żeby zaprzepaścił taką okazję. Siedziałem cicho z tyłu głowy, aż w końcu całkowicie przejąłem kontrolę nad ciałem i odsunąłem milszą wersję siebie na drugi plan. Co? Mówiłem, że to skomplikowane. - dodał, widząc zmieszany wyraz twarzy Crystal. - Odkryłem w sobie te dwie osobowości, gdy byłem dzieckiem i matka oddała mnie do wariatkowa, twierdząc, iż tak będzie lepiej dla wszystkich. Bla, bla, bla. Udało mi się zwiać, odnalazłem ślad Xaviera w Bayville, a raczej nie było to trudne, bo sam podczas naszych wizyt opowiedział mi o waszej szkółce. Snuł swoją utopie, że pewnego dnia stanę się jednym z was... Kretyn. - Crystal zacisnęła mocno palce, aż poczuła rozdrapaną przez paznokcie skórę. - Tego dnia, kiedy odprowadziłem Cię pod Instytut, zacząłem stopniowo przejmować władzę nad swoją dobrą stroną. W końcu całkowicie mi się to udało i grałem dobrego kolegę. A wiadomo z dniem dzisiejszym mi się to znudziło.

- On gdzieś tam jest? - spytała, nim do mózgu dotarła informacja co właśnie powiedziała.

- Dobry David? Na pewno. Strzelam, że teraz mówi coś o tym, bym nie robił Ci krzywdy, ale to ja jestem jego szefem i jak znajdę sposób na wykurzenie go, to wtedy będę miał władzę absolutną.

- Teraz nie masz?

Legion świdrował Crystal oczami, jakby sam nie wiedział co zamierza z nią zrobić.

- Mam. Na razie, nim dobra osobowość zacznie się sprzeciwiać. Wtedy znowu może przejąć kontrolę nad ciałem, potem znowu ja, później on... I tak w kółko.

Crystal zdawała sobie sprawę, że David bardzo chętnie dzieli się z nią tymi informacjami, niczym złoczyńca wygłaszający monolog przed swym odwiecznym wrogiem. Słuchała go z coraz większym przerażeniem, jednocześnie usiłując wymyślić sposób na wyjście z półkręgu ognia, znalezienie się jak najdalej niego. Niestety nie wiedziała co, prócz wody, może ugasić przeszkodę oddzielającą ich od reszty pomieszczenia. Postanowiła dalej drążyć temat.

- Jak uciekłeś ze szpitala i czemu chcesz zemsty na Profesorze? - teraz Legion bardziej skupił uwagę na ustach Crystal, wychwytując każde słowo. - Podsłuchałam niechcący jego rozmowę. Twierdził, że Ci ze szpitala... Że to on Cię wypisał.

- Podpucha. - odrzekł natychmiast chłopak. - Xavier mnie nie uwolnił. Zrobił to ktoś inny, ktoś komu jestem wdzięczny, że póki co zostawił mi wolną rękę.

- Kto?

W jednej chwili David wrzasnął z bólu i wściekłości zarazem. Wyglądał przez chwilę jak rozjuszone zwierzę, któremu odebrano naturalne środowisko. Odwrócił się do Crystal, prezentując wystającą z prawej łopatki strzałę. Oboje zauważyli stojącą u szczytu schodów Juliette. Trzymała pewnie łuk, celując w Hallera kolejną strzałę. Inhuman nie zdążyła zareagować na cokolwiek, pochłonięta przez podłogę. Zapadła chwilowa ciemność i zaraz znalazła się po przeciwnej stronie płomieni, z Kitty trzymającą ją za kostkę.

- Dziękuję. - wydyszała z wdzięcznością do Shadowcat, pomagając jej wyjść z paneli.

Płomienie rozstąpiły się przed Davidem, nie pozwalając na dłuższe uchwycenie tego obrazu. Niemal natychmiast zniknęły tak jak poprzednie. X-meni znowu stali razem, a David bezceremonialnie rzucił kawałkami strzały w kierunku Juliette, wyglądając przy tym jak obrażone dziecko. Nierówne części wylądowały przed schodami.

Młodzi mutanci ponownie rzucili Hallerowi wyzwanie. Razem stanęli oko w oko z najprawdziwszym przeciwnikiem, który nie był robotem w sali treningowej, ani tarczą z czarnymi okręgami. Xavier często powtarzał im, iż któregoś dnia przyjdzie im się zmierzyć z innymi mutantami oraz jednym bardzo potężnym, niestety nie podał szczegółów. Gdyby chodziło o Davida na pewno zaostrzyłby ich przygotowania i nie traktował niektórych pomyłek pobłażliwie. Legion stanowił bardzo trudny poziom do przejścia. Z myślą, że to zwykły trening, niektórzy próbowali zastosować chwyty wykładane przez Logana, niestety bezowocnie. Szybko zapomnieli o Juliette, rozglądającej się po polu bitwy.

X-meni zajęli Legiona, jednakże nie na długo i biorąc pod uwagę jego moce, zapewne ten pojedynek skończy się marnie. Nie wiedziała jak ma pomóc uwięzionej pod sufitem Ororo, majaczącemu Loganowi i Hankowi, śmiejącemu się w kącie z samego siebie.

Postanowiła zejść na dół i kucnąć przy wózku Profesora. Jedynej nadziei na pokonanie Hallera. Nagle usłyszała huk i zobaczyła leżącą na podłodze Rogue, najwyraźniej dziewczyna próbowała dotknąć przeciwnika w celu pochłonięcia jego mocy i pokonania Davida jego własną bronią. To niewiarygodnie rozjuszyło pozostałych uczniów. Kurt dotknął nadgarstka koleżanki i zniknął z nią, a po chwili znowu dołączył do walki. Juliette początkowo nie zauważyła, że od pewnego czasu jest w swojej naturalnej, niebieskiej postaci.

- Profesorze! - postanowiła dłużej nie marnować czasu. - Dlaczego pan nic nie robi?!

- Ja... - wahanie w głosie Xaviera przyprawiło Moris o gęsią skórkę. Zawsze w jej oczach był zdecydowanym i nieugiętym facetem, mimo swojej niepełnosprawności pomagał wszystkim dookoła, dając uczniom nadzieję i przykład. Teraz błądził niewidzącym wzrokiem po holu Instytutu w poszukiwaniu czegoś, co pewnie nie istniało. - Ja nie umiem.

- Umie pan! - zaprzeczyła Juliette, chwytając mężczyznę za przegub dłoni. Charles zareagował na ten jedyny ciepły gest, jaki odczuł od wtargnięcia Davida. Zamrugał kilka razy, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z obecności Juliette. Dziewczyna szybko odpowiedziała na jego niezadane pytanie. - Przywiozłam tutaj X-men i weszłam drzwiami, kiedy David był z Crystal za płomieniami. Musi pan go powstrzymać.

- Chciałbym, naprawdę. - powiedział na granicy rozpaczy. - Ale nie mogę, nie potrafię zapanować nad Davidem.

- Jest pan telepatą. Potrafi pan podnosić przedmioty poprzez siłę woli, czytać w myślach, a nawet kasować i modyfikować wspomnienia.

- David jest o wiele potężniejszy.

Juliette nie mogła pozwolić, by mentor X-men się załamał. Z opowieści Crystal doskonale wiedziała jakim jest dla nich autorytetem i prawie drugim ojcem. Uzewnętrznił swoją żałość, dając upust łzom. Dwie krople spłynęły żałośnie po jego policzkach, szybko starte przez nadgarstek Juliette. Charles spojrzał uważnie na dziewczynę, mówiąc coś o ucieczce, ale ona nie chciała tego słuchać. Wzrok obojga już nie zwracał uwagi na mogiłę, rozgrywającą się pod dachem Instytutu. Moris miała zadanie. Musiała przekonać Profesora do przeciwstawienia się Davidowi.

Wystarczyło znaleźć czuły punkt Profesora i w niego uderzyć.

- Każdy ma swoje słabe strony, a już na pewno Ci źli. Jak w kreskówkach.

Charles mimowolnie wykrzywił usta w grymasie, który miał posłużyć jako uśmiech. Juliette stąpała po dobrej drodze.

- David jest niedoświadczonym mutantem, znacznie młodszym od pana. Pan opanował swoje zdolności i wykorzystuje je do dobrych celów, natomiast Haller właśnie demoluje panu dom i stosuje przemoc wobec podopiecznych. - rzuciła kątem oka na walkę. X-meni już nie mieli siły walczyć. Kilkoro z nich oddychało z trudem na ciemnych panelach. - Nie wiem jak działa telepatia, ale musi pan znaleźć w sobie odwagę.

- Nie mogę. - powtórzył ciężkim tonem, przełykając z trudem uporczywą gulę w gardle.

- Profesorze. - głos Juliette przybrał stanowczy wydźwięk. - Niech pan pomyśli o uczniach. Teraz walczą z Davidem, bo pan ich tego nauczył, ale nie są jeszcze gotowi do samotnej drogi. Potrzebują kogoś, kto ich ochroni przed złem tego świata. Oni zginą tej nocy, jeśli pan chociaż nie spróbuje. To nie są ćwiczenia, to ich prawdziwy pojedynek.

Legion wytrącił okulary Scotta, kierując nim do ataku na pozostałych X-men, uciekających przed czerwonymi laserami. Bariera Jean zniknęła i David miał wszystkich w garści.

Teraz, albo nigdy.

- Ma pan coś, czego on nie ma. - odezwała się błagalnie Juliette. - On działa sam, ale pan nie. Nigdy pan nie był sam.

Gdy szatynka wyczerpała pomysły na zachęcenie Xaviera do walki, usiadła zrezygnowana na chłodnych panelach. Straciła całą wiarę w Charles'a. Najgorsza była wizja, że nie spotka już nigdy matki ani ojca, nigdy nie dowiedzą się jak tak naprawdę zginęło ich jedyne dziecko. Nagle pomyślała o Lisie, co dziewczyna zrobi, kiedy dowie się o śmierci mieszkańców Instytutu i swoich najlepszych przyjaciółek. Podsycona chęcią zemsty, będzie ścigać Davida, nim ten również ją zabije. Całą ludzkość czeka zagłada, bo jedyna osoba mogąca osłabić Legiona, poddała się w najmniej odpowiednim momencie.

Xavier wyczytał te wszystkie ponure myśli Juliette i jakby wstąpiło w niego nowe życie. Przemówił do szatynki w myślach, co Moris zaskoczyło.

Jest sposób na powstrzymanie Davida, ale bardzo ryzykowny. Tylko ja mogę to zrobić. Nie dam rady bez pomocy.

- Co mogę zrobić? - zapytała ochoczo dziewczyna.

- Odwróć jego uwagę, tak by nie używał mocy. Wtedy będę mógł wejść do jego umysłu.

Juliette wyciągnęła z kołczanu strzałę i podchodząc bliżej Davida, wycelowała w skupieniu przed siebie. Haller uwolnił Scotta spod swojej siły, pozwalając chłopakowi upaść na podłogę jako kolejny przegrany. Nie spodziewał się, że jego następna przeciwniczka będzie uzbrojona w łuk i strzały. Ten widok wyraźnie go rozśmieszył.

- To jakiś kawał? - spytał lekceważąco. - Powiedz, że nie jesteś tak głupia, żeby stać przede mną z tymi patykami. To tylko przykrywka nie? Bo z bólem serca pokonanie Ciebie będzie znacznie szybsze.

- Jedynym pokonanym będziesz Ty. - odparła rzeczowo.

Legion parsknął zadowolony.

- Okej, więc pokaż co potrafisz. - wypiął dumnie pierś, zachęcając Moris do oddania strzału.

- Sam chciałeś.

I nagle Haller chwycił głowę, wrzeszcząc i chodząc na plątających się nogach jak bardzo pijany nastolatek. Ororo odzyskała władzę nad swoim ciałem i wylądowała u przytomnych już Logana oraz Hanka, powstrzymując ich przed zadaniem ciosu chłopakowi. Juliette myślała, że Profesor i Legion muszą staczać w tym momencie pojedynek w umysłach, nawet sobie wyobrażając pusty hol Instytutu. Jedynie z Davidem i Xavierem, pojedynkującymi się za pomocą telepatii. A może nawet i pięści, jednak do tego Charles musiałby chodzić.

- Przestań, przestań! - wykrzykiwał zdesperowany David. - Jesteś nikim! Ty i Twoje pupilki! Pokonam was!

- Mylisz się. - rzucił Xavier niedbale. - To ja jestem Twoim ojcem. Ode mnie masz moce, znam Twoje słabe i mocne strony. Jesteśmy tacy sami.

W przeciwieństwie do Davida, siedział spokoje w swoim fotelu, skupiony na pląsającym po całym holu Hallerze. Wyglądał, jakby ta sytuacja wcale nie przysparzała mu cierpienia. W rzeczywistości było inaczej...

- Nigdy nie będę taki jak Ty! - ryknął David, znikając na oczach wszystkich. Pozostawił po sobie niewielki, czarny kłąb dymu, który zaraz rozproszył się w powietrzu.

Musiało minąć kilka minut, nim dotarło do każdego, że wygrali. Profesor wypędził Davida z Instytutu, płacąc wysoką cenę. Mężczyzna wypadł z wózka, tracąc obraz końca tego koszmaru. Nie był pewny czy ktokolwiek go złapie i zajmie się nim, ale wcale by się nie zdziwił, gdyby było inaczej. Zasłużył sobie na to.



Odzyskał przytomność w swoim łóżku, o dziwo otoczony przez zgraję zapłakanych dziewcząt, chłopców z przygnębionymi minami i instruktorami, poprawiającymi poduszkę, albo po prostu czekającymi na cud. Jedenaście par oczu rozbłysło euforią, pomieszaną z łzami, kiedy ujrzeli Profesora wracającego do żywych.

- Aleś nam stracha narobił. - zaskrzeczał Hank. Od ciągłego krzyku nadwyrężył gardło. - Jak długi leżałeś.

- Nie pomagasz. - warknął groźnie Logan, rzucając kątem oka na Bestię ponad swoje ramię.

Na twarz McCoy'a wstąpił rumieniec, który szybko ukrył wychodząc z pokoju pod pretekstem odnalezienia leku na ból gardła.

- To było niesamowite co pan zrobił. - przyznała Crystal z podziwem.

Charles w otaczającej go grupce odnalazł zlepione włosy i ubrudzoną sukienkę. Moris siedziała niedaleko zbiegowiska na przyniesionym krześle, patrząc w twarz Xaviera wyraźnie dumna.

- Nic bym nie zrobił, gdyby nie Juliette. - zabrał głos Profesor, dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo pojedynek z Davidem go wyczerpał. - To ona zmusiła mnie do wzięcia się w garść.

- A jak przeszyła Hallera strzałą. - przypomniał ekscytujący się Nathan, klepiąc Kurta w prawą łopatkę. - To było... COŚ.

- Każdy by pomógł przyjaciołom na moim miejscu. - szatynka odpędziła od siebie pochwały. - Cieszę się, że David w końcu wie, gdzie jego miejsce.

- Nie na długo. - wtrącił pewnie Profesor, dalej zszargany palącym poczuciem winy. Mógł wyjawić prawdę swoim podopiecznym dużo wcześniej. Teraz w ich oczach nie jest zapewne tą samą osobą. - David zniknął, to fakt, ale wróci jak tylko odzyska siły. Wdarłem się do jego umysłu i próbowałem odszukać drugą osobowość, jednak... Tak jakby go ukrył.

Zapadło głuche milczenie.

- Przepraszam was. - skwitował Profesor do młodych mutantów. - Powinienem wam powiedzieć o Davidzie, kiedy wyjawiłem prawdę Loganowi, Storm i Hankowi. Nie przypuszczałem, że zacznie chodzić do waszej szkoły.

Crystal przypomniała sobie o incydencie mającym miejsce podczas balu. Z początku wstydziła się do tego przyznać, iż przez większość czasu była zwykłą lalką w rękach Davida. Napotkała wyczekujące spojrzenie Juliette, które o dziwo dało jej pewność siebie. Najwyraźniej dziewczyna tak działała na ludzi, dlatego szybko została przewodniczącą liceum.

- Profesorze. Jest jedna sprawa. David zmusił mnie do użycia mocy na balu. Praktycznie wszyscy to widzieli.

- Sądzę, że nie ma powodów do obaw. - powiedział spokojnie ku zaskoczeniu wszystkich. - David chce zniszczyć ludzkość, ale znając go nie zamierza dopuścić do tego, by prawda o mutantach ujrzała światło dzienne zbyt szybko. Sądzę, iż użył swoich mocy wcześniej, wymazując wspomnienia obecnym na balu i zastępując je fałszywym wypadkiem, który niespodziewanie przerwał zabawę. Możecie pojawić się w szkole bez powodów do obaw.

- Skoro pan tak uważa... - odpowiedziała zamyślona Crystal. - Zna go pan najlepiej.

- Dobra, dosyć na dzisiaj tych wrażeń. - oznajmił szorstko Logan, omiatając pokój ostrym spojrzeniem brązowych oczu. - Charles musi odpocząć, a wy posprzątać ten bałagan na dole. I się umyć, wyglądacie jak po bitwie.

Uśmiechając się kąśliwie, stanął przy drzwiach, czekając aż studenci wyjdą z pokoju.

- Odezwał się bohater dnia. - mruknął Scott do Evana i Kurta.

- Mogłabym przenocować w Instytucie? - zapytała nieśmiało Juliette. - Jest już dosyć późno, a chcę oszczędzić rodzicom tłumaczeń.

- Oczywiście, że tak. - zgodził się Xavier.

Nim szatynka opuściła sypialnię Profesora, mężczyzna przypomniał sobie o czymś ważnym i natychmiast zawołał ją po imieniu. Nastolatka wychyliła głowę z powrotem do pokoju.

- Dziękuję za to co mówiłaś.

Z zadowoloną miną popędziła na dół, musiała wysłać zrozpaczonej matce wiadomość, że jest cała i zdrowa, zostanie u Crystal i pokrótce napisać fałszywą informację co było powodem braku odzewu przez pół nocy.  Zaraz potem pomogła młodym X-men w porządkowaniu holu, czując jednocześnie dziwną pustkę, zerkając na radzących sobie mocami mutantów.

- O kur... kurde, kurde. - Spyke uratował się przed użyciem przekleństwa w obecności cioci. - Zostawiłem telefon na sali!

- Omal nie zginęliśmy, Profesor ledwo zipie, a Ty panikujesz z powodu telefonu. - Kitty rozpyliła płyn do mycia szyb nad głową Evana.

- Nie przejmuj się, zaraz po niego skoczymy. - zaoferował Kurt, chwytając kolegę za biceps.

- Też z wami skoczę. To uziemione tornado trzeba uwiecznić. - Nathan machnął swoim telefonem przed twarzą Evana. Zniknęli pozostawiając po sobie ciemny dym, podobny do tego, który zostawił David.

Crystal parsknęła donośnie, a Juliette spojrzała wymownie w sufit. Doskonale wiedziała o czym Inhuman pomyślała, w przeciwieństwie do Jean, Scotta i Kitty. Blondynka obejrzała się, sprawdzając czy instruktorzy porządkują Instytut wystarczająco daleko.

- Podejrzewam... A raczej jestem niemal pewna, że Nathan to gej i pociągnął za sobą Kurta. Może nawet ze sobą chodzą.

- Co?! - jęknął zaskoczony Summers, wypuszczając drogi wazon pozostawiony po matce Profesora. Jean silą woli złapała go kilka milimetrów nad podłogą i odstawiła bezpiecznie na miejsce.

- Ohyda! - Shadowcat skrzywiła się jak po zjedzeniu cytryny.

- Większej bzdury nie słyszałam. - dodała nieprzekonana Grey. - Z moich źródeł wynika, że Nathan gustuje w dziewczynach. A wierz mi, moje źródła są bardzo dogłębne.

Twarz Scotta oblał szkarłatny rumieniec, porównywalny z kolorem szkieł w jego okularach. Na szczęście żadna z koleżanek tego nie zauważyła.

- Czyli... Użyłaś swoich mocy... Ale po co konkretnie? - zaskoczona gwałtownym obrotem Crystal, nie potrafiła znaleźć odpowiedniego wyjaśnienia.

- Noo... Chciałam go przejrzeć. Tak mało o sobie opowiada. - wzruszyła ramionami, uznając, że to normalne zachowanie. - Na pewno nie jest gejem.

- Jak wytłumaczysz, że zna się na kolorach jak mało kto i chodzi wszędzie za Kurtem? - wtrąciła niespodziewanie Kitty. - Lance pochwalił moją sukienkę, używając określenia czerwona, ale Nathan stojący niedaleko zwrócił uwagę, że to karminowy.

Crystal wskazała na Pryde, jakby ta przedstawiła niezbity dowód, potwierdzający jej przypuszczenia. Jean pokręciła zirytowana oczami, dochodząc do wniosku, żeby blondynka sama zapytała Alchemika o jego orientację.

Trzymając parę szpilek w jednej dłoni i pęk kluczy w drugiej, Lisa pokonywała schody obdrapanej klatki schodowej, zatrzymując się przy drzwiach o numerze dwunastym. Szatynka obejrzała dokładnie nienaruszone drzwi, oświetlone mętnym światłem żarówki za ubrudzonym kloszem. Spanikowana obudziła się w samochodzie jednej z uczennic liceum i po niezbyt przyjemnej wymianie zdań, Francuzka nakazała odwiezienie jej do domu. Jednak nie podała adresu Instytutu, a swojej kamienicy, kierowana optymistyczną myślą, że brat zdążył już wrócić i jak na ironię, rozważał zawiadomienie policji o zniknięciu siostry. Nie zapomniała o nieproszonym gościu w płaszczu, który przeglądał jej prywatne przedmioty. To wspomnienie wywołało w niej odruch wymiotny, a jednocześnie napawało dziwną odmianą strachu. Stojąc przed nietkniętymi drzwiami, obmyśliła dwie opcje, jedną radosną i drugą smutną. Brat wrócił, zapewne teraz siedzi w salonie, czeka na Lisę. Albo nieznajomy mężczyzna zorientował się, iż Lisa wcisnęła mu pierwszy lepszy przedmiot i prędzej czy później, wróci z posiłkami.

Co się z nią działo? Ostatnio działała strasznie impulsywnie. Zostawiła mieszkanie, odchodząc do Instytutu i żyjąc tam obok mutantów jak gdyby nigdy nic. A teraz czeka przed porzuconym domem, licząc na komitet powitalny.

Wydarzenia tej nocy nie miały znaczenia. Zniknęły, niczym bańka mydlana nic po sobie nie zostawiając. X-meni na pewno poradzą sobie z Davidem, ona nie zamierzała wtrącać się w nie swoje brudy. Chciała tylko ponownie spotkać brata.

Mały, srebrny klucz otworzył płynnie zamek, który nie miał prawa działać bez przeszkód. Odkąd pamiętała, walczyła z upartym mechanizmem, prosząc non stop, by starszy brat to naprawił. Zaskoczona, z dudniącym sercem weszła niepewnie do mieszkania, jakby spodziewała się, że trafiła pod zły adres i klucz dziwnym trafem pasował. Widok znajomej tapety w przedpokoju, plamy po kawie w wejściu do salonu i drzwi obklejonych plakatami na przeciwko wejścia, utwierdziły Lisę w przekonaniu, że to jej mieszkanie. Zdała sobie sprawę z jednej istotnej rzeczy, która od ostatniej wizyty uległa zmianie. Dziewczyna uciekła z domu po południu, nie mogła więc zostawić zapalonego światła...

Wtem z salonu wyszedł rosły mężczyzna. Jego przystojna, skupiona twarz nie wyrażała żadnych konkretnych emocji, krystalicznie niebieskie oczy zdawały się odbijać największe zło i wzbudzały zaufanie. Kilkudniowy zarost dodawał lat oraz wyglądu drwala, na co Lisa omal nie uśmiechnęła się sama do siebie. Nie był to ten sam osobnik, który wtargnął po zniknięciu jej brata.

- Kim jesteś? - szatynka w panice złapała klamkę, chowając dłoń za plecami, gotowa do ucieczki.

- Czekałem na Ciebie. - odpowiedział niezwykle miłym tonem. - Nie musisz się bać. Nic Ci nie zrobię... Chociaż biorąc pod uwagę nieprzyjemne okoliczności, mnie też obleciałby strach.

- Przysłał Cię tamten? - dopytała, napierając na klamkę z coraz większą siłą. - Nie wiem co chcecie od mojego brata, ale przysięgam, że nie wiem o co wam chodzi.

Nieznajomy przechylił głowę w bok, wciąż lustrując Lisę spokojnym spojrzeniem.

- Nie wiem kogo masz na myśli. - przyznał po chwili ciszy. - Owszem, znam Twojego brata, ale nie mam wobec was złych zamiarów.

Lisę nie przekonała jego szczerość i chęć przeprowadzenia przemiłej pogawędki. Jeśli wtargnął do cudzego mieszkania, to najwyraźniej miał jakiś istotny powód. Znowu się odezwał, przypominając Francuzce o zagrożeniu.

- Może zanim zaczniemy, pozwolisz, że się przedstawię... - zaczął bezprecedensowo, nie zbliżając się do Lisy nawet na pół kroku. - Nazywam się Erik Lehnsherr, ale mówią na mnie Magneto.