sobota, 18 marca 2017

9. Ślepy zaułek

- Kurt, spalisz tosty! - krzyknęła Kitty, obserwując jak Nightcrawler obsługuje toster. Śniadania u Xaviera nie należały do najcichszych, to samo było w przypadku późnych obiadów. Ciągły ambaras mógł wydawać się nie do zniesienia, jednakże Crystal uwielbiała poranną krzątaninę i niekiedy bluzgi, uciszane przez Xaviera, lub Ororo. Porządna dawka śmiechu przydawała się, kiedy miała spędzić pół dnia w szkole, a potem nad pracą domową i nauką.
Przez wydarzenia minionych dni, kompletnie zapomniała o jesiennym balu, który nieuchronnie zbliżał się wielkimi krokami. Impreza ta była tradycją liceum od ponad pięćdziesięciu lat, czyli mniej więcej od czasu założenia szkoły i wypadała zawsze w tym samym dniu. Pech chciał, że w tym roku bal poprzedzał mecz, więc sala gimnastyczna zaraz za skończonymi zawodami, musiała mieć zaplanowane umieszczenie dekoracji. Wszyscy nagle zapomnieli o wczorajszym zwycięstwie Evana, jakby nigdy nic podobnego nie miało miejsca. Jean przyniosła ze sobą kalendarz, wypchany wieloma kartkami i przepełniony zapiskami na każdy dokładnie zaplanowany dzień tygodnia. Odnalazła datę balu.
- Która z was chciałaby, żeby jej zrobić fryzurę? - nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo las rąk niemal natychmiast wypełnił kuchnię. Nawet Rogue (ku zaskoczeniu wszystkich) znalazła się w tym gronie. Jean westchnęła, planując rozmieszczenie każdej dziewczyny w odpowiedniej godzinie.
- Lisa, a Ty nie chcesz? - zapytała Crystal. - Jean zna się na rzeczy, jeśli chodzi o robienie fryzur.
- Dzięki, Crystal. - odezwała się Grey, notując w kalendarzu.
- Nie lubię się stroić. Przecież wiesz. - Francuzka wzruszyła obojętnie ramionami. - Najchętniej to bym poszła w glanach.
Kitty spojrzała na Lisę, jak na wariatkę, natomiast Crystal była przyzwyczajona do zachowań przyjaciółki. Shadowcat rozlała wodę na herbatę do kubków, niestety nie dla wszystkich starczyło.
- Crystal, mogłabyś? - pomachała ostrożnie czajnikiem elektrycznym. Blondynka wykonała jeden ruch dłonią, a puste kubki wypełniły się ciepłą wodą.
- To jest bal, Lisa nie mogłabyś chociaż raz nagiąć zasad i zaszaleć? - poradził Kurt, zeskrobując spalone kawałki tostów z tostera.
- Mogłabym Cię umalować. - zaproponowała Kitty, uważnie patrząc na szatynkę, jakby już układała plan perfekcyjnego makijażu. Za jej plecami, Crystal stanowczo pokręciła głową i wskazała na siebie. Nigellissa uspokoiła się.
- W sumie... - mruknęła pod nosem, a następnie westchnęła, jakby wiedziała, iż nie ma szans z dwiema dziewczynami. - Jean, jakbyś miała jeszcze ochotę to mogłabyś mi zrobić jakąś fryzurę?
- Nie ma sprawy, damy radę. - odparła ruda, dopisując Lisę i zamykając kalendarz. - Człowiek nawet jak zaplanuje sobie dzień, to i tak ma dużo obowiązków.
Do kuchni wszedł Evan, trzymając plik kartek w kratkę i uważanie analizując zapisane na nich słowa. Zajął wolne miejsce obok Lisy, co szatynka wykorzystała, aby zobaczyć co tak zaciekawiło Spyke'a.
- Po co Ci to? - zapytała, czytając po kolei tytuły znanych piosenek.
- Jestem odpowiedzialny za muzykę na bal, a wypadałoby już dać Juliette wstępną listę.
- Juliette serio zrobiła Cię DJ'em? - zdziwiła się Lisa.
- Tak. Masz z tym jakiś problem? - Daniels przeniósł podejrzliwe spojrzenie z kartek na Lisę. Dziewczyna uniosła kąciki ust ku górze.
- Ależ skąd. - zapewniła, chociaż wiedziała po minie Evana, że jej nie uwierzył.
Reszta lokatorów zjawiła się w samą porę. Jak co rano, Storm włączyła niewielki płaski telewizor na blacie koło okna, żeby Crystal mogła śledzić wiadomości. Odkąd zamieszkała w Instytucie, przy każdym posiłku musiała zerkać na wiadomości, przekonana, że niebawem usłyszy coś o znalezionej siostrze. Niestety ten dzień nigdy nie nadszedł, jednak Inhuman nie traciła nadziei. Temat meczu nie schodził z niczyich ust, a pogrążony w myślach Evan jedynie potakiwał głową.
- Na pewno nie chcesz się zapisać do drużyny? - Lisa dopytywała Kitty przy każdej możliwe okazji. Po ułożeniu tak dobrego układu, Pryde nie mogła odpędzić się od szatynki.
- Nie to nie dla mnie. - powiedziała z przekonaniem. - To troszkę frustrujące, kiedy chłopaki na Ciebie patrzą, a ty nosisz krótką spódniczkę.
- E tam. - rzucił Nathan, rozsmarowując ketchup na toście. - To najlepsza część meczu.
Lisa obrzuciła chłopaka gniewnym spojrzeniem, powodując zadowolenie u wszystkich. Wyciszona Crystal zwróciła uwagę X-men, kiedy nagle przerwała spożywanie posiłku i natychmiast podeszła do telewizora. Głos reporterki, stojącej nad rzeką był głośny, więc nawet przez wiejący w mikrofon wiatr, mogli usłyszeć jej słowa.
- Do dramatycznego wypadku doszło w nocy. Autobus wiozący grupę licealistów wpadł do rzeki z ogromną prędkością, jak twierdzi miejscowa policja. Obecnie przejazd tym odcinkiem drogi jest zamknięty, ponieważ od samego rana trwają akcje wyławiania ciał. Z informacji od szkoły w Bostonie, wiemy, że autobus musiał przewozić około trzydziestu osób. Zeszłego wieczoru, pasażerowie brali udział w meczu z liceum Bayville. Przyczyna wypadku pozostaje nieznana, jednak o wszystkich nowinach będziemy informować na bieżąco.
Reporterka zniknęła, a kamery zaczęły odbierać obraz ze studia. Crystal spojrzała na przerażone twarze młodych X-men. Najbardziej jednak martwiła ją Lisa, której twarz przybrała kredowy odcień. Powoli odłożyła niedokończonego tosta na talerz i oparła się plecami o krzesło.

Juliette stała w kolejce z trzema tacami, mając nadzieję, że Crystal albo Lisa niebawem się zjawią i pomogą jej przenieść jedzenie na stolik. Niespodziewanie usłyszała obok siebie dobrze znany głos:
- Gdzie zgubiłaś swoje przyjaciółki? 
Dziewczyna spojrzała zaskoczona na Todda. 
- Zaraz przyjdą. - odparła lekceważąco. - A gdzie masz swoich koleżków?
- Pietro woli zjeść na mieście, a Lance ostatnio sporo przesiaduje u Darkholme. 
- Miejmy nadzieję, że po balu to się skończy. - mruknęła Juliette, jednakże nie uszło to uwadze Todda.
- Jesteś zazdrosna. - zauważył, uśmiechając się triumfalnie. - Nie jesteś zadowolona z tego, że Lance siedzi u dyrektorki, częściej niż Ty. 
- Nieprawda. Niech Lance się przysłuży trochę dla szkoły. 
Teatralnie odgarnęła ciemne loki za plecy, nie chcąc pokazać chłopakowi, iż ma rację. Średniego wzrostu kucharka nałożyła porcje klusek z sosem i mięsem na tacki. Juliette patrzyła na obiad z grymasem, natomiast Todd wciąż patrzył na Juliette, co ją peszyło. 
- Słuchaj, jeśli mam coś na twarzy to po prostu powiedz. 
- Nie, nie o to chodzi... Akurat twarz masz dzisiaj ładną... To znaczy zawsze masz.
Szatynka omal nie wypuściła dań z rąk. Spojrzała na rozmówcę z politowaniem, po czym westchnęła, jakby pozbywała się ciężaru. 
- Todd, mówiłam Ci to od pierwszej klasy. Nie umówię się z Tobą. Przepraszam, ale nie jesteś w moim typie... Z resztą nie spodobałabym Ci się pod względem charakteru. Crystal i Lisa ledwo ze mną wytrzymują. 
Chciała jak najszybciej go wyminąć i uciec do stolika przy drzwiach, gdzie czekała na nią Crystalia, obserwująca zajście przy bufecie. Najwyraźniej ją to bawiło, bo uśmiechała się od ucha do ucha. 
- Mieszkam pod jednym dachem z Pietro i Lancem, więc żadne zachowanie nie jest mi straszne. 
- Wybacz, ale się spieszę, dziewczyny siedzą głodne przy stole. 
- Może przemyślisz to do jutra? - Todd nie zamierzał odpuścić. Juliette przełknęła ciężko ślinę. 
- Zgoda. - westchnęła. - Ale naprawdę muszę iść. 
Niesienie takiej ilości tac nie należało do prostych zadań. Dwie chwyciła w dłonie, natomiast trzecią położyła na przedramieniu. Doszła do stolika, trafiając w środek rozmowy między Crystal i Lisą, która niedawno dołączyła do blondynki. 
- Przecież Todd kocha się w Juliette od podstawówki. - powiedziała Inhuman, zerkając na siadającą przyjaciółkę. 
- To takie słodkie. - przyznała Lisa z sarkazmem. - Kochać się w jednej osobie od szczeniaka. 
- Dajcie mi spokój. - burknęła urażona przewodnicząca. - Dlaczego Todd upatrzył sobie za cel akurat mnie?
- Nie za cel, a damę swego serca. - poprawiła Crystal, chwytając Juliette za ramię. 
- Mam nadzieję, że dostaniemy zaproszenie na ślub i będziemy mogły być Twoimi druhnami. - Lisa zrobiła unik, przed zmiętą chusteczką od rozzłoszczonej Moris. 
Crystal uniosła dłonie w geście pojednania. 
- Dobra, uspokójmy się. Przecież tak naprawdę każdemu mógł się trafić taki Todd. Z resztą Pietro nie był lepszy, co dowodzi temu, że nad chłopcami z Brotherhood ciąży jakieś fatum. - spojrzała na Juliette, mieszającą swoje danie. - Czego właściwie od Ciebie chciał?
- Tego co zawsze... - mruknęła znudzona. Po chwili ciszy, wyprostowała się na krześle. - Możecie mi powiedzieć jedną rzecz, ale szczerze?
- Pewnie. - Francuzka skinęła głową, zajadając obiad.
- Czy ja jestem nudna? - zapytała wprost. 
Dwie przyjaciółki spojrzały po sobie, obie były zaskoczone tym pytaniem.
- Oczywiście, że nie. - odparła przekonująco Crystal, a Lisa poparła ją ruchem głowy. - Jesteś najfajniejszą osobą, jaką znamy. 
- No i strzelasz z łuku. - dodała Rousseua, próbując pokrzepić szatynkę. - Jesteś mądra, zabawna, ogarniasz sprawy szkolne. Wzór do naśladowania. 
- Dlaczego w to wątpisz? - uśmiechnęła się Crystal. - Gdybyś była nudna, Lisa dawno by Ci to wygarnęła.
- Dokładnie! Przecież wiesz, że jestem szczera do bólu. 
Juliette z paniką w oczach rozejrzała się we wszystkie strony. Jej przyjaciółki zwróciły na to uwagę. 
- Zapomniałaś czegoś? - zapytała ciekawa Amaquelin. 
- Nie słyszałyście? - szatynka skupiła uwagę na dziewczynach. Nie bardzo wiedziały jak mają zareagować na dziwne zachowanie Juliette. 
- Czego niby? - dopytała Lisa. 
- Jakaś kobieta krzyczała. Jakby tuż obok mnie. 
Moris zdała sobie sprawę, że nawet z jej perspektywy te słowa brzmią strasznie. 
- Naprawdę... - dodała pospiesznie. - Nie okłamuję was. Słyszałam krzyk kobiety. 
- Juliette... - zaczęła spokojnie Crystal, jednakże szatynka wstała z miejsca. Wybiegła ze stołówki, a Lisa i Crystal po kilku sekundach wyszły za nią, zostawiając obiad na stoliku. 
Znalazły Juliette w łazience, gdzie przepłukiwała twarz. Strumień zimnej wody wyciekał z kranu, rozbrzmiewając na całą łazienkę. Przyjaciółki Juliette stanęły obok niej. 
- Nie kłamię. - odezwała się poważnym tonem. - Naprawdę to słyszałam. Wiem, że w waszym odczuciu to brzmi bardzo dziwnie, nawet sama sobie bym nie uwierzyła. 
- Wierzymy Ci. - przerwała Lisa. - Jednakże słyszenie głosów, których nikt inny nie słyszy jest straszne. A zwłaszcza jeśli są to krzyki. 
- Na początku się wystraszyłam, ale potem jakby podświadomie doszło do mnie, że te krzyki nie są straszne. Poczułam dziwne ukojenie. 
Crystal z dudniącym sercem podparła dłonie na biodrach, w myślach analizowała dzisiejszą sytuację i niedawną wizję przyjaciółki. Za tymi przypadkami musiało kryć się coś więcej. 
- Juliette, nie chcę Cię w żaden sposób niepokoić, ale moim zdaniem powinnaś porozmawiać o tym z Profesorem Xavierem. 
Brązowe oczy Juliette powiększyły się o kilka milimetrów. Patrzyła przestraszona na blondynkę. Crystal znała ją od małego i doskonale wiedziała, iż w takiej sytuacji szatynka na pewno posłucha rozsądku, zgodzi się na pomysł Inhuman. Jeszcze dziś będzie chciała spotkać się z Charlesem. Reakcja przyjaciółki zdziwiła ją. 
- Nie chcę. - odparła pewnie. - Nie chcę marnować jego czasu, na pewno ma ważniejsze sprawy na głowie, niż słuchanie problemów nastolatki. Poza tym nic się nie dzieje. 
- Nic się nie dzieje?! - Lisa omal nie wybuchnęła złością. - Juliette, słyszysz krzyki nieistniejących osób, a ostatnio miałaś wizję. To nie może być zwykły problem nastolatki. 
- Na pewno za dużo pracuję i nie mam czasu dla siebie. - wyjaśniła, starając się uspokoić nerwy. - Co wy na to, żebyśmy po lekcjach pojechały do galerii? 
Crystal spojrzała współczująco w oczy Lisy. Obie skinęły głowami od niechcenia. 
- Dobra, ale jak jeszcze raz zdarzy się taka podejrzana sytuacja, wtedy idziesz do Xaviera, choćbym miała Cię zaciągnąć siłą. 
- A ja jej pomogę. - zawtórowała Francuzka. 
Moris oparła się plecami o chłodną ścianę łazienki. 
- Myślisz, że mogę być mutantem? 
- To zależy od kilku czynników... - Crystal patrzyła na zaniepokojoną Juliette. - Chcę, żebyś porozmawiała z Profesorem nie z powodu podejrzenia, ale dlatego, że jest telepatą. Będzie mógł zajrzeć do Twojego umysłu i znaleźć źródło tych dziwnych zachowań.

Przed dzwonkiem na lekcje, Pietro zdążył wrócić z chińskiej knajpki w centrum miasta. Zawsze uważał swoje zdolności za dar od losu, dzięki nim mógł wyjść ze szkoły do miasta i wrócić za kilka sekund. Wyrzucił pusty pojemniczek do kosza i zaraz rozległ się znajomy głos, przywodzący na myśl kłopoty.
- Co słychać Maximoff? - zapytał David, wesołym tonem.
- Całkiem nieźle. - odpowiedział siląc się, by nie brzmieć zbyt podejrzliwie. - A co u Ciebie?
- Wiesz, ostatnio spędzamy z Crystal sporo czasu. Coraz bardziej dziwi mnie, że taka dziewczyna spotykała się z Tobą. - uśmiechnął się złośliwie.
- Niestety kolego, to już skończony rozdział i nie obchodzi mnie co tam razem robicie.
Chłopak powoli ruszył przed siebie, jednakże David nie dawał za wygraną.
- Przyznaj się, zależy Ci na niej jak cholera. Kto jak kto, ale Ty chyba powinieneś lepiej ukrywać swoje uczucia. W końcu przed wszystkimi zgrywasz niedostępnego.
- Co Ty możesz wiedzieć o moich myślach. - Pietro odwrócił się gwałtownie na pięcie. - Nie wysilaj się i tak mnie nie sprowokujesz.
Uśmiech zniknął z twarzy Davida. Pokręcił głową, wciąż patrząc na Maximoffa.
- Nic o mnie nie wiesz Pietro. Chciałem Cię spytać o pewną rzecz związaną z Crystal.
- Spadaj, na pewno Ci nie pomogę. - fuknął, po czym odszedł w swoją stronę, nie dając upustu złości. David nie lubił, kiedy ktoś go olewał. Szybko podszedł do rozmówcy.
- Chcę wiedzieć o Instytucie Xaviera i kim dla niego jest Crystal.
- A co Cię to niby obchodzi? - Pietro zmarszczył brwi, uważnie patrząc na Hallera.
- Chcę wiedzieć o wszystkim, co dotyczy Crystal.
Quicksilver stanął, jakby wpadł na niewidzialną ścianę. Ton jakim posługiwał się David, przyprawiał go o mrowienie w żołądku i niepokój.
- Mówisz jak psychopata. - stwierdził szczerze. - Ode mnie niczego się nie dowiesz.
W oczach Davida zatańczyły wściekłe iskierki. Pietro zacisnął szczękę, gotów w każdej chwili uderzyć chłopaka w twarz.
- Hej, Pietro! - doszedł do nich głos Todda. - Wszędzie Cię szukałem. Zgadnij, co znowu usłyszałem.
- Chyba nie chcę wiedzieć. - odpowiedział Maximoff, zapominając o sprzeczce z Davidem. Szatyn słuchał uważnie, co Tolansky ma do powiedzenia.
- Twoja Crystal wybiera się dzisiaj z Lisą i Juliette do galerii handlowej, szukać kiecek na bal. Może to dobra okazja do małego szpiegowania?
- Znowu podsłuchałeś rozmowę Crystal? Czy Ty nie masz lepszych rzeczy do roboty?
- Przecież wiesz, że nie.
Złość spłynęła z twarzy Davida. Uśmiechnął się lekko w stronę Pietro, a ten przymknął oczy, czując na sobie jego przeszywający wzrok.
- To może Twój kolega mi odpowie na parę pytań.
- Nie, nie odpowie. - warknął białowłosy przez zaciśnięte zęby. - Todd, nie mów mu nic o Crystal.
- Ooo... walka samców. No weź Pietro, niech ma chłopak jakieś szanse. Będzie ciekawiej. Co chcesz wiedzieć?
David i Todd odeszli w stronę stołówki, zostawiając bezradnego i wściekłego Pietro. Maximoff kopnął najbliższy kosz na śmieci, ale wyładowanie energii nie pomogło.
Cwaniak, pomyślał. Przeklęty cwaniak.

Od czasu rozmowy w toalecie, Lisa nie wydukała z siebie ani słowa. Większość uczniów w szkole rozmawiała o wypadku, dzielili się najnowszymi doniesieniami z internetu i snuli własne teorie, lub po prostu tkwili w zadumie.
"Kierowca na pewno był pijany", "Okaże się, że przez ulicę przebiegło jakieś zwierzę", "A może złapał gumę i nie mógł zahamować". Coraz nowsze wieści dochodziły do uszu Lisy, potęgując w dziewczynie poczucie winy, za to jak potraktowała Christine. A teraz prawdopodobnie leży gdzieś na dnie rzeki i ją odnajdą, albo nie. Przed oczami zobaczyła wykreowaną przez siebie płaczącą parę nad grobem córki...
Nadeszła ostatnia lekcja - chemia. Francuzka usiadła obok Crystal, a chwilę potem dołączyła do nich Juliette. Moris schowała do torby kartki, które rano zapisał Evan, po czym spojrzała smętnie na Lisę.
- Wszystko okej? - spytała, najdelikatniej jak potrafiła.
- Nie. Nic nie jest okej. - odparła Lisa, a jej głos brzmiał bardzo ckliwie. Crystal i Juliette spojrzały na siebie ze zdziwieniem. Nigellissa była ostatnią osobą, którą posądziłyby o uzewnętrznianie smutku. Wyglądała jakby czekała na bolesną karę.
- Myślisz o tym wypadku? - dopytała Crystal.
- To moja wina. - odparła, prawie płacząc. - To ja ich wszystkich zabiłam.
- Nie pleć bzdur. - Inhuman przytuliła przyjaciółkę. Głaskała jej ciemne falowane włosy, zastanawiając się jak mogłaby pomóc. Rozejrzała się po klasie, a jej wzrok napotkał Davida. Jako jedyny zdawał się nie przejmować porannymi wiadomościami, albo bardzo dobrze ukrywał swoje zmartwienie.
Crystal nigdy nie robiła niczego pochopnie. Zawsze przemyślała nawet najmniejszą sprawę. Ostatnie dni dały jej do zrozumienia, że większość rzeczy uległa zmianie. Po skończonej lekcji, Crystal zagadała przyjaciółki, nie tracąc przy tym z oczu Davida.
- Zobaczymy się przy samochodzie, muszę coś załatwić.
- Tylko szybko. - Juliette, zaprowadziła Lisę do wyjścia z klasy. Natomiast Inhuman ruszyła za Davidem na korytarz.
Nie wiedziała jak powinna zacząć rozmowę, by nie poczuł się osaczony. Ku zaskoczeniu dziewczyny, Haller stanął na środku korytarza i spojrzał na nią rozbawionym spojrzeniem.
- Musisz poćwiczyć skradanie się. - zagadał dziarskim tonem.
- Ja tylko... - pomyślała chwilę, by nie wydać swoich prawdziwych zamiarów. - Chciałam Cię spytać, co sądzisz na temat tego wypadku? Paskudna sprawa, nie?
David patrzył na twarz Crystal, jakby dokładnie lustrował jej umysł. Crystal coraz bardziej martwiła się o to, że jej głos brzmiał zbyt oskarżycielsko, a chłopak na pewno coś podejrzewa. Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła dobrze znany jej uśmiech.
- Chyba nie dogadywałyście się z dziewczynami z Bostonu. - gwałtowna zmiana postawy rozmówcy oraz toku konwersacji, zaniepokoiły Inhuman.
- To były zwykłe waśnie między drużynami. Nic nie znaczące. Tak jest na każdym meczu.
David wzruszył obojętnie ramionami.
- Cóż, lepiej zapobiegać niż leczyć.
Rozejrzał się po korytarzu. Nie minęła sekunda, a chwycił Crystal delikatnie za ramiona i popchnął w stronę szafek. Dziewczyna przywarła plecami do zimnego metalu. Wydawało jej się to dziwne, ale nie bała się tak jak wtedy przed Instytutem, gdy David pocałował ją w policzek. Jakiś głos wewnątrz głowy podpowiadał jej, że musi wysłuchać Hallera.
- Uważasz mnie za świra? - zapytał wprost, co zaskoczyło Crystal. - I nie próbuj kłamać. Doskonale wiem, kiedy ktoś wciska mi kit.
Blondynka zmarszczyła podejrzliwie brwi. Po krótkim milczeniu, wciąż patrzyła mu w oczy.
- Jesteś mutantem. - stwierdziła, bez cienia wątpliwości. Coś dziwnego zawładnęło jej ciałem, jakby nagłe omdlenie, chociaż wciąż stała na nogach.
- Ładna i bystra. Jesteś dla mnie idealna. - jego głos zmienił się nie do poznania, ale co dziwniejsze, sama Crystal przestała myśleć o Lisie, porannych wiadomościach, tym samym zapomniała dlaczego rozmawia z Davidem. Po usłyszeniu komplementu, zarumieniła się.
- Uważasz, że jestem ładna? - okręciła złocisty kosmyk na palcu. Nie zwracając uwagi na coraz bliżej stojącego Davida.
- Bardzo ładna. - odpowiedział zawadiacko. - Chyba oszalałem na Twoim punkcie.
Te słowa sprawiły, że po ciele Crystal przeszedł dreszcz, porównywalny do prądu. Para niebieskich oczu dalej na siebie patrzyła, z równym pożądaniem. Nagle stało się coś, co spotęgowało przebieg prądu w żyłach dziewczyny, ich usta złączył namiętny pocałunek. Nogi Inhuman nagle straciły czucie, chciała, by David trzymał ją jak najmocniej.
Przywarli ciałami do siebie. Crystal zatopiła palce w jego jasnobrązowych włosach, a w jej głowie coś zatrzeszczało, jak przerwana taśma filmowa. Zaraz usłyszała głos Profesora Xaviera, z początku wydający się odległym snem.
"Crystal, kup mleko po drodze ze szkoły"
Ta jedna chwila starczyła, by odepchnąć delikatnie Davida.
Zaskoczony Haller, patrzył z dziką ekscytacją na blondynkę. Amaquelin przypomniała sobie o czekających na nią Juliette i Lisie.
- Muszę już iść. Umówiłam się z dziewczynami do galerii.
- Szkoda. - powiedział zawiedziony chłopak, poprawiając fryzurę. - Miałem nadzieję, że pójdziemy w bardziej ustronne miejsce.
- Chciałabym, ale może innym razem. - kątem oka ujrzała plakat, informujący o balu jesiennym. - Wybierasz się na bal?
- Tylko jeśli Ty tam będziesz.
- Będę.
- W takim razie przyjdę. A teraz lepiej idź kupić sobie coś ładnego.
Kiedy zniknął za zakrętem, Inhuman poczuła się jak obudzona ze snu. W głowie miała pustkę, pamiętała drogę przez korytarz do Davida, zapytała o wypadek autobusu, a on odpowiedział, że o tym słyszał i uznał to za straszną tragedię. Właśnie skończyli rozmawiać, a ona miała iść do samochodu Juliette. Nie wiedziała dlaczego czuła nagłe podniecenie. Może w towarzystwie Hallera już kompletnie traciła głowę?

Galeria handlowa w porze popołudniowej nie mogła się skarżyć na brak gości. Juliette zaprowadziła przyjaciółki do jednego z wielu sklepów, gdzie już na wystawach dało się zobaczyć piękne kreacje wieczorowe. Sklep "Belle Note" nie cieszył się dużą klientelą, po minach dwóch kobiet Lisa uznała, iż nie kupią tutaj nic. Francuzka omal nie wybuchnęła śmiechem, kiedy zobaczyła długą suknię w kanarkowym kolorze za dwa tysiące dolarów. Tiulowy dół i wysadzany diamencikami gorset, zdecydowanie odbiegały od jej wyobrażeń idealnej sukienki.
- Ja nic tutaj nie znajdę. - powiedziała bez ogródek.
Moris rozejrzała się dookoła, oglądając kreacje. Wyczekujący wzrok przeniosła na Crystal.
- Te ceny są zabójcze. - przyznała Inhuman. - Musimy poszperać gdzieś indziej.
Cała trójka wyszła, nim ekspedientka zdążyła zaoferować pomoc.
- To już trzeci sklep, jak tak dalej pójdzie nic nie znajdziemy, a bal już po jutrze.
Po przejściu prawie całej galerii, natrafiły na ostatnią deskę ratunku w postaci nierzucającego się w oczy sklepu. Neonowy szyld z nazwą przygasał co jakiś czas, by za chwilę znów rozbłysnąć różowym światłem. Miejsce przepełnione ubraniami oraz większą ilością klientek przyprawiło Lisę o zadowolenie. Entuzjazm szatynki popierały również Crystal i Juliette. Z głośników dobiegała właśnie piosenka Helpless Blues - The Bamboos, gdy niska dziewczyna o azjatyckiej urodzie podeszła do przybyłych, uśmiechając się szczerze.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Szukamy sukienek na bal szkolny. - odpowiedziała Crystal. - Przeszłyśmy już większość sklepów i nic nie zwróciło naszej uwagi.
- Sukienki znajdziecie na końcu sklepu, ewentualnie w koszu obok przymierzalni.
Wszystkie trzy skinęły głowami i odeszły we wskazane miejsce. Kilka metrów przed wieszakami, Juliette zauważyła różową sukienkę z tiulem do kolana i brokatowym gorsetem bez ramiączek. Chwyciła kreację w dłonie, po czym przyłożyła ją do Crystal.
- Zdecydowanie nie. - powiedziała stanowczo.
Juliette patrzyła na Inhuman z grymasem.
- Gdyby Wolverine mnie w tym zobaczył, pewnie pękłby ze śmiechu. I tak już mnie uważa za lalkę Barbie.
Lisa parsknęła śmiechem, przeglądając wiszące niedaleko sukienki w ciemnych kolorach.
- Założyłabyś coś... Innego. - Moris obejrzała ubranie przyjaciółki od góry do dołu. - Cały czas zakładasz czerń, biel, granat albo czerwień od święta. Zaszalałabyś chociaż raz i zaskoczyła wszystkich.
- Już samo to, że zmusiliście mnie do pójścia na bal jest godne podziwu. - prychnęła Francuzka, przypominając sobie słowa Kurta, a znacznie wcześniej Profesora Xaviera. Będzie żałować, jeśli nie posłucha rady inwalidy. - Co masz na myśli mówiąc "coś innego"?
Juliette posłała Crystal entuzjastyczny uśmiech i natychmiast pociągnęła Lisę w stronę sukienek, o których Nigellissa nawet nie myślała, że kiedykolwiek założy.
W tym samym czasie, piętro niżej, chłopcy z Brotherhood siedzieli przy jednym z wielu stolików należących do pobliskiej kawiarenki. Lance monotonnie mieszał zamówioną niedawno kawę, a Todd cierpiał przygnieciony ciężarem ogromnej ilości sklepów i ślepo zapatrzonych w wystawy ludzi.
- Co my tu robimy, ja chcę do domu... - jęczał Tolansky.
- Pytaj pomysłodawcę tej wspaniałej wycieczki. - Alvers wskazał ruchem głowy na Pietro. Chłopak wrócił do nich z reklamówką i najwyraźniej nie chciał, by jej zawartość została odkryta, co świadczy o odepchnięciu Todda, kiedy ten natychmiast ją przechwycił.
- Jestem od Ciebie szybszy, żabo.
- Ej, bez wyzwisk!
- Pietro, co my tu robimy? - zapytał Lance, przerywając sprzeczkę kolegów.
- Jak to co... No jest ten cały bal i Raven powiedziała, żebyśmy kupili sobie coś w czym będziemy mogli się pokazać.
- Kto idzie, ten idzie. - odparł lekceważąco Toad. - Nie zamierzam się wygłupiać i paradować w krawacie.
- Juliette zarządziła, że każdy facet ma mieć muchę. - poprawił Lance.
- To jeszcze gorzej.
Tolansky miał zamiar odejść, jednak w mgnieniu oka rozpoznał burzę kręconych loków Juliette. Dziewczyna szła w towarzystwie roześmianych przyjaciółek i żadna z nich nie zwróciła uwagi na obecność kolegów ze szkoły. Pietro przełknął ciężko ślinę, natomiast Lance westchnął, patrząc na Maximoffa współczująco.
- Pietro, pogódź się z tym, że Crystal nie wróci. Chyba nie raz dała Ci to jasno do zrozumienia.
- Nie byłoby nas tutaj, gdyby Todd nie wygadał Hallerowi wszystkiego na jej temat. - przeszył szatyna piorunującym wzrokiem. - Co mu powiedziałeś?
- Niewiele. Serio Pietro, myślałem, że będzie chciał znać szczegóły waszego związku, ale wypytywał mnie głównie o szkółkę Xaviera i kto do niej należy.
- A Ty oczywiście mu wymieniłeś wszystkie imiona i nazwiska.
- Oczywiście, że tak. Wyluzuj Quicksilver, widzisz tu gdzieś Davida? Bo ja nie bardzo.
- On jest jak cień, tylko czeka na odpowiedni moment.
Nawet nie zauważyli nieobecności Lance'a, który korzystając z okazji, wymknął się do pobliskiego sklepu. Jednak to nie kupno koszuli, czy spodni go tam sprowadziło, a Kitty Pryde. Dziewczyna, podobnie jak reszta jej koleżanek, poszukiwała sukienki. Ponieważ był to sklep zarówno z działem męskim, jak i damskim, Avalanche udał zainteresowanie białymi koszulami. Co jakiś czas spoglądał krótko na kroczącą między wieszakami Kitty.
W rzeczywistości nie uważał starań Pietro za bezsensowne, bo sam w tajemnicy przed resztą społeczności żywił niewinne zauroczenie postacią Shadowcat. Nie przeszkadzało mu jej zakręcenie, nawet uznał niesforność szatynki za uroczą. Lubił patrzeć jak każdego dnia poprawia innym humor, albo się wścieka na Kurta. Czasem szedł do szkoły tylko po to, żeby ją zobaczyć, a nie z powodu oceny za sprawowanie.
- Lance? - dobrze znajoma barwa głosu rozbrzmiała za jego plecami. Odwrócił się, zaskoczony tak bliską obecnością Kitty.
- Cześć. Co tu robisz?
Shadowcat uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jak większość dziewczyn, szukam sukienki na bal... Nie mów mi, że masz zamiar włożyć koszulę, bo chyba nie uwierzę.
- A chcesz się założyć? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. - Darkholme mi kazała ze względu na ten bufet.
- No proszę, skąd taka nagła zmiana? Dlaczego nagle chcesz wszystko poprawić?
- Muszę skończyć liceum, to wszystko... Powiedzmy, że mam w tym jakiś swój interes.
- Okej, nie naciskam. - dziewczyna odwróciła się z zamiarem dalszych poszukiwań. - Mam nadzieję, że ta koszula to nie będzie blef i jednak ją założysz.
Westchnął, patrząc na równo ułożone koszule w różnych odcieniach. Teraz, bez zbędnych komentarzy, będzie musiał faktycznie się na którąś zdecydować.

Wróciły pod osłoną wieczoru, kiedy Instytut oświetlały lampy ogrodowe oraz światło dochodzące z różnych pomieszczeń. Crystal i Lisa pożegnały Juliette i podziękowawszy za wspólnie spędzony czas, weszły żwawo do środka. Budynek jak zwykle wydawał się opustoszały, więc Crystal musiała oznajmić ich przybycie. Przyjaciółki weszły do salonu, gdzie spotkały Logana. Mężczyzna wyglądał jakby czekał na nie od dłuższego czasu i uważnie układał w głowie to co ma im do przekazania.
- Nie mówcie, że obrabowałyście całą galerię. - odezwał się kpiąco.
- Długo trwało, nim znalazłyśmy sukienki. - odpowiedziała natychmiast Crystal. - Niestety będziesz musiał poczekać z zobaczeniem ich do dnia balu.
- Och nie, jak ja to wytrzymam. - powiedział sarkastycznie, przenosząc wzrok na Lisę. - Mniejsza. Profesor chce Cię widzieć.
Szatynka spojrzała z nadzieją na Crystal, która zachęcająco odesłała ją do gabinetu Xaviera. Pierwsza myśl jaka obu przyszła do głowy, to jakieś informacje na temat brata.
Wolverine usiadł na kanapie, obok Inhuman, co bardzo ją zdziwiło. Wyglądał jakby wykonywał bardzo ważną misję, a kiedy usłyszała o czym chce porozmawiać, stwierdziła, że nie pomyliła się aż tak bardzo.
- Musimy porozmawiać o Lisie i jej pobycie tutaj. Mamy mało czasu, nim tutaj wróci.
- Logan... - zaczęła, ale ten jej szybko przerwał.
- Profesor szukał jej brata przez Cerebro, ale nie mógł nikogo znaleźć z nazwiskiem Lisy.
Dziewczyna poczuła jak dłonie jej drżą z nerwów, a po plecach spływa pot.
- Może on ma inne nazwisko. Nie wiem... - odparła zamyślonym tonem.
Wolverine przyglądał się rozmówczyni bardzo uważnie. Widział jej panikę, jednak nie miał pojęcia co mogło ją spowodować.
- Crystal na początku Lisa twierdziła, że pękła jej rura, potem wyszła na jaw informacja o bracie. Dla mnie te tajemnice są podejrzane.
- Zapewniam że Lisa nie ma złych intencji. - skrzyżowała spanikowane spojrzenie z twardym wyrazem Logana. - Ufam jej, to moja przyjaciółka.
Mężczyzna westchnął, mrucząc ledwo słyszalne "no tak".
- Profesor też miał kiedyś przyjaciół i go zawiedli, a on oddałby dla nich wszystko. Co właściwie wiesz o jej bracie? Widziałaś go kiedykolwiek? Albo powiedziała Ci jak się nazywa?
Cisza ze strony Crystal upewniła Wolverine'a w przekonaniu, iż Lisa nie tylko Profesora wprowadziła w ślepy zaułek. Mimo to obiecał Xavierowi, że dołoży starań, by Crystal nie ucierpiała. Nie przewidział faktu, że Logan mało zna się na uczuciach.
- Niech ta rozmowa zostanie między nami. Charles ma do mnie pełne zaufanie, więc dołączył mnie do poszukiwań brata bez imienia. Nie daj po sobie poznać, że znasz prawdę.
Poklepał dziewczynę pokrzepiająco po łopatce.
- Okej. Nic Lisie nie powiem... Utrzymywałam X-men w tajemnicy, więc nie dowie się, że siedzisz w poszukiwaniach jej brata.
Krótko po wyjściu Logana, Lisa wróciła do salonu. Zastała blondynkę patrzącą tępo na tańczące w kominku płomienie. Była bardzo emocjonalna, jednakże treningi u boku Wolverine'a nauczyły ją, by nie dawać upustu łzom. Przynajmniej nie w jego obecności, ponieważ to zwiastuje zaostrzenie treningu.
- Ale z niego żartowniś. - fuknęła Rousseua, siadając obok przyjaciółki. -  Profesor wcale mnie nie wzywał.
Blondynka postanowiła udawać, że również uważa to za niezbyt wyszukany kawał.
- Logan czasem lubi wkręcać ludzi, kiedy się nudzi. - westchnęła, przecierając zmęczone oczy. - Idziemy coś zjeść? Chyba ktoś jest w kuchni.
- Pewnie, po takim dniu tylko marzę o porządnym posiłku i kubku herbaty.
Jedynym pozytywem tego dnia był fakt, iż Lisa choć na chwilę zapomniała o porannych wiadomościach. Crystal niczego więcej nie pragnęła.