środa, 26 października 2016

6. Szkolna codzienność

Odzyskała świadomość i jedyne co widziała przez zaciśnięte powieki to ciemność. Czuła na swoich włosach czyiś delikatny i opiekuńczy dotyk. 
- Crystal. Wstawaj promyczku najjaśniejszy. - kojący ton Charles'a zadziałał jak poduszka z pierza. Mogła znowu oddać się objęciom Morfeusza, jednakże wiedziała, że przed nią kolejny dzień w szkole. Niechętnie otworzyła oczy i przetarła je wierzchem dłoni, pozbywając się oznak zmęczenia. Zauważyła Lisę spoglądającą ospale na Xaviera, jakby przypominała sobie kim on jest. 
- Drugi promyczek niech też wstaje, bo zaraz będzie śniadanie. Chłopcy przejęli inicjatywę w kuchni. 
Crystal zerknęła na budzik, którego swoją drogą zapomniała nastawić. Mieli jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć. Charles odjechał, zostawiając za sobą cichy szum wózka, a gdy zniknął w głębi korytarza, Lisa parsknęła śmiechem. 
- Promyczek najjaśniejszy? - schowała twarz w kołdrę. 
Blondynka rzuciła w przyjaciółkę poduszką. 
Po prysznicu Crystal zaczekała chwilę na Lisę, po czym razem udały się do windy. Została ona zaprojektowana specjalnie dla Charles'a, aby przemieszczanie się po Instytucie nie stanowiło problemu. Jednakże uczniowie również z niej korzystali, gdy nie chcieli używać schodów. Przyjaciółki zauważyły przemoczone Kitty i Rogue, zmierzające do łazienki z obruszonymi minami. 
- Co się stało? - zagadała Lisa. 
- Pobudka Logana. - wyjaśniła krótko Kitty. - Was też obudził?
- Nie. U nas był Profesor. - odparła Crystal, szturchając Lisę, która zaraz miała wielki uśmiech na ustach. 
- Miałyście szczęście. Podobno u Jean też był. 
Dziewczyny odeszły w swoje strony.
- Dlaczego promyczek najjaśniejszy? - zapytała Francuzka wchodząc z Inhuman do windy. To pytanie męczyło ją odkąd z ust Xaviera padło określenie Crystal.
Wzruszyła ramionami. 
- Jestem blondynką z innego świata i często się uśmiecham.
- Myślisz, że to dlatego? - spuściła wzrok na swoje znoszone czarne trampki. - Mnie też tak nazwał. 
Lisa nie była przyzwyczajona do stosowania wobec niej pieszczotliwych pseudonimów. Twarze rodziców kojarzyła jak przez mgłę, więc tym bardziej nie pamiętała jak na nią mówili. Za to dla brata pozostała zwykłą Lisą, a czasem stosował pełne imię siostry, kiedy ta coś przeskrobała. Crystal i Juliette jako jedyne znały sytuację przyjaciółki, więc blondynka objęła czule szatynkę. 
Szły do kuchni prowadzone zapachem jajek i skwierczącego bekonu. 
- Witajcie w programie "Gotuj z mutantami". - zapowiedział Nathan, głosem telewizyjnego prowadzącego. W dłoni trzymał trzepaczkę do jajek, upozorowując mikrofon. - Dziś gościmy w kuchni Charles'a Xaviera, gdzie porozmawiamy z kucharzem Scottem Summersem. Witaj Scott, co dziś upichciłeś?
- Moje popisowe danie! - chłopak udał nieznany akcent, włoski z domieszką amerykańskiego. - Jajka z bekonem i cebulą.
- Wyśmienicie! - siostrzeniec Hanka cmoknął w dwa palce. - Na pewno nasze śpiące królewny będą zachwycone. 
Lisa chrząknęła dźwięcznie, ale nikt nie zwrócił uwagi na zebraną resztę mieszkańców.
- Komu chcesz podziękować? - kontynuował Nathan. 
- Panu Profesorowi, za udostępnienie mi tej kuchni i pełne zaufanie. Nathanowi, za pomoc przy jajkach. Kurtowi, za pokrojenie cebuli. Evanowi, który parzy herbatę i kawę, żeby śniadanie było jeszcze bardziej smaczniejsze. 
W trakcie posiłku, Cyclops zebrał pochwały za świetnie przygotowane danie, nawet od Lisy, co zaskoczyło niemal wszystkich. 
- Nie lubię Scotta. - oświadczyła w drodze do szkoły. - Ale jajecznicę robi dobrą. 

Przed wejściem do liceum, Crystal i Lisa spotkały Mirandę. Smukłą dziewczynę o czarnych jedwabistych włosach i oczach jak dwa obsydiany. Juliette nie towarzyszyła przyjaciółkom, od razu bez słowa popędziła do gabinetu dyrektorki. Lisa odprowadziła ją spojrzeniem. 
- Crystal powiedz, że masz przygotowany układ na mecz! - w głosie przybyszki wyczuwała nadzieję. Za dwa dni odbywał się mecz koszykówki, Bayville przeciwko drużynie z Bostonu. Zadaniem cheerleaderek było przygotowanie choreografii i doping. Oczy Inhuman powiększyły się, kiedy zdała sobie sprawę, że kompletnie o tym zapomniała. Przyznałaby się do błędu, gdyby nie Lisa.
- Zwołaj resztę jutro na trening po lekcjach.
Czarnulka skinęła głową, po czym natychmiast wyciągnęła z kieszeni telefon. Zajęta pisaniem SMS'a nawet nie zauważyła odejścia Lisy i Crystal.
- Na jaki trening, skoro nie mamy nawet pomysłu na układ?
- Spokojnie Crystal, na pewno coś razem wymyślimy. Nie możesz się pokazać w oczach Mirandy jako nieodpowiedzialna Kapitan. Nie ufam jej.
- Może jest złośliwa, ale bez przesady... - Crystal sama nie była przekonana swoich słów.
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby czyhała na Twoje stanowisko. Do zobaczenia na przerwie, obiecałam Kitty, że pomogę jej przy francuskim.
Szatynka pomachała Crystal, odchodząc w stronę klasy. Blondynka podeszła do szeregu niebieskich szafek nad którymi wisiała kartka z napisem: "Świeżo malowane!". Otworzyła jedną z wielu metalowych drzwiczek, alby znaleźć podręcznik do chemii. Nagle poczuła czyjś uścisk na swoim ramieniu. Przypomniała sobie o istnieniu Davida, kiedy się odezwał.
- Cześć Crystal.
Odwróciła się, nie ukazując obawy. Momentalnie usłyszała w myślach słowa Xaviera: szpital psychiatryczny, ucieczka, podstęp. Miała ochotę go odepchnąć i wykrzyczeć, co o nim myśli.
- Wiem, że Cię przerażam. - lustrował jej twarz wzrokiem, jakby wyczytując wszystkie emocje. - Chciałem przeprosić za to, co wydarzyło się wczoraj. Widzisz... Nie byłem sobą.
- David, wiem o tym szpitalu. - wyrzuciła słowa wiszące nad nimi jak wyrocznia. - I mam do Ciebie jedno pytanie. Chciałam je zadać już wczoraj w kawiarni, ale zapomniałam o nim.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy zamierzałem Ci kiedykolwiek to powiedzieć, odpowiedź brzmi: Nie. Nie zamierzałem.
- Prawdę mówiąc, chciałam spytać o Twojego ojca. Wiem, że to może Cię drażnić...
- Nie. - uciął jej wypowiedź. - Nie drażni, ale wyjechałem z Atlanty, żeby zacząć nowe życie z dala od przeszywających spojrzeń, jak najdalej od przeszłości, z dala od ludzi, którzy uważają mnie za dziwaka. Jestem zdrowy Crystal, naprawdę. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej, gdzie biło mu serce, na znak prawdomówności. - Słowo, że nigdy więcej podobnych akcji.
- No dobrze. - Inhuman mocno ścisnęła podręcznik, aż rogi odbiły się na jej nadgarstkach. Nie wierzyła w słowa Hallera, ale postanowiła być z nim w dobrych relacjach. Przynajmniej na razie.

Gabinet Raven Darkholme był drugim największym pokojem w szkole, zaraz za salą gimnastyczną. Na środku stało porządnie wyrzeźbione dębowe biurko z brązowym krzesłem biurowym, obitym sztuczną skórą. Na przeciwko dyrektorki siedzieli Lance i Juliette. Chłopak przytłoczony ilością papierów na blacie, zaczął spoglądać na obraz przedstawiający statek płynący po wezbranym morzu. Niebo było tak granatowe, że momentami zlewało się z wodą. Avalanche odchylił się na krześle. Juliette patrzyła jak smukła dłoń dyrektorki podpisuje ważne dokumenty, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, dzięki czemu wyglądała jeszcze młodziej. Uczniowie od zawsze zastanawiali się, ile Raven ma lat. Znad papierów przeniosła wzrok na przybyszy.
- Lance, siedzisz w gabinecie dyrektora, a nie w domu. Nie bujaj się na krześle.- odezwała się poważnym tonem. Alvers zastosował sie do jej polecenia. - Wezwałam was, abyśmy omówili sprawy związane z balem.
Juliette skierowała pytające spojrzenie na bruneta.
- Od kiedy interesują Cię sprawy szkolne?
- Muszę uzyskać tyle pochwał, żeby starczyło na zaliczenie liceum. Nie zamierzam tu siedzieć z powodu zachowania. A właśnie! - spojrzał na dyrektorkę. - Ile dostanę za pomalowanie szafek?
- To Ty? - Moris przypomniała sobie, co powiedział Pietro w samochodzie pod kawiarnią.
- Tyle na ile sobie zasłużyłeś. - odparła Raven, posyłając uczniowi przebiegłe spojrzenie. Jeśli nie chciał pracować dla Magneto i nie wierzył w jego powrót, to mógłby chociaż zająć się szkołą. - Podczas balu zorganizujemy zbiórkę charytatywną, więc musisz pilnować, żeby każdy kto weźmie coś z bufetu, wrzucił pieniądze do puszki.
- Łatwizna. - przyznał z aprobatą.
- Juliette, jako przewodnicząca musisz wygłosić mowę na początku, wspomnij coś o meczu, zbiórce i tak dalej. Tu masz szczegóły.
Blondynka podała uczennicy kartkę z odręcznie napisanymi podpunktami, które musiała zawrzeć w przemowie.
- Potrzebujemy jeszcze osób odpowiedzialnych za wystrój i muzykę. - ciągnęła kobieta.
- Zajmę się tym.
- To wszystko? - zapytał zniecierpliwiony Lance.
- Możecie iść. - dyrektorka odesłała ich skinieniem głowy. - Przyślij do mnie Nigellisse Russo.
- Rousseua. - poprawiła nieśmiało Juliette. Zastanowiła się, co pani Darkholme może od niej chcieć, serce zaczęło jej mocniej bić. Alvers wyszedł z pokoju, a Raven posłała przewodniczącej lekki uśmiech.
- Nigdy nie uczyłam się francuskiego. - powiedziała, jakby tłumacząc się z pomyłki. - A tu nagle mam uczennicę z Francji. Dobrze, że nigdy nie musiałam jej wzywać na akademiach, to dopiero by było...
- Wybrała pani hiszpański. - dopowiedziała pewnie Juliette.
- Nie uczyłam się w Bayville. - Raven wstała zza biurka i podeszła do jednej z szafek pod oknem. - U mnie w szkole był włoski.
- Ciekawy język. - dziewczyna po raz pierwszy rozmawiała z Darkholme na inny temat, niż sprawy szkolne. Czuła w żołądku dziwne mrowienie. Zwróciła uwagę na zdjęcie oprawione złotą ramką na kształt pnączy z liśćmi. Fotografia przedstawiała Raven stojącą pomiędzy dwoma mężczyznami, Juliette nie zdążyła im się przyjrzeć, ponieważ blondynka odwróciła się. Szatynka uznała, że nie powinna pytać o obcych ludzi. Po minach uznała, iż to musiał być najwspanialszy okres życia całej trójki.
- Niestety nieprzydatny w dzisiejszych czasach. - dopiero kilka sekund potem, Juliette przypomniała sobie, że rozmawiały o językach obcych. Zabrzmiał pierwszy dzwonek na lekcje.
- Muszę iść na hiszpański. - poinformowała ze smutkiem, wsuwając ostrożnie krzesło.
- Gdzie ten Lance. Miał przyprowadzić Lisę. - burknęła podirytowana kobieta i jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Francuzka za pozwoleniem weszła do środka, mijając Juliette, która posłała jej ciepły uśmiech.

Podczas przerwy na lunch, Crystal i Juliette wyszły z kanapkami na korytarz, aby porozmawiać bez akompaniamentu gwary uczniów. Szły powoli wzdłuż rzędu szafek. Przewodnicząca opowiadała właśnie o zajściu w gabinecie.
- Prędzej bym się spodziewała, że Todd lub Pietro zostaną zagonieni do stania przy bufecie. - przyznała zdziwiona Crystal. - Ciekawe, co dyrektorka chciała od Lisy.
- Może ją spytamy? - zaproponowała Juliette, wskazując ruchem głowy na siedzącą niedaleko przyjaciółkę.
Zrezygnowana szatynka podpierała podbródek na rękach, patrząc beznamiętnie w podłogę.
- Co jest? - Moris podała smutnej dziewczynie kanapkę z kurczakiem. Lisa przyjęła ją niechętnie.
- Darkholme znowu czepia się papierów. - odpowiedziała z wyrzutem. - Koniecznie chce widzieć się z moim opiekunem. Zawsze to samo, przecież jesteśmy już dorosłe, możemy same uzupełnić braki. Nienawidzę tej baby, nic dziwnego, że nie ma faceta i dzieci, bo nawet kot by z nią nie wytrzymał.
- Rousseua, jutro widzę Cię z dorosłym. - Raven wyłoniła się zza zakrętu i przeszła dumnie obok dziewczyn. Zostawiła za sobą przyjemny cytrusowy zapach.
- Świetnie. - jęknęła Lisa. - A mój brat akurat wyjechał.
- Idź do Profesora, on na pewno zgodzi się jutro z Tobą przyjść. - podsunęła Crystal. - Może nawet za zgodą Twojego brata wypełniłby te papiery i miałabyś spokój.
Początkowo Lisa uznała pomysł za dobry, ale szybko przypomniała sobie, że nie ma kontaktu z bratem, ani nie wie, gdzie jest. W jej oczach zebrały się łzy, który szybko wytarła rękawem bluzy.

Powrót do Instytutu zapowiadał przygotowanie układu tanecznego oraz rozmowę z Xavierem. Lisa już od wyjścia ze szkoły zastanawiała się nad dobraniem odpowiednich słów, aby Charles nie zorientował się, że dziewczyna kłamie. Crystal zaproponowała, iż sama przez chwilę pomyśli nad choreografią, rzucając kątem oka na drzwi gabinetu Profesora. Lisa czuła się z jakiegoś powodu gorzej, niż przed rozmową z Raven Darkholme. Zapukała delikatnie, mając nadzieję, że mężczyzna będzie zajęty. Tak się nie stało i zaraz usłyszała wyraźne pozwolenie na wejście. Francuzka wypuściła powietrze z płuc, po czym pchnęła drzwi do środka.
- Dzień dobry. - skinęła uprzejmie głową. - Znowu... bo dziś się już widzieliśmy.
- Lisa? - spojrzał na nią, jakby spodziewał się zobaczyć kogoś innego. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Chodzi o jedną rzecz, trochę wstyd mi o to prosić.
- Posłuchaj, jeśli masz na myśli pobyt w Instytucie, to powiedziałem jasno, że możesz zostać ile będzie trzeba.
Wskazał gestem na głęboki fotel przy biurku. Lisa usiadła, żeby mężczyzna nie zauważył jej trzęsących się nóg.
- Przyszłam do pana, bo Crystal mi powiedziała, że tak będzie najlepiej. - na ustach Charles'a zagościł uśmiech, wyobraził sobie Inhuman prowadzącą przyjaciółkę siłą przez korytarz pod drzwi gabinetu. - Chodzi o to, że mój brat wyjechał w delegację, a pani dyrektor kazała mi się jutro stawić z opiekunem. Musi wypełnić jakieś papiery.
Xavier przechylił lekko głowę na bok, uważnie patrząc na twarz Lisy.
- Na pewno wyjechał? - zapytał przenikliwie, aż dziewczyna przełknęła ciężko ślinę. Nagle przypomniała sobie, co mówiła Crystal o mocach każdego z mieszkańca Instytutu. Charles był telepatą, więc mógł z łatwością odczytać jej myśli.
- Pan wie? - zacisnęła mocno dłonie u dołu bluzy.
- Ja o niczym nie wiem, zazwyczaj ludzie nie lubią, kiedy ktoś czyta im w myślach. Chciałbym, żebyś z czasem sama mi powiedziała jaki jest Twój prawdziwy powód przybycia do Instytutu. Zapewne nie jest to pęknięta rura.
- Mogę panu zdradzić sekret? Ale chciałam, aby został między nami.