piątek, 4 listopada 2016

7. Niefortunne zdarzenie

Od czasu rozstania Lisy i Crystal, minęło piętnaście minut. Inhuman była zmuszona opracować układ sama przy pomocy Kitty, która o dziwo okazała się całkiem niezła w byciu cheerleaderką. Przy akompaniamencie skocznej muzyki, dziewczyny łatwo wymyślały nowe ruchy, a także okrzyki dopingu. Całemu pokazowi przyglądał się Kurt.
- Nie, nie robisz to źle. - chłopak przerwał ćwiczenia, podchodząc do Shadowcat.
- Kurt, nie mamy czasu na wygłupy. Ja to muszę mieć na jutro gotowe.
Crystal podparła boki rękoma, w których dalej trzymała niebiesko-złote pompony. Nightcrawler wziął parę od Kitty i zaczął nimi wymachiwać, co natychmiast spowodowało, że Inhuman wybuchnęła śmiechem. Wagner śpiewał przy tym słowa piosenki dochodzące z radia i wystarczyło kilka sekund, by wpadł do basenu, ochlapując radosne dziewczyny. Crystal otrzepała mokre tenisówki, patrząc na kałużę wokół siebie, natomiast Kitty w mgnieniu oka przestała się śmiać.
- Kurt! Ja Cię chyba zabiję! - odgarnęła rękoma mokre włosy z oczu.
- Co tu się dzieje? - zapytała Lisa, stojąc obok Xaviera w drzwiach prowadzących do salonu Instytutu.
- Profesorze, Kurt zakłacza basen! - krzyknęła Pryde. Crystal uśmiech dalej nie schodził z twarzy, teraz patrzyła na odprężoną przyjaciółkę.
- Nieprawda. Już nie linieję od miesiąca. - na powierzchnię wyszła niebieska istota, w żadnym wypadku nie przypominająca Kurta Wagnera, jakiego Lisa znała na co dzień. Każdy człowiek, który nawet był mutantem reagował tak samo, krzykiem albo poważnym zdziwieniem. Jednakże Nigellissa Rousseua podeszła do basenu i spojrzała na pompony unoszące się na tafli wody.
- No i co ja teraz zrobię bez pomponów? - przeniosła wzrok na Crystal.
- Ja chyba zepsułem zegarek... - mruknął chłopak. - Nie mogę wrócić do ludzkiej postaci.
- Zanieś to do Hanka, powinien być u siebie w laboratorium. - odparł Charles, ratując Wagnera przed wściekłym spojrzeniem Kitty.
- Nigdy nie warto zadzierać z kobietami. - dodał, gdy uczeń przechodził obok niego.
Amaquelin chciała uspokoić Lisę, więc przedstawiła jej dotychczasowy rezultat. Francuzka zdziwiła się, kiedy Crystal powiedziała, że główna zasługa leży po stronie Shadowcat.
- Powinnaś zasilić szeregi naszej drużyny. Przydałaby się jakaś rozgarnięta osoba, bo ja i Crystal ledwo dajemy radę. - przyznała z podziwem. - Nie żebym nie lubiła naszych koleżanek, ale nie są zbyt ogarnięte jeśli chodzi o wymyślanie układu.
- A powiedz... Skoro mamy trochę czasu wolnego... - Inhuman nie wiedziała jak najdelikatniej zacząć nowy temat rozmowy. - Jak było?
- Dobrze. - odpowiedziała Lisa, dziwnie spokojna. - Naprawdę, nigdy wcześniej nie byłam bardziej zrelaksowana. Ale nie mogę Ci zdradzić szczegółów. Jesteśmy przyjaciółkami, ale tą kwestię musisz zrozumieć... Opowiedziałam o wszystkim i Profesor zapewnił, że sprawa będzie załatwiona.
- Widzisz. Miałam rację. - Crystal wypięła dumnie pierś.

Następnego dnia, podczas śniadania, ożywiona jak nigdy Lisa prowadziła konwersację z Evanem na temat zbliżającego się meczu.
- To już jutro, mam nadzieję, że pokonacie Boston, bo mamy naprawdę świetny układ. - tu spojrzała na Kitty. Crystal chciała zapytać Xaviera o rozwiązanie problemu przyjaciółki. Odkąd z nim rozmawiała, chodziła wesoła i uśmiechała się nawet do Scotta. Dziewczyna szybko zdała sobie sprawę, że zapewne adrenalina związana z rozgrywkami tak na nią działa.
- W ogóle co Juliette chciała od Ciebie po szkole? - ciągnęła zażarcie Lisa, nie pozwalając Danielsowi jeść w spokoju śniadania.
- Zmusiła mnie do bycia DJ'em na balu. - jęknął Evan, odsuwając talerz z niedokończoną kanapką. - Stwierdziła, że najlepiej się do tego nadaję.
- To chyba dobrze. - przechwycił McCoy, usiłując naprawić zegarek Kurta. Od czasu wczorajszego wybryku, nie schodził na dół, chyba że musiał coś zjeść.
Nigellissa podniosła spojrzenie znad jedzenia na niebieską postać Wagnera. Chłopak miał na sobie czerwoną kurtkę, na co Lisa szybko stłumiła śmiech.
- Zrobione! - zakomunikował Hank, wyciągając rękę z zegarkiem ponad głowę. - Pamiętaj, że nie możesz go moczyć. Jest bardzo delikatny.
- Jasne. - mruknął urażony, ale mimo to był wdzięczny.
- Czyli kąpiesz się w tym... - Francuzka patrzyła uważnie na długi ogon i niebieską skórę. Po chwili Kurt znowu przybrał postać ludzką, teraz w czerwonej kurtce na plecach nie wyglądał komicznie.
Dzisiaj jechał ze Scottem, więc Lisa i Crystal szybko wymieniły się spostrzeżeniami w samochodzie Juliette, która kompletnie nie wiedziała o czym one rozmawiają. Dwie przyjaciółki doszły do jednego wniosku, że Nightcrawler w czerwonej kurtce wygląda tak samo, jak Michael Jackson w teledysku "Thriller".
- Jak myślisz, co go ugryzło? - zapytała zmartwiona Crystal, przeszukując szafkę w celu znalezienia podręcznika od matematyki.
- Kurta? Nie mam pojęcia. Może dalej się martwi o moje pompony. - Lisa uśmiechała się łobuzersko. - Boi się, żebym go nie pobiła.
- Czasami robi głupstwa, ale nigdy nie przykłada do tego większej uwagi. Nie martwi się tym, chyba, że kogoś skrzywdzi, albo urazi.
- To tylko pompony. W składziku na sali gimnastycznej jest ich potąd. - przeciągnęła poziomo palec nad głową. Blondynka patrzyła błagalnie na Francuzkę.
- Wytłumacz mu, że się nie gniewasz, bo będzie chodził jak zbity kundel jeszcze przez wiele tygodni.
- Dobra. Zrobię to tylko ze względu na Ciebie. - mruknęła nieusatysfakcjonowanie.
- Jesteś kochana, a teraz idę. - wskazała odnalezioną książkę i ruszyła korytarzem do klasy matematycznej.
W przeciwieństwie do większości uczniów z jej rocznika, Crystal lubiła przedmioty ścisłe, czasem pomagała innym zrozumieć matematykę, czy skomplikowane wzory chemiczne. Inhumans mieli znacznie bardziej rozwinięty umysł od przeciętnego człowieka, nawet mutanta takiego jak Jean, więc przedmioty szkolne (prócz oczywiście historii) nie stanowiły dla niej żadnej trudności. Przed wejściem do sali zauważyła postać, którą chciała za wszelką cenę unikać. Pietro opierał się o ścianę, tuż przy drzwiach. Crystal mogłaby udawać, że go nie widzi, jednakże nie potrafiła oderwać wzroku od srebrnych włosów i koszulki z Pink Floyd, jego ulubionym zespołem.
- Cześć. - mruknęła pod nosem od niechcenia, a Maximoff natychmiast otworzył przed nią drzwi. Blondynka stanęła, jakby wejście miało kryć za sobą jakąś pułapkę. Spojrzała pytająco na chłopaka.
- Kultura wymaga otworzenia kobiecie drzwi.
- Och, no tak zapomniałam, że jesteś nad wyraz uprzejmy. - prychnęła, wchodząc do klasy. Tam przeżyła jeszcze jedną niespodziankę, gdy zobaczyła Lance'a Alversa siedzącego obok jej stolika.
Zmówili się, czy jak? pomyślała.
- Hej, Crystal. Podobno jesteś dobra z matmy, a ja jak wiadomo mam z nią problem. - zaczął, nim dziewczyna położyła torbę na blacie. - Chcę zdać tą budę. Pomożesz mi, prawda?
- Są takie słowa jak: "poproszę", "czy mogłabyś". To serio nie jest trudne. - usiadła na miejscu, zastanawiając się co Brotherhood może od niej chcieć. Jeszcze tylko brakowało jej widoku Todda. - Mogę Ci pomóc, jeśli to dla Ciebie ważne.
- Bardzo ważne, bo oprócz zachowania mam matmę na karku.
Skinęła głową i przysunęła swój stolik blisko Lance'a. Zdążyła mu wytłumaczyć bieżący materiał, zanim zjawił się nauczyciel.

Raven Darkholme wyciągnęła z szafki stos plików do uzupełnienia, posyłając Charles'owi spojrzenie pełne triumfu. Nie odezwała się do niego, kiedy zjawił się w asyście Ororo i Logana, ani kiedy zabierał się za podpisywanie dokumentów. Storm odnalazła akta Evana i przejrzała je bardzo dokładnie, co obiecała swojej siostrze, a zarazem matce chłopaka. Dyrektorka spojrzała kątem oka na Wolverine'a, oglądającego jeden z wielu obrazów, mężczyzna zawsze wzbudzał w niej niepokój, więc nie odważyła się rzucić w stronę Xaviera żadnej obelgi. Westchnęła cicho, oparła się na fotelu i wyjrzała przez okno na dziedziniec szkoły.
- Mógłbym Cię jeszcze prosić o dokumenty Lisy? - głos Xaviera wyrwał ją z zamyślenia.
- Kogo? - zapytała.
- Nigellissa. Przyjaciółka Crystal.
Raven gwałtownie pobladła, jakby Charles trafił w jej czuły punkt.
- Dokumenty mogą podpisać tylko opiekunowie.
- Jest pod moją opieką, do czasu aż jej brat wróci z podróży służbowej. - jego głos był spokojny. Mystique uśmiechnęła się przebiegle i mimo to wyjęła z szuflady biurka dodatkową partię zapisanych kartek z pieczęcią liceum. Charles zastanowił się chwilę, dlaczego dokumenty Lisy nie leżały z innymi.
- Podróż służbowa... - mruknęła niedosłyszalnie Raven. Uśmiech dalej nie schodził z jej twarzy. - Ty nic nie wiesz o tej dziewczynie. Na Twoim miejscu uważałabym z kim Crystal się zadaje.
- Moi uczniowie sami decydują o swoim życiu. - Xavier wrzucił długopis do czarnego kubeczka. Nie tylko Raven dostrzegła frustrację w jego spojrzeniu, gdy przypadkowo zobaczył zdjęcie oprawione w elegancką złotą ramę. Doskonale pamiętał upalny dzień, kiedy Hank poprosił jego, Raven i Erika do wspólnej fotografii. Cała trójka odwróciła się, a stojąca w środku Mystique objęła ramionami przyjaciół.
- Nie wiedziałem, że dalej je trzymasz. - przyznał ze smutkiem.
- Trzymam je, bo ładnie wyszłam. - wzruszyła delikatnie ramionami. Profesorowi wystarczyła chwila, by przekonać się, że Raven kłamie. Tak samo jak on tęskniła za czasami, gdy wszystko między nimi układało się wspaniale. Poczuł nieprzyjemny dreszcz, patrząc na uśmiechniętego Erika. Teraz nie wiedział dokąd jego przyjaciel odszedł, ani czy wraca wspomnieniami do ich starego życia. Pomyśleć, że gdyby nie kilka błędnych kroków, Raven i Erik mieszkaliby dalej w Instytucie i pomagali Xavierowi w szkoleniu młodych X-men.
- Chyba powinienem już iść. - powiedział zrezygnowany, po czym skinął do Logana. Wolverine bez słowa otworzył drzwi, a Charles cofnął wózek. Raven od czasu jego wypadku nie widziała jak sobie radzi, ani nie chciała dopuszczać myśli, że jej przyjaciel jest skazany sam na siebie. Szybko odgoniła ponure obrazy bezradnego Xaviera. Nigdy nie był jej przyjacielem, to Erik wyciągnął do niej pomocą dłoń, kiedy tego najbardziej potrzebowała. Charles miał swoją szkołę i to się najbardziej dla niego liczyło.
Chciała jeszcze raz na niego spojrzeć, ale jedyne co ujrzała znad biurka to zamknięte drzwi. Przygryzła nerwowo wargę i chwyciła za ramkę ze zdjęciem, jakby nigdy wcześniej go nie oglądała. Wiele razy wyjmowała fotografię, chcąc ją wyrzucić, albo wypalić twarz Xaviera. Jednak zawsze, będąc blisko celu, szybko wsadzała nietknięty obrazek z powrotem do liściastej ramki, upewniając się, że żadnej z postaci nic się nie stało.

Słońce odbijało piękną złotą łunę, sprawiając, że Instytut wyglądał jeszcze bardziej okazale. Juliette, Lisa i Crystal wysiadły z samochodu przewodniczącej szkoły. Inhuman przywykła do wyczerpujących treningów drużyny cheerleaderek, ale tym razem była bardziej zmęczona. Jedyne o czym marzyła to porządny prysznic i tabliczka czekolady. Przed wyjściem do szkoły mówiła Profesorowi, iż dzisiaj nie da rady uczestniczyć w treningach X-men, więc będzie musiała uważnie słuchać, co robili, aby nie dać się zaskoczyć następnym razem. Z całej trójki jedynie Juliette była ożywiona. W czasie próby cheerleaderek miała zajęcia z łucznictwa na których szło jej coraz lepiej. Instytut o tej porze był opustoszały, najwidoczniej wszyscy jeszcze byli na treningu. Dziewczyny postanowiły rozgościć się w kuchni. Crystal otworzyła lodówkę, w poszukiwaniu czegoś słodkiego.
- No nie! - burknęła rozzłoszczona. - Storm wczoraj robiła zakupy, a dziś ani jednego batonika.
- Może będzie coś w schowku? - Lisa wskazała na niewielkie drzwi obok lodówki. Odkąd w Instytucie pojawił się tajemniczy "pożeracz słodyczy" (jak ochrzciła go Kitty), większość lokatorów chowała słodkości w swoich tajnych pomieszczeniach. Crystal przypadł schowek na miotły. 
Blondynka otworzyła drzwi, a to co zobaczyła kompletnie ją zamurowało. W środku ciasnego składzika stał Kurt, odwrócony plecami do wejścia. Na przeciwko niego klęczał Nathan, operujący dłońmi dół jego kurki.
- Kurt. Co wy tu robicie?! - zapytała zmieszana, zapominając o chęci zaspokojenia głodu.
- Crystal, skończyłyście wcześniej? - zapytał chłopak, szturchając Clarksa w ramię. Ten natychmiast się podniósł.
- Cześć Crystal. - Nathan przeczesał palcami włosy. Był bardziej ożywiony niż zazwyczaj. - Jak było na treningu?
- Całkiem... Dobrze. - Inhuman poczuła pot spływający po jej plecach, a niedawno odczuwalny głód zmienił się w kamień ciążący na żołądku. - A co wy... To znaczy... Emm...
- Nie macie treningu? - przechwyciła Lisa, wyręczając przyjaciółkę. Crystal odeszła do blatu i usiadła na krześle barowym. Teraz zamiast czekolady, miała ochotę zapaść się pod ziemię, a najlepiej zapomnieć o tym widoku. Co gorsza chłopcy wcale nie wyglądali na zmartwionych, ani zażenowanych.
- Trochę się zasiedzieliśmy. - przyznał Kurt. - Profesor nas chyba zabije.
- Lepiej będzie jak pójdziemy do pokoju i tam dokończymy. - powiedział Nathan do Kurta. Niepokoiło go jednak zachowanie Crystal. - Wszystko okej?
- Tak, tak... - jęknęła dziewczyna. - Możecie nas zostawić same? To babskie sprawy.
- Jasne, już nas nie ma. - Alchemik chwycił kolegę za materiał kurki i wyprowadził z kuchni. Juliette usiadła na przeciwko Crystal, a Lisa obok niej. Uważnie słuchały tego co blondynka opowiadała.
- Nathan gejem? - pisnęła Moris niedowierzająco. Odruchowo zerknęła na futrynę, oddzielającą korytarz od kuchni, by upewnić się, że nikt nie słyszy o czym rozmawiają.
- W sumie mogłam się tego domyślić. - Inhuman opanowała nerwy. - Praktycznie od początku chodzi za Kurtem, zbytnio nie gada z dziewczynami, na dodatek zna się na kolorach. Wiecie, nie tak jak normalny facet... Wystarczy, że pokażecie mu jakiś odcień, a on bez problemu go odgadnie.
- Chyba trochę dramatyzujesz. - przyznała Juliette, nalewając przyjaciółkom soku do szklanek. - Przecież nie zrobili nic złego. Fakt, mogli zablokować drzwi, albo zostać w pokoju. Jednakże to normalna ludzka rzecz. To tak samo jakbyś przyłapała chłopaka i dziewczynę w takiej samej sytuacji.
- Z resztą ten Nathan wydaje się całkiem spoko. Ostatnio z nim rozmawiałam, jak miałaś swój trening. - dodała Lisa. - Bardziej mnie dziwi Kurt.
- Przecież chodzi za tą swoją Amandą, a na matmie nie może oderwać od niej wzroku. - powiedziała Juliette, usiłując znaleźć inne wytłumaczenie tego nieprzyjemnego incydentu.
- Chyba, że jest zwykłą przykrywką. - Lisa zobaczyła piorunujące spojrzenie Juliette. - Na filmach to się sprawdza.
- Biedna Amanda. - westchnęła Crystal. - Naprawdę widziałam ich jako super parę.
- Cóż, bywa. - Francuzka poklepała Inhuman w ramię, po czym wstała z miejsca. - Nie wiem jak wy, ale ja mam ochotę na coś do jedzenia.
Zaśmiała się, widząc wyraz twarzy Crystal, który wskazywał na to, że do końca dnia nic nie przełknie. Nagle do kuchni wszedł wykończony Scott w dresie i mokrych od potu włosach.
- O jesteście. - uśmiechnął się. - Profesor chce zamówić pizze, zjecie?
- Tak! - odpowiedziały chórem Juliette i Lisa.

środa, 26 października 2016

6. Szkolna codzienność

Odzyskała świadomość i jedyne co widziała przez zaciśnięte powieki to ciemność. Czuła na swoich włosach czyiś delikatny i opiekuńczy dotyk. 
- Crystal. Wstawaj promyczku najjaśniejszy. - kojący ton Charles'a zadziałał jak poduszka z pierza. Mogła znowu oddać się objęciom Morfeusza, jednakże wiedziała, że przed nią kolejny dzień w szkole. Niechętnie otworzyła oczy i przetarła je wierzchem dłoni, pozbywając się oznak zmęczenia. Zauważyła Lisę spoglądającą ospale na Xaviera, jakby przypominała sobie kim on jest. 
- Drugi promyczek niech też wstaje, bo zaraz będzie śniadanie. Chłopcy przejęli inicjatywę w kuchni. 
Crystal zerknęła na budzik, którego swoją drogą zapomniała nastawić. Mieli jeszcze godzinę do rozpoczęcia zajęć. Charles odjechał, zostawiając za sobą cichy szum wózka, a gdy zniknął w głębi korytarza, Lisa parsknęła śmiechem. 
- Promyczek najjaśniejszy? - schowała twarz w kołdrę. 
Blondynka rzuciła w przyjaciółkę poduszką. 
Po prysznicu Crystal zaczekała chwilę na Lisę, po czym razem udały się do windy. Została ona zaprojektowana specjalnie dla Charles'a, aby przemieszczanie się po Instytucie nie stanowiło problemu. Jednakże uczniowie również z niej korzystali, gdy nie chcieli używać schodów. Przyjaciółki zauważyły przemoczone Kitty i Rogue, zmierzające do łazienki z obruszonymi minami. 
- Co się stało? - zagadała Lisa. 
- Pobudka Logana. - wyjaśniła krótko Kitty. - Was też obudził?
- Nie. U nas był Profesor. - odparła Crystal, szturchając Lisę, która zaraz miała wielki uśmiech na ustach. 
- Miałyście szczęście. Podobno u Jean też był. 
Dziewczyny odeszły w swoje strony.
- Dlaczego promyczek najjaśniejszy? - zapytała Francuzka wchodząc z Inhuman do windy. To pytanie męczyło ją odkąd z ust Xaviera padło określenie Crystal.
Wzruszyła ramionami. 
- Jestem blondynką z innego świata i często się uśmiecham.
- Myślisz, że to dlatego? - spuściła wzrok na swoje znoszone czarne trampki. - Mnie też tak nazwał. 
Lisa nie była przyzwyczajona do stosowania wobec niej pieszczotliwych pseudonimów. Twarze rodziców kojarzyła jak przez mgłę, więc tym bardziej nie pamiętała jak na nią mówili. Za to dla brata pozostała zwykłą Lisą, a czasem stosował pełne imię siostry, kiedy ta coś przeskrobała. Crystal i Juliette jako jedyne znały sytuację przyjaciółki, więc blondynka objęła czule szatynkę. 
Szły do kuchni prowadzone zapachem jajek i skwierczącego bekonu. 
- Witajcie w programie "Gotuj z mutantami". - zapowiedział Nathan, głosem telewizyjnego prowadzącego. W dłoni trzymał trzepaczkę do jajek, upozorowując mikrofon. - Dziś gościmy w kuchni Charles'a Xaviera, gdzie porozmawiamy z kucharzem Scottem Summersem. Witaj Scott, co dziś upichciłeś?
- Moje popisowe danie! - chłopak udał nieznany akcent, włoski z domieszką amerykańskiego. - Jajka z bekonem i cebulą.
- Wyśmienicie! - siostrzeniec Hanka cmoknął w dwa palce. - Na pewno nasze śpiące królewny będą zachwycone. 
Lisa chrząknęła dźwięcznie, ale nikt nie zwrócił uwagi na zebraną resztę mieszkańców.
- Komu chcesz podziękować? - kontynuował Nathan. 
- Panu Profesorowi, za udostępnienie mi tej kuchni i pełne zaufanie. Nathanowi, za pomoc przy jajkach. Kurtowi, za pokrojenie cebuli. Evanowi, który parzy herbatę i kawę, żeby śniadanie było jeszcze bardziej smaczniejsze. 
W trakcie posiłku, Cyclops zebrał pochwały za świetnie przygotowane danie, nawet od Lisy, co zaskoczyło niemal wszystkich. 
- Nie lubię Scotta. - oświadczyła w drodze do szkoły. - Ale jajecznicę robi dobrą. 

Przed wejściem do liceum, Crystal i Lisa spotkały Mirandę. Smukłą dziewczynę o czarnych jedwabistych włosach i oczach jak dwa obsydiany. Juliette nie towarzyszyła przyjaciółkom, od razu bez słowa popędziła do gabinetu dyrektorki. Lisa odprowadziła ją spojrzeniem. 
- Crystal powiedz, że masz przygotowany układ na mecz! - w głosie przybyszki wyczuwała nadzieję. Za dwa dni odbywał się mecz koszykówki, Bayville przeciwko drużynie z Bostonu. Zadaniem cheerleaderek było przygotowanie choreografii i doping. Oczy Inhuman powiększyły się, kiedy zdała sobie sprawę, że kompletnie o tym zapomniała. Przyznałaby się do błędu, gdyby nie Lisa.
- Zwołaj resztę jutro na trening po lekcjach.
Czarnulka skinęła głową, po czym natychmiast wyciągnęła z kieszeni telefon. Zajęta pisaniem SMS'a nawet nie zauważyła odejścia Lisy i Crystal.
- Na jaki trening, skoro nie mamy nawet pomysłu na układ?
- Spokojnie Crystal, na pewno coś razem wymyślimy. Nie możesz się pokazać w oczach Mirandy jako nieodpowiedzialna Kapitan. Nie ufam jej.
- Może jest złośliwa, ale bez przesady... - Crystal sama nie była przekonana swoich słów.
- Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby czyhała na Twoje stanowisko. Do zobaczenia na przerwie, obiecałam Kitty, że pomogę jej przy francuskim.
Szatynka pomachała Crystal, odchodząc w stronę klasy. Blondynka podeszła do szeregu niebieskich szafek nad którymi wisiała kartka z napisem: "Świeżo malowane!". Otworzyła jedną z wielu metalowych drzwiczek, alby znaleźć podręcznik do chemii. Nagle poczuła czyjś uścisk na swoim ramieniu. Przypomniała sobie o istnieniu Davida, kiedy się odezwał.
- Cześć Crystal.
Odwróciła się, nie ukazując obawy. Momentalnie usłyszała w myślach słowa Xaviera: szpital psychiatryczny, ucieczka, podstęp. Miała ochotę go odepchnąć i wykrzyczeć, co o nim myśli.
- Wiem, że Cię przerażam. - lustrował jej twarz wzrokiem, jakby wyczytując wszystkie emocje. - Chciałem przeprosić za to, co wydarzyło się wczoraj. Widzisz... Nie byłem sobą.
- David, wiem o tym szpitalu. - wyrzuciła słowa wiszące nad nimi jak wyrocznia. - I mam do Ciebie jedno pytanie. Chciałam je zadać już wczoraj w kawiarni, ale zapomniałam o nim.
- Jeśli chcesz wiedzieć, czy zamierzałem Ci kiedykolwiek to powiedzieć, odpowiedź brzmi: Nie. Nie zamierzałem.
- Prawdę mówiąc, chciałam spytać o Twojego ojca. Wiem, że to może Cię drażnić...
- Nie. - uciął jej wypowiedź. - Nie drażni, ale wyjechałem z Atlanty, żeby zacząć nowe życie z dala od przeszywających spojrzeń, jak najdalej od przeszłości, z dala od ludzi, którzy uważają mnie za dziwaka. Jestem zdrowy Crystal, naprawdę. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej, gdzie biło mu serce, na znak prawdomówności. - Słowo, że nigdy więcej podobnych akcji.
- No dobrze. - Inhuman mocno ścisnęła podręcznik, aż rogi odbiły się na jej nadgarstkach. Nie wierzyła w słowa Hallera, ale postanowiła być z nim w dobrych relacjach. Przynajmniej na razie.

Gabinet Raven Darkholme był drugim największym pokojem w szkole, zaraz za salą gimnastyczną. Na środku stało porządnie wyrzeźbione dębowe biurko z brązowym krzesłem biurowym, obitym sztuczną skórą. Na przeciwko dyrektorki siedzieli Lance i Juliette. Chłopak przytłoczony ilością papierów na blacie, zaczął spoglądać na obraz przedstawiający statek płynący po wezbranym morzu. Niebo było tak granatowe, że momentami zlewało się z wodą. Avalanche odchylił się na krześle. Juliette patrzyła jak smukła dłoń dyrektorki podpisuje ważne dokumenty, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, dzięki czemu wyglądała jeszcze młodziej. Uczniowie od zawsze zastanawiali się, ile Raven ma lat. Znad papierów przeniosła wzrok na przybyszy.
- Lance, siedzisz w gabinecie dyrektora, a nie w domu. Nie bujaj się na krześle.- odezwała się poważnym tonem. Alvers zastosował sie do jej polecenia. - Wezwałam was, abyśmy omówili sprawy związane z balem.
Juliette skierowała pytające spojrzenie na bruneta.
- Od kiedy interesują Cię sprawy szkolne?
- Muszę uzyskać tyle pochwał, żeby starczyło na zaliczenie liceum. Nie zamierzam tu siedzieć z powodu zachowania. A właśnie! - spojrzał na dyrektorkę. - Ile dostanę za pomalowanie szafek?
- To Ty? - Moris przypomniała sobie, co powiedział Pietro w samochodzie pod kawiarnią.
- Tyle na ile sobie zasłużyłeś. - odparła Raven, posyłając uczniowi przebiegłe spojrzenie. Jeśli nie chciał pracować dla Magneto i nie wierzył w jego powrót, to mógłby chociaż zająć się szkołą. - Podczas balu zorganizujemy zbiórkę charytatywną, więc musisz pilnować, żeby każdy kto weźmie coś z bufetu, wrzucił pieniądze do puszki.
- Łatwizna. - przyznał z aprobatą.
- Juliette, jako przewodnicząca musisz wygłosić mowę na początku, wspomnij coś o meczu, zbiórce i tak dalej. Tu masz szczegóły.
Blondynka podała uczennicy kartkę z odręcznie napisanymi podpunktami, które musiała zawrzeć w przemowie.
- Potrzebujemy jeszcze osób odpowiedzialnych za wystrój i muzykę. - ciągnęła kobieta.
- Zajmę się tym.
- To wszystko? - zapytał zniecierpliwiony Lance.
- Możecie iść. - dyrektorka odesłała ich skinieniem głowy. - Przyślij do mnie Nigellisse Russo.
- Rousseua. - poprawiła nieśmiało Juliette. Zastanowiła się, co pani Darkholme może od niej chcieć, serce zaczęło jej mocniej bić. Alvers wyszedł z pokoju, a Raven posłała przewodniczącej lekki uśmiech.
- Nigdy nie uczyłam się francuskiego. - powiedziała, jakby tłumacząc się z pomyłki. - A tu nagle mam uczennicę z Francji. Dobrze, że nigdy nie musiałam jej wzywać na akademiach, to dopiero by było...
- Wybrała pani hiszpański. - dopowiedziała pewnie Juliette.
- Nie uczyłam się w Bayville. - Raven wstała zza biurka i podeszła do jednej z szafek pod oknem. - U mnie w szkole był włoski.
- Ciekawy język. - dziewczyna po raz pierwszy rozmawiała z Darkholme na inny temat, niż sprawy szkolne. Czuła w żołądku dziwne mrowienie. Zwróciła uwagę na zdjęcie oprawione złotą ramką na kształt pnączy z liśćmi. Fotografia przedstawiała Raven stojącą pomiędzy dwoma mężczyznami, Juliette nie zdążyła im się przyjrzeć, ponieważ blondynka odwróciła się. Szatynka uznała, że nie powinna pytać o obcych ludzi. Po minach uznała, iż to musiał być najwspanialszy okres życia całej trójki.
- Niestety nieprzydatny w dzisiejszych czasach. - dopiero kilka sekund potem, Juliette przypomniała sobie, że rozmawiały o językach obcych. Zabrzmiał pierwszy dzwonek na lekcje.
- Muszę iść na hiszpański. - poinformowała ze smutkiem, wsuwając ostrożnie krzesło.
- Gdzie ten Lance. Miał przyprowadzić Lisę. - burknęła podirytowana kobieta i jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi. Francuzka za pozwoleniem weszła do środka, mijając Juliette, która posłała jej ciepły uśmiech.

Podczas przerwy na lunch, Crystal i Juliette wyszły z kanapkami na korytarz, aby porozmawiać bez akompaniamentu gwary uczniów. Szły powoli wzdłuż rzędu szafek. Przewodnicząca opowiadała właśnie o zajściu w gabinecie.
- Prędzej bym się spodziewała, że Todd lub Pietro zostaną zagonieni do stania przy bufecie. - przyznała zdziwiona Crystal. - Ciekawe, co dyrektorka chciała od Lisy.
- Może ją spytamy? - zaproponowała Juliette, wskazując ruchem głowy na siedzącą niedaleko przyjaciółkę.
Zrezygnowana szatynka podpierała podbródek na rękach, patrząc beznamiętnie w podłogę.
- Co jest? - Moris podała smutnej dziewczynie kanapkę z kurczakiem. Lisa przyjęła ją niechętnie.
- Darkholme znowu czepia się papierów. - odpowiedziała z wyrzutem. - Koniecznie chce widzieć się z moim opiekunem. Zawsze to samo, przecież jesteśmy już dorosłe, możemy same uzupełnić braki. Nienawidzę tej baby, nic dziwnego, że nie ma faceta i dzieci, bo nawet kot by z nią nie wytrzymał.
- Rousseua, jutro widzę Cię z dorosłym. - Raven wyłoniła się zza zakrętu i przeszła dumnie obok dziewczyn. Zostawiła za sobą przyjemny cytrusowy zapach.
- Świetnie. - jęknęła Lisa. - A mój brat akurat wyjechał.
- Idź do Profesora, on na pewno zgodzi się jutro z Tobą przyjść. - podsunęła Crystal. - Może nawet za zgodą Twojego brata wypełniłby te papiery i miałabyś spokój.
Początkowo Lisa uznała pomysł za dobry, ale szybko przypomniała sobie, że nie ma kontaktu z bratem, ani nie wie, gdzie jest. W jej oczach zebrały się łzy, który szybko wytarła rękawem bluzy.

Powrót do Instytutu zapowiadał przygotowanie układu tanecznego oraz rozmowę z Xavierem. Lisa już od wyjścia ze szkoły zastanawiała się nad dobraniem odpowiednich słów, aby Charles nie zorientował się, że dziewczyna kłamie. Crystal zaproponowała, iż sama przez chwilę pomyśli nad choreografią, rzucając kątem oka na drzwi gabinetu Profesora. Lisa czuła się z jakiegoś powodu gorzej, niż przed rozmową z Raven Darkholme. Zapukała delikatnie, mając nadzieję, że mężczyzna będzie zajęty. Tak się nie stało i zaraz usłyszała wyraźne pozwolenie na wejście. Francuzka wypuściła powietrze z płuc, po czym pchnęła drzwi do środka.
- Dzień dobry. - skinęła uprzejmie głową. - Znowu... bo dziś się już widzieliśmy.
- Lisa? - spojrzał na nią, jakby spodziewał się zobaczyć kogoś innego. - Mogę Ci jakoś pomóc?
- Chodzi o jedną rzecz, trochę wstyd mi o to prosić.
- Posłuchaj, jeśli masz na myśli pobyt w Instytucie, to powiedziałem jasno, że możesz zostać ile będzie trzeba.
Wskazał gestem na głęboki fotel przy biurku. Lisa usiadła, żeby mężczyzna nie zauważył jej trzęsących się nóg.
- Przyszłam do pana, bo Crystal mi powiedziała, że tak będzie najlepiej. - na ustach Charles'a zagościł uśmiech, wyobraził sobie Inhuman prowadzącą przyjaciółkę siłą przez korytarz pod drzwi gabinetu. - Chodzi o to, że mój brat wyjechał w delegację, a pani dyrektor kazała mi się jutro stawić z opiekunem. Musi wypełnić jakieś papiery.
Xavier przechylił lekko głowę na bok, uważnie patrząc na twarz Lisy.
- Na pewno wyjechał? - zapytał przenikliwie, aż dziewczyna przełknęła ciężko ślinę. Nagle przypomniała sobie, co mówiła Crystal o mocach każdego z mieszkańca Instytutu. Charles był telepatą, więc mógł z łatwością odczytać jej myśli.
- Pan wie? - zacisnęła mocno dłonie u dołu bluzy.
- Ja o niczym nie wiem, zazwyczaj ludzie nie lubią, kiedy ktoś czyta im w myślach. Chciałbym, żebyś z czasem sama mi powiedziała jaki jest Twój prawdziwy powód przybycia do Instytutu. Zapewne nie jest to pęknięta rura.
- Mogę panu zdradzić sekret? Ale chciałam, aby został między nami.

sobota, 6 sierpnia 2016

5. Rywalizacja

- Co oni znowu wymyślili? - zapytała Jean, wiążąc rude włosy w kitkę. Wcześniej na lodówce w kuchni zauważyła kartkę z informacją o "spotkaniu" w sali treningowej. Dziewczyny miały ubrać się na sportowo. Crystal wiedziała, a właściwie domyślała się, o co może chodzić. Instynkt jej nie zawiódł, gdy zobaczyła pomieszczenie przerobione na boisko do siatkówki.
- Witamy w waszym koszmarze. - głos Scotta odbił się od tytanowych ścian jak na audiencji. - Co powiecie na małą grę? Dziewczyny, kontra chłopaki.
- To ma być Twoje wyzwanie? - zaśmiała się krótko Lisa. - Wchodzę.
- Mówiłem, że zmierzymy się w czymś normalnym. - przypomniał swoje słowa, które wypowiedział do przyjaciółki Crystal.
- Ja też chętnie zagram. Pokażmy na co nas stać! - Jean jako jedyna z dziewczyn posiadała ducha sportu, nie licząc Crystal i Lisy należących do cheerleaderek. Jednak ruda od zawsze kochała rywalizować, dlatego na początku liceum zasiliła szeregi damskiej drużyny piłki nożnej i zaledwie pół roku później zyskała tytuł Kapitana.
Crystal cofnęła się gwałtownie.
 - Ja chyba nie... - mruknęła. - Nie czuję się w nastroju.
Wszyscy zauważyli, że od powrotu do Instytutu zachowuje się nieswojo - cicha, zawstydzona, drepcząca z kąta w kąt. Lisa zastanawiała się czy blondynka zauważyła ich w samochodzie przed kawiarnią, jednak to nie powód by chodzić jak podczas żałoby. Nathan dał Crystal cienki zeszyt i długopis.
 - Mogłabyś zapisywać punkty. - zaproponował. Inhuman przyjęła powierzone jej zadanie, usiadła niedaleko na ławce, dopiero teraz zauważając imponującą wielkość sali treningowej. Żałowała, że ławka nie ma oparcia, przesunięcie jej do ściany było głupim pomysłem.
- Ostrzegam. Nie jestem dobra w siatkę. - Kitty zajęła miejsce z tyłu i zaraz pomachała radośnie do Crystal.
- Nie mów przeciwnikowi o swoich słabościach. - poradziła Rogue, odbijając piłkę od ziemi. Dopiero głośny plask dłonią zakomunikował początek rozgrywki. Nie minęło pięć minut, a obie drużyny zremisowały dwoma punktami. Amaquelin nie żałowała, że przypadła jej rola sędziego, gdyby uczestniczyła w grze mogłaby się odłączyć i doprowadzić do przegranej. Siedząc z zeszytem na kolanach, uważnie śledziła przebieg pojedynku.
 Niespodziewanie Lisa oberwała w głowę podkręconą piłką od Scotta.
- Summers! - wrzasnęła dziewczyna, natomiast mutant zacisnął usta, tłumiąc śmiech.
- Przepraszam. - powiedział odzyskawszy powagę. - Nic Ci się nie stało?
- Obrywałam gorzej.
Francuzka dmuchnęła falowany kosmyk kasztanowych włosów i pomasowała głowę. Pod nosem wymamrotała kilka rodzimych obelg.
- Powtórka. - odezwała się Crystal, po raz pierwszy od początku rozgrywki. Wskazując długopisem na stronę chłopców wyglądała jak nauczyciel W-F w liceum, brakowało jej tylko gwizdka.- Niech Scott jeszcze raz zaserwuje.
Anna poturlała piłkę pod siatką, Evan ją zatrzymał i podał do Cyclopsa.
- Uważaj, żeby Ci bryle nie spadły. - burknęła Lisa.
- A Ty na czoło. - odgryzł Scott, po czym uderzył piłkę. Jean odbiła ją nad głową do Rogue, ta przerzuciła delikatnie nad siatką (co dla Anny było niespotykanym doświadczeniem), a Kurt podskoczył i z impetem plasnął piłkę, która uderzyła o podłogę przeciwnej drużyny. Punkt zdobyli chłopcy.
- Do ilu gramy? - Nathan spojrzał kątem oka na Crystal, nie przerywając gry. Blondynka spojrzała w zeszyt, jakby miała tam istotne zapiski. Biała kartka przedzielona linią na pół,  po obu stronach stały mniejsze kreseczki symbolizujące zdobyte punkty.
- Chcecie do pięciu, czy więcej?
- Można do pięciu, mam jutro sprawdzian z fizyki i wypadałoby dostać chociaż tróje. - zaproponował Kurt przerzucając piłkę w stronę Jean, na szczęście rudowłosa odparła szybko atak.
Przez kilka następnych minut dźwięki odbijanej piłki oraz riposty Lisy i Scotta, niosły się echem w całej sali treningowej. Rytuał ten przerwała Crystal, informując oba zespoły, że jeśli dziewczyny zdobędą jeszcze jeden punkt, to wygrają. Chłopcy za to potrzebowali dwóch i w tym momencie walka zaostrzyłaby się, gdyby nie błąd Nathana. Brunet odbił piłkę zbyt nisko, która w efekcie wleciała na siatkę. Fala euforii ogarnęła dziewczęcą drużynę, podbiegły do Crystal, jakby to ona była odpowiedzialna za ich zwycięstwo. Tak naprawdę chodziło o zwykłą damską solidarność.
- Zwycięzcy pierwsi idą pod prysznic... A właściwie zwyciężczynie! - zadecydowała sędzia.
Chłopcy leżeli zrezygnowani na zimnej podłodze.
- Wybaczcie. - Nathan uniósł słabo rękę, przyznając się do błędu.
- Każdemu się może zdarzyć. - odparł Scott.
- Daliśmy im fory. - dopowiedział Evan. - Żeby nie czuły się beznadziejnie z powodu przegranej.

Korytarz prowadzący do kuchni zdawał się nie mieć końca. Blondynka szła powoli ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i uśmiechała się pod nosem, słysząc pojedyncze dźwięki wiwatu. Pewnie każda czekająca do łazienki dziewczyna wykrzykiwała swoje zwycięskie słowa. Wyobrażała sobie scenę w której Lisa patrzy z wyższością na Scotta, po czym mówi coś o jego wyzwaniu.
- Charlie, dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś?! - te słowa nie należały do dziewczyn, a dochodziły z gabinetu Xaviera. Crystal natychmiast rozpoznała znajomą nutę grozy Logana, bardzo często nazywał Profesora "Charlie", czego ten nie znosił. Stanęła na palcach pod drzwiami i przyłożyła ucho do mahoniowego drewna.
- Co jeszcze wiadomo na temat tego chłopaka? - zapytała opanowana Storm.
- Mieszkał z matką w Atlancie, ale przenieśli się tutaj... - Profesor w przeciwieństwie do Ororo był kłębkiem nerwów. Dziewczyna czuła to przez potężne drzwi, ale stanowczo nie chciała widzieć zdenerwowanego Xaviera, tym bardziej nie chciała teraz wchodzić mu w drogę. Myślała o tym, żeby się wycofać, przecież ta rozmowa nie dotyczyła jej, a Davida... Z drugiej strony chłopak, choć przerażający, wzbudzał w Crystal ciekawość. Gabinet ogarnęła cisza, przerwana westchnięciem Charles'a. - Jest jeszcze coś. Jego matka nie mogąc sobie poradzić z synem, wysłała go do szpitala psychiatrycznego. Poprosiła mnie o pomoc, ponieważ David jest mutantem. Myślałem, że jeśli odzyska nad sobą panowanie, to będzie mógł tutaj zamieszkać. Niestety, kiedy zadzwoniłem do szpitala, żeby przekonać się czy są jakieś postępy w jego leczeniu, powiedziano mi, że David został wypisany. Co więcej, ja to zrobiłem.
- Zrobiłeś?! - zaskoczony Hank musiał spojrzeć na złego Logana, bo po chwili cofnął swoje pytanie. - Skoro nie Ty, to kto?
- Wypisać go mogliśmy tylko Gabrielle Haller i ja. Ktoś musiał się za mnie podać i wysłać pismo.
- Myślałam, że takie... zwalnianie musi być dokonywane osobiście. - Storm zaczęła przechadzać się po pokoju. - To w końcu jest placówka dla ludzi specjalnej troski, a jeśli w grę wchodzi bycie mutantem...
- Tak jest, ale regulamin przewiduje pewien wyjątek.
- Stan zdrowia. - dokończył Bestia. - Charles porusza się na wózku, więc jechać do Atlanty, żeby załatwić jedną sprawę byłoby bez sensu.
- Dokładnie. Ktoś to sprytnie wykorzystał. Musiał znać mnie, Davida, albo Gabrielle osobiście, gdyby pracownicy szpitala zadawali jakieś pytania. Ale w grę wchodzi jeszcze odręczny podpis.
- To wszystko jest bardzo zakręcone. - stwierdził Hank. - Kto by chciał uwalniać chorego psychicznie chłopaka z genem X? Jakim cudem zyskał podpis któregokolwiek z was?
- Ktoś kto chce mi zaszkodzić. - odparł Xavier z wyraźnym smutkiem. - Niestety chyba się domyślam i nie chciałbym, aby moje przeczucie się sprawdziło.
Znowu zapadło długie milczenie. Tym razem przerwał je odgłos chrząknięcia.
- A jakie David ma moce? - spytał zaciekawiony McCoy. Dalszej rozmowy Crystal nie usłyszała, ponieważ w stronę kuchni zmierzały Jean i Lisa. Blondynka odsunęła się od drzwi odzyskując równowagę, jeszcze chwila słuchania tych informacji o Davidzie i zemdlałaby wpadając do gabinetu. Nie mogła pozbierać myśli, więc oparła się plecami o chłodną tapetę na ścianie.
- Crystal? - Lisa podeszła do przyjaciółki. - Co się dzieje?
- Nic. - słabe kłamstwo natychmiast zostało wytropione przez szatynkę.
- Nawet się nie starasz. - jej usta wykrzywił uśmiech. Miała zamiar coś dodać, ale zamknęła usta tak szybko, jak je otworzyła i zmarszczyła brwi. Crystal domyśliła się, że prowadzi telepatyczną rozmowę z Jean.
- Chodźmy do kuchni. - zaproponowała żwawo rudowłosa. - Co powiecie na koktajle owocowe jako nagrodę za zwycięstwo?
- Zrobię sobie dwa i jeden wyleje na głowę Scotta. - Francuzka chwyciła przyjaciółkę za rękę, obmyślając coraz nowsze pomysły na zdenerwowanie szatyna, z wykorzystaniem napoju. - Albo podmienię mu koktajl z szamponem, ewentualnie wyleje to na niego po prysznicu... Albo! Wleje mu do samochodu. Jak bardzo by się wkurzył?
- Eksplodowałby. - odpowiedziała Jean wyjmując z kredensu sześć długich szklanek. - Nic tak nie kocha, jak swoje auto.
- Znakomicie. Jakie są ulubione owoce Scotta? - Lisa w podskokach podeszła do blendera.
- Ty jesteś serio wredna. - Crystal usiadła na krzesełku przy blacie, a przyjaciółka wyszczerzyła do niej zęby.
- Nie jestem wredna, tylko złośliwa. To rodzinne.

Niebo przywdziało ciemną szatę, usianą miejscami drobnymi lśniącymi punkcikami. Chmury leniwie snuły się po tkaninie jak kłęby dymu, przysłaniając drobne diamenty. Crystal patrzyła na nocne zjawisko z bezpiecznego ciepła pokoju, chroniąc się przed zimnem i mrokiem. Myślami próbowała  przypomnieć sobie nocny obraz nieba w Attilanie, jednak będąc dzieckiem nigdy nie interesowała ją taka prostota. Jej rodzice byli dietetykami i częstymi gośćmi na dworze królewskim Inhumans. Wtedy razem z siostrą zwiedzały pałac, odkrywając nowe nieznane zakamarki. Wzdrygnęła na myśl o wojnie domowej i jej skutkach. Minęło już dziesięć lat, musiała znaleźć sposób na skontaktowanie się z domem. Jeżeli jeszcze istnieje. Ciche pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Crystal odwróciła się.
- Proszę.
Do środka weszła Kitty, ubrana w pistacjową koszulę nocną. Prawą ręką obejmowała przypartą do piersi miskę popcornu, sądząc po ruchu szczęki, zdążyła już się poczęstować.
- Gotowa na babską posiadówkę? - zapytała przełykając prażoną kukurydzę
- Posiadówkę? - zmarszczyła podejrzliwie brwi. - Co wykombinowałyście?
- Postanowiłyśmy poprawić Ci humor. Jean wymyśliła babski wieczór, ale Anna stwierdziła, że posiadówka brzmi lepiej. No i robimy to w Twoim pokoju, więc się nie wywiniesz.
Zapewne na ten temat rozmawiały Lisa i Jean przed wejściem do kuchni. Cieszyła się, że przyjaciółka stanowiła część Instytutu, gdyby jeszcze miała moce, mogłaby tu zamieszkać. Kitty odstawiła misę na biurko, przyjrzała się blondynce od góry do dołu.
- Raz, raz. - klasnęła w dłonie. - Zakładaj piżamę, bo reszta dziewczyn jeszcze organizuje jedzenie.
- Dobrze, już idę. - westchnęła Crystal, kompletnie nie przekonana co do pomysłu. Oczywiście bardzo lubiła swoje koleżanki z Instytutu, ale w tej chwili nie miała ochoty na zabawę czy szczere wyznania. Kiedy wróciła do sypialni wszystkie dziewczyny szykowały sobie miejsca siedzące. Obok Crystal przeszedł Kurt z zawieszonym na ramionach ręcznikiem, przystanął w miejscu i zajrzał ciekawy do pokoju.
- Szykuje się impreza?
- Tak, ale tylko dla dziewczyn. - Lisa wciągnęła Inhuman do pomieszczenia. - Wreszcie się dopchałeś do toalety?
- Profesor zamiast projektować nowe przeszkody na treningi, czy pojazdy mógłby pomyśleć o dobudowie drugiej łazienki.
Francuzka pokręciła oczami i zamknęła chłopakowi drzwi przed nosem.
- Myślicie, że będą chcieli przyjść?
- Jeśli tak, to grzecznie karzemy im spadać. - Rogue wsypała dwa smaki chipsów do jednej miski, mimo sprzeciwów Kitty, że nie lubi cebulowych. Przygotowania zajęły chwilę. Każda uczestniczka wieczorku znalazła sobie miejsce na łóżku lub podłodze, siedząc na poduszkach. Crystal była pewna, że pierwsze pytanie jakie padnie będzie dotyczyć jej humoru. Słuchając w skupieniu przewijających się tematów, Inhuman myślała o tym, co usłyszała w gabinecie Xaviera. Jeśli David naprawdę stwarza niebezpieczeństwo, powinna jak najszybciej ostrzec koleżanki.
- Co tak cicho siedzisz? - Rogue sprzedała jej kuksańca w żebra.
- Muszę wam o czymś powiedzieć. Chodzi o Davida.
Słowa z trudem przechodziły przez gardło Crystal. Dziewczyny na chwilę przerwały rozmowy i skierowały spojrzenia na blondynkę.
- Tak samo zaczęła, gdy miała zamiar poinformować mnie i Juliette o swoim związku z Pietro. - jęknęła Lisa, grzebiąc w paczce żelków w poszukiwaniu czerwonego o smaku malinowym.
- Nie, to nie to samo. - Crystal pokręciła głową. - Musicie obiecać, że nikomu nie powiecie o tym, co za chwilę usłyszycie.
W tym momencie wszystkie spojrzały na Kitty z przenikliwymi wyrazami twarzy. Pryde przegryzła nerwowo kanapkę z serem.
- No co? - odezwała się. - Może jestem wygadana, ale umiem dochować tajemnic.
- To dobrze, bo Profesor też nie może się o tym dowiedzieć. - Inhuman zerknęła z ukosa na Jean, a ta skinęła twierdząco głową.
- To poważniejsza sprawa. - przyznała Lisa, wymachując żelkiem w kształcie węża przed twarzą blondynki. - Crystal, chyba nie jesteś w ciąży z Davidem? Albo co gorsza... Pietro.
Po plecach szatynki przeszedł dreszcz.
- Nie! - krzyknęła Crystal, klepiąc przyjaciółkę w odsłonięte ramię. - Oszalałaś?
- To dobrze, bo nawet nie wiem jak można chociażby całować kogoś takiego... Na pewno wrażenia takie same, jak przy całowaniu kija od szczotki.
- Mogę coś powiedzieć w końcu? - Crystal uniosła dłonie przerywając falę śmiechów ze strony koleżanek. - David jest niebezpieczny. Profesor rozmawiał dziś z Loganem, Storm i Bestią na jego temat w gabinecie.. On został wypisany ze szpitala psychiatrycznego przez kogoś, kto podał się za Xaviera, ale to jeszcze nie wszystko, jest mutantem.
 Jedyny dźwięk jaki ogarnął pokój po wypowiedzeniu słów Crystal, to niespokojne oddechy każdej z osobna. Jean otworzyła usta, jednakże tak samo szybko zamknęła je, jakby się rozmyśliła.
- Jesteś pewna? - zapytał ściszony głos Kitty. - Rozmawiałam z nim kilka razy i wydawał się bardzo sympatyczny.
- Nie jest, mogę Cię zapewnić. Nie zamykają ludzi w psychiatryku bez powodu.
- Okej, może i tam był, ale jeśli został wypisany to chyba znaczy, że już wszystko z nim dobrze. - dopowiedziała Lisa obojętnym tonem.
- Nie słuchałaś? Tu czuć jakiś podstęp, komuś zależy, żeby zniszczyć Xaviera. - Jean wzięła stronę Crystal. - Słyszałaś coś jeszcze?
- Nie, tylko to. Ale Profesor chyba obawia się Davida, wyczułam to po jego głosie, był niemal na skraju załamania. Gdyby leczenie Hallera poszło zgodnie z planem, pewnie by tu mieszkał.
- Dlaczego?
- Pewnie ze względu na gen X. - Crystal wzruszyła ramionami. Powiedziała wszystko, co usłyszała przed gabinetem.
- Musimy ostrzec chłopaków, niech się z nim nie zadają. - dodała stanowczo Shadowcat. - Bo co będzie, jeśli pewnego dnia któryś go tu zaprosi?
Inhuman nie pisnęła słowem o tym, że omal sama tego dzisiaj nie zrobiła. Nie wiedziała, czy dobrze robi, ale reszta była już pochłonięta rozmową na ten temat.
- Dobra, słuchajcie. - Jean przejęła inicjatywę i uspokoiła zebrane koleżanki. - Musimy się dowiedzieć, kto wypuścił Hallera z tego szpitala.
- Profesor ma swoje podejrzenie. - odparła cicho Crystal. - Ale nie powiedział kto, więc chyba to nie jest pewne. To musiał być ktoś, kto zna Profesora, albo matkę Davida.
Żadna z nich nie zdawała sobie sprawy z upływającego czasu, a temat nowego kolegi w szkole nie opuszczał zebranej grupki. Dziewczyny dzieliły się swoimi spostrzeżeniami i takim sposobem Anna zwróciła uwagę na późną godzinę. Nikt z instruktorów nie przyszedł do nich, ponieważ niewielka lampka na stoliku rzucała słabe światło na beżowe ściany, więc uznali, iż uczniowie dawno śpią.
- Myślicie, że Profesor śpi? - zapytała nagle Lisa, po tym jak jedynym odgłosem stał się szelest pustych paczek po przekąskach i kartony z napojami.
- Jest prawie pierwsza w nocy. Na pewno. - na dowód, Rogue spojrzała w stronę elektronicznego budzika.
- Bo muszę się zapytać, czy mogę jeszcze zostać.
- Zrobisz to rano, na pewno nie byłby zadowolony, gdybyś teraz do niego zapukała.
- W domu potrafię sobie przypomnieć o jakiejś pierdółce i obudzić brata w środku nocy, bo potem rano zapominam, co chciałam powiedzieć.
- Ja Ci przypomnę. - Crystal przeciągnęła się ze znużeniem. - Chyba pora skończyć naszą posiadówkę.
Kitty na raz zebrała połowę opakowań, a utworzony przy tym hałas mógł z łatwością zerwać na nogi połowę Instytutu. Jean przyłożyła palec do ust.
- Cii.. - wysyczała.
- Przepraszam. - szatynka trzymała dłonie ze śmieciami nieruchomo. - Gdzie to schowamy, chyba bez sensu iść teraz do kontenera za budynek.
- Wyrzucimy to rano, na razie niech zostanie tutaj. - odparła Crystal, na co Kitty pokręciła głową.
 - Nie będziecie spać w śmieciach. Zaniesiemy to z Rogue do kuchni i nikt się nie skapnie.
Crystal odniosła wrażenie, że dziewczyny planują starcie śladów po nocnej schadzce tak, jakby miały zamiar ukryć butelki po alkoholu, a nie paczki po słodyczach i kartony z soków owocowych. Jean za pomocą telekinezy uniosła kilka śmieci, pomagając Kitty i Annie przenieść je do kuchni.
Lisa i Crystal postanowiły iść spać.
- Czyj to był pomysł? - zapytała blondynka wsłuchując się w kroki lokatorek, zmierzających do pokoi.
- Jean, a co? Nie podobało Ci się? - ziewnęła, zasłaniając dłonią usta.
- Nie, nie. -  Crystal przekręciła się na drugi bok i teraz patrzyła na nocną otchłań za oknem. Zupełnie jakby świat pochłonęła czarna dziura. - Dobrze, że was wszystkie mam. Dzięki. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale kocham Cię Lisa, jak siostrę.
Odpowiedziała jej jedynie cisza, więc dziewczyna uznała, że przyjaciółkę zmorzył twardy sen.

poniedziałek, 25 lipca 2016

4. Powiew chłodu

Ostatni dzwonek zabrzmiał w murach liceum. Uczniowie wyszli ze szkoły dygocząc, gdyż temperatura diametralnie spadła. Chłopcy z Brotherhood spotkali się za salą gimnastyczną, Lance akurat chował puszkę czerwonego sprayu w tylnej kieszeni spodni, kiedy przyszedł Todd. Pietro stał kilka metrów dalej, patrząc na szare chmury sunące leniwie po niebie. 
- Co taki zamyślony? - spytał Avalanche, a Quicksilver wzruszył ramionami. - Nie mów, że jesteś na etapie rozmyślania jak dobrze było z Crystal.
- Nie, no co Ty. Temat Crystal jest definitywnie zakończony. 
- I dobrze... - chwilę się zastanowił nim dodał: - Wiesz czemu nie mam dziewczyny?
Pietro skierował na kolegę ciekawskie spojrzenie. Lance zaliczał się do grupy chłopaków, którzy za skinieniem palca mogliby chodzić z pierwszą lepszą dziewczyną. Był przystojnym buntownikiem, a każda płeć piękna skrycie marzy o niegrzecznym facecie. Mimo to ciągle był singlem. 
- Bo miłość to wymysł idiotów. Kochasz kogoś i myślisz, że go znasz, ale tak naprawdę nic o sobie nie wiecie. Ludzie są ze sobą tylko, żeby przypodobać się innym.
- Chyba w ogóle nie rozumiesz ideologii miłości. - wtrącił Todd wyraźnie zdziwiony słowami Lance'a.
- Todd powiedział mądre słowo: "ideologia"! Pietro przypomnij mi, żebym wrzucił dziesięć centów do słoiczka jak będziemy w domu.
Jakiś czas temu trójka przyjaciół postanowiła wrzucać monety do specjalnie przygotowanego słoika z napisem: "Mądre słowa Todda", kiedy tylko ten powie coś inteligentnego, lub sensownego. Jeszcze nie wiedzieli na co przeznaczą zaoszczędzone pieniądze, a każdy miał swoje małe życzenie.
- Todd, jest ktoś w szkole? - Lance zawiązał kurtkę w pasie, co wyglądało komicznie, jednak żaden z pozostałej dwójki nie powiedział na ten temat ani słowa.
- Pewnie dyrektorka jeszcze siedzi.
- Czy ta kobieta nie ma innych spraw na głowie? - odparł zdegustowany. - Chociażby jakiejś randki, czy czegokolwiek?
- O właśnie! - Todd natychmiast spojrzał na Pietro, przypominając sobie o usłyszanej rozmowie pomiędzy Crystal i Davidem. - Zgadnij kto poszedł dzisiaj na randkę z Davidem Hallerem.
- A co będę z tego miał? - spytał niezainteresowany szkolnymi plotkami.
- Twoja Crystal. Jak widać szybko się pocieszyła.
Gwizd z ust Alversa poniósł popołudniowy jesienny wiatr. Todd zacisnął usta w wąską linię, czekając na reakcję Pietro. Maximoff starał się udawać, że ta informacja nie zrobiła na nim wrażenia.
- Okej. - wzruszył sztucznie ramionami. - Przecież już nie jesteśmy razem i może chodzić na randki z kim chce.
Todd i Lance spojrzeli na siebie z łobuzerskimi uśmieszkami na ustach.
- No wiesz... - przechwycił brunet, obracając puszką w dłoniach, jakby była interesującym przedmiotem. - David fajnie się ubiera, jest miły, szarmancki, grzeczny w stosunku do dziewczyn.
- Też mi coś. - prychnął białowłosy z wyraźną pogardą. - Ubieram się lepiej, jestem szarmancki, uprzejmy dla dziewczyn i zabójczo przystojny.
- A przy tym niezwykle skromny. - dodał sarkastycznie Todd.
Nerwy zebrane w jego ciele dały swe znaki, Pietro przystępował z nogi na nogę, zmuszając się do fałszywego uśmiechu. Tak naprawdę chciał jak najszybciej odnaleźć Crystal i najlepiej obserwować zajście na randce, a w odpowiedniej chwili interweniować, gdyby sprawy zaszły za daleko. Przez kilka minut wmawiał sobie, że Inhuman nic dla niego nie znaczy, jest wreszcie wolny, nie musi martwić się zapamiętaniem daty jej urodzin, ich rocznicy, dnia kobiet, Walentynek i tak dalej. Aczkolwiek od czasu zerwania czuł dziwną pustkę, już nie przychodził jej wspierać przed historią, ani nie spędzali czasu na spacerach w parku. Do domu wracał razem z kolegami. Nagle jego życie przybrało szarych barw codzienności. Możliwe, iż było tak szare jak niebo w tej chwili.
- Nie będzie mi żaden frajer zabierał Crystal! - wewnętrzna presja dała górę. Uniósł ostrzegawczo palec w stronę Lance'a, zanim znowu zacznie mówić o fałszywej miłości. Alvers westchnął zrezygnowany jakby mówił: "Zawiodłem się na Tobie."
- Poszli do tego nowego lokalu przy parku. - podpowiedział Tolensky, a Pietro natychmiast zniknął zostawiając po sobie gwałtowny podmuch zimnego powietrza.
- Jest zazdrosny? - zapytał Todd patrząc tam, gdzie zniknął ich przyjaciel.
- Jak cholera. - odpowiedział brunet z przekąsem, ale po chwili wzruszył ramionami - Dziwny miłości traf się na mnie iści, że muszę kochać przedmiot nienawiści.
Zerknął na zdziwionego Todda z ukosa.
- Jeśli powiesz komukolwiek, że cytuję Szekspira za szkołą to Cię uduszę gołymi rękoma.

Aromatyczny zapach kawy i słodkości na stolikach klientów roznosił się po całym pomieszczeniu. Wysoka, smukła kelnerka, o ciemnych włosach związanych w wysokiego kucyka, przyjęła zamówienie Davida i czym prędzej pognała na zaplecze.
Siedzieli przy jednym z wielu stolików, ozdobionych białym prostokątnym obrusem, serwetkami w metalowym uchwycie, a z boku stała świeczka o zapachu konwalii. Jej knot wskazywał na to, że dopiero została kupiona. Crystal lubiła przychodzić do "Second Station", czasami po prostu posiedzieć ze szklanką soku i obserwować przechodzących gości. Rozmawiała z Davidem na temat miasta, szkoły, nie wspominając nic o Instytucie, a na pytanie: "Z kim mieszkasz?", odparła: "Z ojczymem i przyszywanym rodzeństwem". W pewnym sensie czuła się winna z powodu kłamstwa, ale z drugiej strony mieszkańcy Instytutu byli dla niej drugą rodziną. Traktowała innych uczniów jak rodzeństwo, a Charles'a jako kogoś więcej, niż mentora i właściciela budynku. Czy gdyby teraz po dziesięciu latach mieszkania z nim pod jednym dachem, miała możliwość powrotu do Attilanu, pozwoliłby jej odejść?
- Mogę Ci zadać pytanie?
- Pewnie. - David postawił przed nią filiżankę parującej herbaty i porcelanowy imbryk. Sobie natomiast zamówił czarną kawę z mlekiem. Czarnowłosa dziewczyna dostawiła blondynce różowe lody z malinami i dwiema czekoladowymi rurkami.
- Ja tego nie zamawiałam. - powiedziała uprzejmie, uznając deser za pomyłkę.
- To dla Ciebie w podzięce za pomoc. - odparł David, wyprzedzając kelnerkę. Brunetka z uśmiechem oddaliła się w stronę nowych klientów.
- Nic takiego nie zrobiłam. To ja powinnam podziękować Tobie.
- Wskazałaś mi gabinet dyrektorki, zgodziłaś się tutaj przyjść i jesteś jedną z najmilszych osób. - wskazał skinieniem na puchar. - Poza tym te lody skojarzyły mi się z Tobą. Może uznasz to za stereotyp, ale blondynki chyba lubią różowy.
- Bardzo stereotypowe. - Crystal roześmiała się. - Ale na historii mi pomogłeś.
- Tak. Jeden dług spłacony, teraz drugi i zostanie trzeci.
- Za sympatię nie możesz zapłacić. Zawsze taka jestem. To znaczy, zależy dla kogo.
- Ktoś Ci podpadł? - spytał mieszając kawę.
- Na razie były chłopak. - przełknęła niewielką gulę w gardle. - Pietro Maximoff.
- Chodzę z nim na hiszpański. Zamieniliśmy może dwa słowa, kiedy nauczyciel nie patrzył.
Crystal gwałtownie ugryzła łyżeczkę, aż poczuła przeszywający ból dziąseł.
- Spokojnie, nie o Tobie. - dodał chłopak, widząc reakcję. - Nie wiedziałem, że chodziliście. Będę miał to na uwadze.
- Spotykaliśmy się od ukończenia pierwszej klasy liceum. W tegoroczne wakacje byłyby już trzy lata. Wcześniej tylko flirtował z dziewczynami, a ja stałam się jego pierwszą prawdziwą miłością... - nie wiedziała dlaczego wraca wspomnieniami do tego okresu, przy zupełnie obcej osobie. Może dlatego, że Lisa i Juliette mają dosyć tematu Pietro i za każdym razem zbywają Crystal, kiedy tylko o nim napomni. - Wybacz, na pewno Cię zanudzam. Faceci nie chcą słuchać o związkach.
- Opowiadaj dalej, jestem ciekaw.
David położył delikatnie dłoń na jej nadgarstku. Przesuwał palce w górę i dół, czując przyjemnie gładką skórę rozmówczyni oraz napięcie. Dziewczyna chciała zabrać rękę, jednakże jakaś niewidzialna siła kazała jej tego nie robić i wmawiała, iż tego właśnie potrzebuje. Odprężona patrzyła w nieprzenikniony błękit oczu Hallera, zapomniała również o co chciała go zapytać, gdy dostali swoje zamówienia.
Niedaleko przy krawężniku stało auto Juliette. Dziewczyny od czasu rozstania Crystal, obiecały sobie pilnować jej nowych adoratorów, nawet gdyby to był ktoś z Instytutu. Uważnie patrzyły na śmiałość Davida, nie zauważając obecności osoby trzeciej.
- Co tam? - odezwał się głos, na co przyjaciółki podskoczyły. Skierowały głowy za siebie, prawie się zderzając. Z tyłu na środku siedział Pietro.
- Co Ty tu robisz?! - zapytała zaskoczona Juliette. - Jak tu wszedłeś?!
- No wiesz, to nie było trudne, skoro zostawiłaś otwarty samochód. Po za tym pilnuję tego gościa, żeby się grzecznie zachowywał. Dopiero co zerwaliśmy i nie chcę, aby ktoś mącił jej w głowie.
- Jak szlachetnie. - prychnęła Lisa.
- Jak tu wszedłeś? - powtórzyła przed chwilą zadane pytanie Juliette.
Francuzka skierowała wzrok z powrotem na parę za oknem kawiarni, a po chwili powiedziała słowo: "mutant", bardzo pewna siebie. Maximoff skinął głową zadowolony.
- Brawo, dostaniesz medal. - nie było dla niego zaskoczeniem, że dziewczyny wiedzą o ich istnieniu. Spodziewał się, że Crystal wyzna prawdę przyjaciółkom. Nawet pamiętał dzień, kiedy pytała go, co na ten temat uważa, a on objął ukochaną w pasie i powiedział: "Rób jak uważasz". Czasami miał ochotę cofnąć czas i faktycznie doradzać jej w ważnych chwilach, niestety nie potrafił tego zrobić.
Ostrzeżenie Lisy szybko wyrwało go z przemyśleń, odsyłając do rzeczywistości.
- Crystal patrzy!
Nigellissa zsunęła się po siedzeniu pasażera, Pietro ukrył głowę za siedzeniem kierowcy, a Juliette schowała twarz za kierownicą, jakby była tarczą. Ostrożnie wyściubiła nos przez otwór, po czym mogli powrócić do normalnej pozycji.
- Wysiadaj, Maximoff, albo będziesz moim pierwszym celem na zajęciach z łucznictwa. - zagroziła Juliette.
- Hej, hej... - Pietro uniósł dłoń, aby uspokoić szatynkę. - Jeśli dasz mi zostać, to powiem Ci, kto pomalował szafki czerwonym sprayem.
- Nikt nie pomalował szafek.
- Bo jeszcze nikt o tym nie wie.
Nawet w czasie wolnym sprawy szkolne były dla Juliette priorytetem. Nie mogła sobie wyobrazić o czym by myślała, gdyby nie była przewodniczącą. Lisa jedynie pokręciła ostentacyjnie oczami.
- Dobra, zostań. - burknęła Moris wiedząc, że jest na pozycji przegranej. - Niech stracę.
- To był Lance, znaczy będzie, bo jeszcze tego nie widziałaś.
- I chyba nie chcę. Ale wiesz, że teraz pani Darkholme będzie miała to na swoim biurku. Co nie?
- Będą kłopoty... - podsunęła Lisa w stronę Pietro, a ten wzruszył obojętnie ramionami. Lance i tak miał już najniższą ocenę ze sprawowania, więc jeszcze jeden wybryk nie zrobi na nikim wrażenia.
Widok Crystal dającej się łatwo omamić Davidowi, był dla niego jak cios w twarz.
- Ona tak się nie zachowuje. - jego własny głos wydawał mu się odległy. - Nie moja Crystal.
Przyjaciółki spojrzały na niego zszokowane, pierwszy raz słyszały skruchę w głosie Maximoffa, jakby całe jego życie nagle straciło sens. Juliette otworzyła usta z zamiarem powiedzenia czegoś miłego, ale Lisa ją uprzedziła niekoniecznie dobrym komentarzem:
- Widzisz, co straciłeś?
- Coś mi tu nie gra. - powiedział głośniej, jakby chcąc usłyszeć sam siebie. - Ona zachowuje się przy nim jak kompletna idiotka. Mi nie pozwalała się dotykać na pierwszej randce.
- Bo podrywałeś każdą dziewczynę w szkole. - przypomniała Juliette. - David jest... Inny.
- Jakbym słyszał Lance'a i Todda. - chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej, niczym obrażone dziecko. - Ja i tak zostanę przy swoim.
- Bo jesteś zazdrosny?
- Bo nie pasuje mi ten gość. Muszę działać szybko, zanim zrobi Crystal krzywdę.
Pietro otworzył drzwi samochodu i nagle jakby rozpłynął się w powietrzu. Dziewczyny spojrzały na siebie zaskoczone, Juliette sięgnęła ręką klamkę z tyłu.
- Co jak co, ale nawet jeśli znika, teleportuje się, albo cokolwiek... To kultura zamykania drzwi obowiązuje. - Lisa przeciągnęła czarny pas bezpieczeństwa do klamry przy siedzeniu. - Jedziemy, wygląda na to, że gołąbki też się zbierają.

Wracała równo ułożonym chodnikiem, trzymając Davida pod ramieniem. Podeszwy ich butów zgniatały pierwsze jesienne liście w kolorach złota, bursztynu i czerwieni. Obserwując krajobraz Bayville przez cały rok, można z łatwością dostrzec zmiany zachodzące podczas wiosny, lata, jesieni i zimy. Każda pora roku zdawała się ukazywać tajemnice miasta.
Tłumaczyła chłopakowi, iż nie musi jej towarzyszyć w powrocie do domu, ale David należał do typu upartych ludzi. Przy okazji chciał zobaczyć, gdzie mieszka Crystal i to ją niepokoiło. Nie obawiała się, że Haller może zobaczyć coś, czego nie powinien, a potem będzie musiała wymyślić sprytne kłamstwo. Do tego szybko przywykła, w końcu okłamywała Lisę i Juliette dość długi czas. Obawiała się spotkania Davida z Profesorem, którego nazwała swoim ojczymem i choć Xavier szybko pojmie sprytne kłamstewko podopiecznej, to nie wiedziała, co ma powiedzieć o Loganie, Hanku i Ororo. Ciocia i wujkowie wpadli w odwiedziny? Tego już na pewno nie łyknie. Czuła się jak bohaterka głupkowatej komedii klasy B.
Podczas drogi nie powiedziała ani słowa, David to samo, widocznie wyczerpali tematy do rozmowy i zawładnęła między nimi cisza. Blondynka próbowała przywołać obraz pierwszych rozmów z Pietro, które swoją drogą były znacznie trudniejsze, pomijając fakt, że Maximoff to wygadana osoba. Syknęła jakby ją coś zabolało w momencie zobaczenia Instytutu przed sobą. Mogła poprosić Davida o zostawienie jej pod zupełnie obcym domem i to mogłoby być dobre rozwiązanie, gdyby nie: a) co powie, kiedy będzie chciał wejść do środka b) co będzie, kiedy postanowi pewnego razu złożyć Crystal odwiedziny.
Szybki pomysł odpadał, nie miała innego wyjścia jak tylko zaprowadzenie Hallera pod właściwy adres.
- To tutaj. - powiedziała sucho, puszczając chłopaka. David spojrzał na Instytut z podziwem.
- Ładnie. Twój ojczym chyba ma niezłe konto w banku.
- Ten dom należy do jego rodziny od lat. Jest duży, więc mieścimy się wszyscy.
- Wszyscy? - zainteresowany podniósł brwi. - Jak wspomniałaś, że masz przyszywane rodzeństwo, to pomyślałem o dwójce, ewentualnie trójce małych diabełków. A to wygląda jak pałac.
- Ogród jest bardzo atrakcyjny o tej porze roku. - zaraz ugryzła się w język, karcąc myślami własną głupotę. Lubiła Davida, jednak nie chciała, żeby akurat dziś chciał wchodzić na teren Instytutu. Po chwili zdała sobie sprawę, że szatyn podchodzi do okrągłej złotej tablicy z wygrawerowanym znakiem X i napisem: "Instytut Xaviera dla Uzdolnionej Młodzieży". Przełknęła ciężko ślinę, modląc się w duchu, by to zignorował. David patrzył tępo na litery, jakby układały się w niezrozumiałe słowa.
- To dłuższa historia. - zaczęła Crystal, zbierając myśli do kupy. Wiedziała co w przypadku pytań i wątpliwości ma mówić. Wszyscy uczniowie wiedzieli. - Mój ojczym od dawna prowadzi szkołę dla utalentowanych. Nazywam ich swoim przybranym rodzeństwem.
Spoglądała na stężałą twarz Davida. Jego oczy nie odstępowały tablicy, zacisnął mocno dłonie, aż zbielały mu kostki.
- Xavier to Twój ojczym? - zapytał w końcu, a właściwie wysyczał przez zęby.
- Tak... - mruknęła zbita z tropu. W przeciągu dwóch mrugnięć rozluźnił mięśnie i uśmiechnął się zawadiacko do tablicy. Jego wzrok przeniósł się na zakłopotaną Inhuman. Widziała w nim znowu tego samego człowieka, którego poznała zaledwie dwa dni temu.
Szatyn natychmiast znalazł się obok niej, ich twarze dzieliły milimetry, Crystal poczuła jego ciepły oddech na zmarzniętych policzkach.
- Zrobiło się chłodniej... - szepnęła.
- Nie tylko na zewnątrz. - odparł David okręcając sobie na palcu kosmyk jej włosów.
- Lepiej wejdę do środka. Ty też lepiej idź do domu, bo zmarzniesz.
Nie dała poznać po sobie obawy. Jej usta wykrzywiły się w uśmiech, jednak ona sama uznała go za wymuszony. Błękitne oczy chłopaka uważnie analizowały każdą powstałą zmarszczkę. W końcu puścił blond kosmyk i niespodziewanie ucałował dziewczynę delikatnie w policzek. Crystal zamarła.
- Do zobaczenia jutro, córko Xaviera. - powiedział i zaraz wrócił tam skąd przyszli. Dziewczyna jeszcze chwilę stała przed bramą Instytutu, jakby przymarzła do ziemi. Mroźne powietrze owiewało jej plecy, na policzku czuła wciąż usta Davida, jakby wypaliły przed chwilą jakiś znak żywym ogniem.
Mogłaby stać tak w nieskończoność, gdyby nie ryk motocykla. Logan zatrzymał maszynę tuż przed nią.
- Komitet powitalny? - jego sarkastyczny głos wydawał się jeszcze chłodniejszy niż powietrze. - Nie stój jak kołek, tylko otwórz mi bramę.
Powędrowała skulona do furki i na drugą stronę metalowego ogrodzenia, wykonując polecenie Wolverine'a, jednocześnie myśląc o zaistniałej sytuacji. Nigdy tak bardzo nie ucieszyła się na widok mężczyzny, a tym bardziej nigdy nie przypuszczałaby, żeby cokolwiek takiego mogło mieć miejsce. Poszła za motocyklem do garażu, tak szybko jak pozwalały jej zdrętwiałe nogi. Stanęła u progu, jakby czekając na dalsze zadania.
- Co z Tobą, jesteś chora? - spytał, patrząc podejrzliwie. - Czemu stałaś przed bramą jak słup?
- Logan... - odezwała się drżącym głosem, sama nie wiedząc czy to efekt przebywania na zimnie, czy wpływ Davida. - Mogę Cię przytulić?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo podłamana Crystal natychmiast wyciągnęła ręce w jego stronę i objęła z całej siły. Logan stał z wyrazem konsternacji na twarzy, jednocześnie słysząc cichutki szloch Inhumam. Słone łzy spływały po jej zarumienionych policzkach. Miała nadzieję zmyć żar pozostawiony po nowym koledze, a ciepło ciała Wolverine'a grzało ją przyjemnie. Mutant oddychał powoli, wyswobadzając rękę od silnego ramienia Crystal. Zawsze uważał Inhuman za drobną, kruchą istotę, jednakże treningi zrobiły swoje. Wolną dłonią pogładził ją po włosach, chociaż stanowczo nie miał instynktu rodzicielskiego. Jego głaskanie smutnej dziewczyny, wyglądało jak czesanie kota.
- No już. - przemówił po chwili ciszy. - Chodź do środka, napijesz się czegoś.
Crystal doskonale wiedziała, że nie mówi tego z troską, a prośbą by wreszcie go puściła. Rozluźniła uścisk, przetarła mokrą twarz i zaraz ruszyła w ślad za Loganem.

Srebrzyste pasmo przecięło powietrze, niczym klinga miecza. Pietro zatrzymał się przed drzwiami drewnianego domu na przedmieściach i wszedł do środka. Przed sobą ujrzał schody wiodące na górę oraz wejścia do trzech pomieszczeń. Pokój po prawo służył za salon, był największy i najlepiej oświetlony. Chłopak rozejrzał się po wszechobecnym bałaganie.
- Jak Mystique wróci, to nas zabije. - zrzucił pusty karton po pizzy z fotela na podłogę. - Nie po to oddała nam swój dom, żebyśmy zrobili z niego chlew.
Usiadł, prostując nogi. Szorstka skóra fotela czasem przywoływała mu na myśl dotyk prawdziwego człowieka o bardzo stwardniałym naskórku. Łypnął leniwie na Todda i Lance'a.
- Oddała go Magneto na kwaterę główną Brotherhood. - mówiąc "kwatera główna", Todd wykonał w powietrzu cudzysłowie. Zwykły dom z dwoma piętrami raczej nie mógł się równać z Instytutem Xaviera. Nagle jego uwagę odwróciły latające nad kartonem pizzy muchy.
- Czasem nie wiem, co gorsze... Twoje żabie zdolności i pożeranie much jak landrynek, czy pety Lance'a. - powiedział Pietro, powstrzymując odruch wymiotny. Todd często posługiwał się swoim długim językiem, by chwytać jakieś przedmioty, albo nawet przenosić własne ciało, ale zjadanie much, czy drobnych insektów było już przesadą. On sam uważał to za defekt swojego genu i siłę wyższą. Nie umiał nad tym zapanować.
- Ej! - brunet siedział na kanapie i strojąc gitarę spojrzał urażony na Maximoffa. - Staram się, żebyście nic nie czuli.
Pierwsze dni ich współpracy były ciężkie, musiało minąć sporo czasu nim trójka przyjaciół zaczęła się dogadywać. Najgorszą kością niezgody okazało się nie zachowanie Todda (chociaż to też przerażało Pietro), a nałóg Alversa. Bywało, że białowłosy znajdował przepełnione popiołem popielniczki w najrozmaitszych zakamarkach domu, nawet w swojej sypialni oraz niedopałki na trawie. Było wiele zapachów, które powodowały u Pietro poczucie obrzydzenia, ale dymu i papierosów nienawidził z całego serca. Gdy doszło pomiędzy nimi do porozumienia, Lance ograniczył się do jednego papierosa dziennie. Zawsze wypalał go wieczorem na zewnątrz, a potem odświeżał oddech gumą.
- A jak u Crystal? - zapytał Todd.
- Pobiegłem do "Second Station", ale nie robili nic nadzwyczajnego. Siedzieli i gadali, więc poszedłem, musiałem sobie wszystko dokładnie przemyśleć i wiecie do czego doszedłem?
- Że David jest lepszą partią od Ciebie?
Quicksilver przesłał koledze piorunujące spojrzenie i zaraz skrzyżował nogi na podłokietniku.
- Nie jest. Stwierdziłem, że Crystal mnie kompletnie nie interesuje.
- Jasne. - parsknął Lance, ledwo powstrzymując napad śmiechu. - Nie wytrzymasz dnia bez gadania o niej.
- Nie wierzysz we mnie? - udał urażony ton. Alvers miał rację, chociaż prawda nie przychodziła do Pietro z łatwością.
Dzisiejsze obserwacje Inhuman udowodniły, że nie jest mu obojętna, nawet przeszło mu przez myśl, że mógłby wejść do kawiarni i udawać przypadkowe spotkanie, a następnie przysiąść się do nich. Dziś zachowywała się inaczej, była bardziej otwarta. Zupełnie inna, niż podczas ich randek. Może Lisa miała rację? Może chodziło o charakter Maximoffa...
Zgrzyt zamka spowodował w chłopaku poczucie lęku. Lance wstrzymał gwałtownie powietrze, a Todd językiem przechwycił pudełko i schował je za kanapą. Do domu weszła kobieta, sądząc po stukaniach obcasów na ciemnych panelach.
- Co zrobiliście z moim domem?! - jej krzyk był jak przeszywający ból. Raven wpadła do salonu, przeczesując wzrokiem każdy kąt.
- Spoko, posprzątamy. - przemówił Lance pewnym siebie tonem.
- Nie dość, że kryję wam tyłki przed radą pedagogiczną i Magneto, to jeszcze robicie z mojego domu pobojowisko! - w mgnieniu okna zniknęła atrakcyjna blondynka w eleganckim uniformie. Zastąpiła ją niebieska postać o czerwonych włosach i bystrych złotych oczach, jak u kota. Zatrzymała spojrzenie na Alversie. - Chcesz poprawić ocenę ze sprawowania?
- Pytanie. Jasne, że tak. - odparł, jakby to było oczywiste. Lance wprawdzie nie należał do uczniów, którzy poprawiają się przy każdej możliwej okazji, śmiało można powiedzieć, iż edukację miał głęboko w poważaniu, jednakże istniał pewien powód, aby zdać liceum jak najszybciej. Nikomu nie mówił o szczegółach, musiało wystarczyć, że to bardzo ważne...
- Okej. W takim razie teraz pójdziesz do szkoły, zamalujesz czerwoną farbę na szafkach i będziesz stał przy bufecie na balu jesiennym.
- Mam inne plany, jeśli chodzi o bal. - odłożył gitarę na bok nie usatysfakcjonowany szansą poprawy. Dyrektorka wzruszyła ramionami.
- Dobra, ale pamiętaj o swojej sprawie. Ja tylko dałam Ci propozycję. - odwróciła się z gracją i ruszyła po schodach. - Idę do siebie, nie przeszkadzać mi chyba, że to będzie coś ważnego.
- Ciekawe kiedy ostatnio rozmawiała z moim ojcem. - mruknął Pietro.
- Właśnie, siedzimy tutaj we czwórkę jak ofiary i nic nie robimy. - poprał Tolansky. - Może Magneto o nas zapomniał...
- W życiu. - uciął kąśliwie Maximoff. - On ma plan, ale najwyraźniej nie chce nas na razie z nim zapoznawać. Zaufajcie mi. Powołanie Brotherhood to był pierwszy etap.
- Nie chce nic mówić, ale kiedy ostatni raz tutaj był? - Lance dźwignął się z kanapy. - Pół roku temu? Trochę długo zajmuje mu planowanie.
- A Ty gdzie idziesz? - Pietro odprowadził bruneta wzrokiem do futryny oddzielającej salon od holu.
- Poprawić swoją ocenę ze sprawowania. Mam nadzieję, że uda mi się kupić farbę w identycznym kolorze jak szafki.

● Oh, you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own.
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home.
~

poniedziałek, 18 lipca 2016

3. Szczęście

Za zgodą Profesora, Lisa zamieszkała chwilowo w Instytucie. Crystal musiała iść na trening, więc Francuzka postanowiła znaleźć spokojne miejsce i poczytać, o dziwo nie było to takie trudne, pewnie większość mieszkańców również była w sali treningowej.
Niestety ten dzień nie był najlepszy na czytanie, dziewczyna kompletnie nie mogła się na tym skupić. Wtedy przypomniała sobie o noszonej w kieszeni talii kart, niemal machinalnie zaczęła układać pasjansa.
- No proszę, Crystal poszła na trening i zostawiła Cię samą. - nie wiadomo skąd u jej boku pojawił się ciemnowłosy chłopak.
- Poszła, bo  musiała. Nie potrzebuję opiekunki. - odparła, nie odrywając wzroku od kart.
- Jak widzę masz dość niecodzienne sposoby spędzania wolnego czasu. Jak nie czytanie grubych cegieł, to układanie kombinacji kart. - zauważył po chwili ciszy.
- Grube książki przydają się, kiedy Crystal śpi.
- Musicie być bardzo blisko skoro od rana jesteś u jej boku. - dziewczyna przerwała układanie i spojrzała na nieznajomego. Nigdy się nie zastanawiała nad tym jak blisko jest z Crystal, ani czemu codziennie przychodziła wcześniej i czekała, aż ta się obudzi i wspólnie ruszą do szkoły. Robiła to od prawie roku, ale nigdy nie zadała sobie pytania dlaczego.
Może początkowo chodziło o to, aby blondynka nie zaspała, ale ten okres minął. Czyżby to już było przyzwyczajenie? A może przychodziła tu dla przyjaciółki, przypilnować jej snu i zadbać o dobry początek dnia? Może chodziło o rodzinne ciepło i wieczny gwar panujący w Instytucie, który wydawał się lepszy, niż nieprzenikniona cisza w mieszkaniu i niezbyt częste rozmowy z bratem...
- Halo, Ziemia do fanki dziwnych zajęć. -  z rozważań wyrwał ją głos chłopaka machającego jej ręką przed twarzą.
- Skoro większość trenuje, to czemu tutaj siedzisz? - spojrzała na niego podejrzliwie, nie wyglądał na kogoś kto unika obowiązków.
- Ktoś musi naprawić błąd Crystal i zadbać o osamotnionego gościa.
Dziewczyna uniosła brwi w geście niedowierzania.
- Większej ściemy dawno nie słyszałam.
- Jeszcze nie nadeszła kolej mojej grupy, a nie można w nieskończoność kręcić się po budynku.
Jak na zawołanie z głośników na korytarzu wypłynął głos Bestii, informującego wszystkich, że nadszedł czas na ćwiczenia grupy Delta.
- No to na mnie pora. Żegnam miłą panią. -  chłopak wstał i po chwili zniknął w jednym z bocznych korytarzy.
Lisa pokręciła głową, skąd oni biorą tych "wybitnie uzdolnionych".
- A zapomniałbym. - przy stoliku ponownie znalazł się chłopak. - Jestem Nathan.
- Lisa. - odparła uśmiechając się na widok zakręcenia bruneta. - Lepiej się pospiesz, bo się spóźnisz na ten trening.
- Tak jest szefowo!
Nie dane jej było pobyć chwilę samej, gdyż zaraz za Nathanem zjawili się Scott i Crystal .
- Ale Ci spuściłam manto! - rozentuzjazmowana blondynka usiadła obok przyjaciółki. Lisa nigdy nie widziała tak podnieconej Inhuman. 
Scott skrzywił się do wyszczerzonej Crystal, a Francuzka wyobraziła sobie z jaką irytacją kręci oczami pod czerwonymi okularami. 
- Następnym razem nie będę tak delikatny. - zapowiedział nad wyraz uprzejmie. 
Lisa niewiele myśląc odezwała się:
- Wtedy będzie miała mnie do pomocy.
Spojrzeli na nią oboje. Nigellissa mogła z łatwością odczytać jego emocje po mięśniach twarzy. Przyjął jej słowa jako wyzwanie. 
- Dobra. - uśmiechnął się chytrze. - Tylko zmierzymy się w czymś... normalnym, żebyś miała szansę z mutantami. 
- Boisz się, że gdybym miała moce, już leżałbyś przegrany. - odwzajemniła uśmiech, sama nie wiedząc dlaczego. Może to było zwykłe przyzwyczajenie przekomarzań z bratem, na myśl o nim zrobiło jej się cieplej. 
Crystal przełknęła ostatni łyk wody z butelki, słuchając wymiany zdań. Chłopak powiedział coś jeszcze do Lisy, odchodząc w stronę holu Instytutu. 
- Wkurza mnie. - wyrzuciła z siebie, kiedy miała pewność, że Summers nie usłyszy. 
- Scott jest spoko. - wzruszyła ramionami Crystal i zgniotła butelkę pod podeszwą buta. - Jak spędzisz z nim tyle czasu, co ja, na pewno byś go polubiła. 
- O nie... - Lisa przypomniała sobie, iż na pewien okres czasu jest zmuszona mieszkać z nim pod jednym dachem. 

Druga noc w Instytucie była o wiele lepsza, niż pierwsza. Uczniowie dzielili pokoje po dwie osoby, Crystal opowiadała, że w dzieciństwie dzieliła go z Jean. Lisa nie dopytywała czemu teraz jest inaczej, ale wiedziała, że coś musiało się między nimi wydarzyć. Chociaż w rozmowach z Inhuman, Grey nigdy nie stosowała złości czy niechęci, zawsze mówiły do siebie jak dobre znajome, albo - co nie mogło przejść Lisie przez myśl - przyjaciółki.
Chwilowo Crystal musiała dzielić sypialnię z Lisą, co było dla niej powodem do szczęścia, nie pozwoliła jej myśleć o problemach, za co szatynka w duchu dziękowała. "Zobaczysz, będzie jak piżama party, lub wycieczka szkolna", powiedziała blondynka pierwszego dnia, po chwili dodając bardziej spięta: "Tylko bez obaw jak usłyszysz w nocy alarm. Zostawiamy na noc aktywne czujniki ruchu, a zwierzęta lubią łazić po trawnikach. Hank rozpracowuje system, żeby odróżniał futrzaki od ludzi." 
Na szczęście obyło się bez niespodzianek. 

Podczas lekcji historii, Crystal odniosła wrażenie, że pani Moore czai się na nią jak gepard na antylopę. Tylko czeka, aż coś odwróci jej uwagę i będzie mogła zaatakować. Inhuman znudzona słuchaniem o wojnie Wietnamskiej, wyjrzała na chwilę przez okno. Klasa od historii mieściła się tuż przy boisku szkolnym. Chłopcy biegali na bieżni wykończeni, oczywiście oprócz Pietro, który jak tylko mógł popisywał się swoimi "atletycznymi zdolnościami". Gdyby trener znał prawdę... Jednakże nie to przykuło uwagę Crystal. Na trawniku, w samym sercu boiska, zebrała się grupka może sześciu osób z łukami i tarczami. Nie była pewna czy dobrze widzi Juliette pośród nich. 
- Panna Amaquelin zapewne wie wszystko o wojnie Wietnamskiej. - dobrze znała ten głos przepełniony jadem. Gepard dopadł swoją ofiarę. - Może na koniec zajęć przypomnisz nam wszystkie podstawowe informacje. 
Długą drewnianą linijką wskazała zegar nad tablicą. Miała dosłownie pięć minut na odpowiedź. Białe daty i pojęcia wypisane kredą, współczujące spojrzenia, upływający czas i wiele innych czynników sprawiły, że Crystal pobladła na twarzy, a przez szum w uszach nie mogła wykrztusić ani słowa. Niespokojnie pocierała dwoma palcami kartkę podręcznika. Nagle zdarzyło się coś niesamowitego, jeśli wierzyć gwałtownemu westchnięciu niektórych osób. Nawet zaskoczona nauczycielka skrzyżowała wzrok z Davidem Hallerem unoszącym rękę do góry. 
- Moim zdaniem powinna pani odpuścić Crystal. - przemówił z nonszalancją, której mógł mu pozazdrościć niejeden dorosły mężczyzna. - Nikt nie pisnął podczas lekcji ani słowa, na dodatek nie każdego muszą interesować wszystkie tematy. Może dziś wyjątkowo unikniemy pytania?
Pani Moore przełknęła ciężko ślinę, patrząc uważnie w twarz Davida, jakby dzieliły ich milimetry, a nie pół pokoju. Wszyscy spoglądali na nowego ucznia jak na kretyna, łącznie z Crystal. Teraz chłopak do końca nauki w liceum będzie miał zapewnione pytanie na każdej lekcji, i to przez nią. Już miała wstać, nie wiedząc co powiedzieć, kiedy mięśnie kobiety rozluźniły się. 
- Ma pan rację, panie Haller. - powiedziała z obcym dla niej usatysfakcjonowaniem. 
Zaraz zabrzmiał dzwonek kończący najdziwniejszą od początku szkoły lekcję. Uczniowie na korytarzu otoczyli Davida zadając masę pytań, a gdy nowo przybyli nie chcieli wierzyć w opowieści, koledzy Inhuman z historii wskazywali na wciąż zadowoloną panią profesor. 
Szatyn wytłumaczył wszystko trzema słowami: "Potrafię być przekonujący."
Przecisnął się przez zgromadzonych, zgarniając ich rękami. Crystal zamknęła metalową szafkę, a widok Davida za plecami przestraszył ją. 
- Wybacz. - powiedział z miną zbitego psa. - Nie chciałem Cię wystraszyć. 
- Nic nie szkodzi. Dzięki, że wstawiłeś się za mnie u pani Moore. - spojrzała na podekscytowaną gromadę. - Zyskałeś miano bohatera. 
Chłopak wzruszył ramionami. 
- Ktoś w końcu musiał się odezwać, a ponieważ jestem tu nowy, to liczyłem na łut szczęścia. 
- Szczęście Cię nie opuściło. - przyznała odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Nigdy nie daje nam fory, a tu proszę. Taka osoba jak pani Moore z nikim nie negocjuje. 
Dopiero własna wypowiedź dała Crystal do myślenia. Nauczycielka zawsze upierała się przy swoim, aż nagle wystarczył przenikliwy ton głosu, godny Brytyjczyka, zaledwie dwa zdania i spojrzenie. Jedno uważne spojrzenie.
- Crystal... - westchnął David, jakby w mgnieniu oka cała pewność siebie go opuściła. - Może chciałabyś gdzieś iść po szkole?
- Z Tobą? - poczuła w brzuchu jak tysiące kolorowych motyli na raz trzepocze skrzydłami i wzbijają się wszystkie do lotu. To samo czuła przy Pietro. W pierwszej chwili chciała odmówić, ale przypomniała sobie, że przecież nie może wiecznie siedzieć ukryta w kokonie z powodu jednego fatalnego związku. Z uśmiechem przyjęła propozycję, nie przeczuwając, że dosłownie nad głowami mają szpiega. Kiedy oboje rozejrzeli się po pustym korytarzu, Crystal pociągnęła Davida za rękaw na angielski. 
Todd Tolensky miał w zwyczaju podsłuchiwać cudze rozmowy i na dodatek nie zostać zauważonym. Odskoczył z sufitu na podłogę z ponadprzeciętną zwinnością, otrzepał kurtkę pozbywając się tynku i powoli zmierzał ku klasie matematycznej. 

- Idziesz z Davidem na randkę?! - krzyknęła Juliette mieszając łyżeczką budyń, aby pozbyć się zastygłej warstwy. Lisa zatkała jej usta, wskazując ruchem głowy na stolik Brotherhood, a szczególnie Pietro. 
- I dobrze. - fuknęła szatynka. - Niech wie, że Crystal ma go gdzieś.
- Idziemy tylko na kawę do "Second Station". - blondynka pokręciła głową, jakby robiła to codziennie. 
- No dobra, skoro już dzielimy się nowinkami, to chcę wam coś powiedzieć. - po chwili ciszy ekscytacja w głosie Juliette wzrosła. - Zapisałam się do kółka łucznictwa. 
- Po co? - zapytała Lisa, unosząc brwi. Juliette nie takiej reakcji się spodziewała. 
- Ta cała tajemnica Crystal skłoniła mnie do pewnych przemyśleń. - blondynka ucieszyła się ze zmiennego tonu przewodniczącej. Mówiła cicho i co chwila rozglądała się, czy ktoś nie podsłuchuje. - Też chciałabym robić coś spektakularnego, co zupełnie do mnie nie pasuje. Wiem, że łucznictwo to nie to samo, co panowanie nad żywiołami, ale zawsze coś. Poza tym te zajęcia zwiększają skupienie. Mamy wolne miejsca, możecie spróbować.
- Skupienie to nie moja bajka. - odparła Lisa, po czym dodała w myślach: "Przynajmniej nie teraz". Cały dzień myślała o bracie i nietypowej wizycie tajemniczego mężczyzny. Często znikał na dłuższy okres i miała nadzieję, że po powrocie wszystko jej wyjaśni. 
Wartka konwersacja pomiędzy Crystal i Juliette zakończyła się, gdy Moris nagle przerwała. Zacisnęła mocno powieki, natomiast przed oczami zobaczyła uczniów na stołówce, tak jak dziś. Chłopaki z drużyny futbolowej rozlali niezauważalnie colę między stolikami. Następna scena pokazywała Kitty Pryde, która poślizguje się na napoju, jednak w porę złapał ją Lance. Otworzyła oczy, kiedy zapanowała ciemność i znowu słyszała szkolny gwar. 
- Co jest? - spytała Lisa, widząc panikę na twarzy przyjaciółki.
- Widziałam coś... Drużyna futbolowa wyleje cole, Kitty się na niej pośliźnie, ale złapie ją Lance.  
- Co? - Crystal skierowała wzrok na Shadowcat odbierającą lunch przy bufecie. 
- Chyba przez tych mutantów Ci się we łbie przewraca. - Lisa zdławiła chichot kęsem kanapki. Wskazała kciukiem za siebie. - Poza tym, Lance siedzi tam. 
- Nie. - odpowiedziała ponuro Inhuman. Dźwięk spadających na podłogę kostek lodu przyprawił Juliette o gęsią skórkę. Przyjaciółki obserwowały rozwój wydarzeń. Kitty zmierzała w stronę pułapki i tak jak widziała Juliette, Lance przerwał rozmowę z kolegami w ostatniej chwili łapiąc upadającą dziewczynę. Szatynka z dudniącym sercem, wybiegła ze stołówki, a Lisa za nią. Crystal podeszła do oszołomionej Pryde.
- Kitty, wszystko dobrze?
- Tak, tak. - wydukała trzymając ręce oplecione wokół szyi wybawcy. - Po prostu... To działo się za szybko. 
- Może idź z nią do toalety. Niech pozbiera myśli. - zaproponował Alvers, wyswobadzając się z jej objęć. 
Sportowcy patrzyli na niego, jakby dokonał cudu. Zmierzył ich długim, chłodnym spojrzeniem. 
- Na co się gapicie?! - zagrzmiał. - Weźcie ściery i do roboty, zanim ktoś złamie kręgosłup. 

Shadowcat nie chciała iść do łazienki. Pusty korytarz pomógł jej ochłonąć i spokojnie przeanalizować zdarzenie. 
- Miałam szczęście, że Lance był obok i ma refleks. - zagadała na dowód, iż czuje się lepiej. 
- Oj, tak. Miałaś szczęście. - Crystal zobaczyła Lisę i Juliette rozmawiające na ławce przy sali gimnastycznej. Spuchnięte powieki, czerwone oczy i rozmazany tusz był fatalnym widokiem. Blondynka zadała sobie sprawę, że znają się z Juliette tyle lat i ani razu nie widziała jej płaczącej. 
- Nie wiem, co to było. - powiedziała szlochając w papier toaletowy. 
- Takie sytuacje się zdarzają. - Crystal uklękła przy niej. 
- Pewnie. - dodała Lisa na pocieszenie. - Może po prostu miałaś Déjà vu, czyli przeświadczenie, że coś już kiedyś miało miejsce. 
- Ja to widziałam jak urwane sceny filmowe, jedna po drugiej. Na kilka sekund nim stało się naprawdę. To nie jest normalne. 
- Zapomnij o tym. - doradziła uspokajająco Crystal. - Lisa ma rację, to na pewno nic takiego. 
W duchu myślała o jeszcze jednym wytłumaczeniu, ale to przecież niemożliwe. 

czwartek, 7 lipca 2016

2. Prawda i tajemnice

Czarne Renault właśnie pokonywało zatłoczone o tej porze ulice Bayville. Zarówno Instytut jak i dom Lisy mieściły się na obrzeżach miasta, niestety dwóch przeciwnych.
- Crystal chyba wpadł w oko ten nowy. - zagaiła rozmowę Juliette.
- Sądząc po tym z jaką fascynacją o nim mówiła, zadurzyła się po uszy. - odparła Lisa, przypominając sobie przyjaciółkę w kawiarni. - Może wreszcie zapomni o tym wkurzającym blondasku.
Szatynka spojrzała na nią ze zrozumieniem.
- Oby.
Na szczęście Bayville nie należało do dużych miast, toteż przejazd z jego jednego końca do drugiego, nawet w korkach, nie zajmował dłużej niż pół godziny. Lisa pożegnała się z Juliette i podziękowawszy za podwózkę zniknęła za drzwiami klatki schodowej. Obdrapane ściany kamienicy i skrzypiące schody były jej tak znajome, że wszystkie ich defekty przestały grać rolę, nawet ciężko chodzące zamki w drzwiach od mieszkania i walka z nimi nie była uciążliwa.
- Jestem. - rzuciła odruchowo w pustą przestrzeń. Nie oczekiwała odpowiedzi, to było zwykłe przyzwyczajenie. Takie samo jak wejście do kuchni, w celu przyrządzenia czegoś do jedzenia, tuż po powrocie do domu. Na niewielkim stole, przy którym zwykle jadła posiłki z bratem, leżał mały prostokątny kartonik, o zaokrąglonych rogach. Lisa przyjrzawszy się mu, uśmiechnęła się, to była karta z talii do gry - czerwony as trefl. Jej brat miał w zwyczaju zostawiać asa trefl na stole, gdy chciał przekazać, że będzie późno i ma na niego nie czekać. Dziewczynę zdziwił jednak kolor karty, zwykle była czarna, nie wiedziała czy to pomyłka, czy zamierzone działanie.
Lisa niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, następnie sprawdziła resztę pokoi. Odetchnęła z ulgą, kiedy miała wejść do swojej sypialni, przecież gdyby czekało ją coś złego, na pewno już by na to wpadła. Delikatnie pchnęła drzwi w głębi mieszkania i zamarła. Na łóżku siedział wygodnie nieznany jej mężczyzna w ciemnych, podartych ubraniach, wyglądał na wyraźnie znudzonego czekaniem.
- Wreszcie. Myślałem, że się nie doczekam. - powiedział wstając i leniwie przeciągając się.
- Kim jesteś? I co robisz w moim domu?! - dziewczyna cofnęła się za próg, chcąc zamknąć drzwi. Nieznajomy z łatwością pociągnął drzwi, wyrywając je z zawiasów.
- Nieładnie, najpierw każesz na siebie czekać, a teraz nie chcesz pomóc bratu?- uśmiechnął się złośliwie. Strach w oczach Lisy przerodził się w determinację, dla brata zrobiłaby wszystko.
- Czego chcesz od niego?!
- Gdyby nie miał tak dziurawej pamięci, nie musiałbym Cię nachodzić, ale cóż. Miał dzisiaj dostarczyć nam pewien towar, powinnaś wiedzieć o co chodzi. Niestety nie mógł wrócić po niego osobiście, bo był bardzo zajęty. - mężczyzna wziął z pobliskiej półki losowy przedmiot i zaczął go oglądać, czekając na jej reakcję.
Dziewczyna zupełnie nie wiedziała o co mogło chodzić, jej brat rzadko mówił o swojej pracy i towarzyszącej jej obowiązkach, a ona nigdy nie pytała o nic na siłę.
Niewiele myśląc poszła do niewielkiego pokoju służącego za salon i zaczęła przeglądać znajdujące się tam stosu kartonów. Wtedy przypomniała sobie o skrzyneczce nad którą ostatnio siedział jej brat, prawdopodobnie to ona była winna tego zamieszania. Szybko odszukała wspomniany przedmiot i wróciła do nieznajomego, który podziwiał kolejną rzecz, tym razem skarbonkę w kształcie krowy.
- To pewnie tego szukasz. - położyła skrzynkę na komodzie przed mężczyzną, uważnie patrząc czy odstawia nie swoje rzeczy na miejsce.
- Mam nadzieję. W przeciwnym razie jeszcze do Ciebie wpadnę. - wziął szkatułkę i udał się w kierunku wyjścia. - Tylko następnym razem nie będzie tak przyjemnie.
Lisa pospiesznie zamknęła drzwi wyjściowe, zanim mężczyzna się rozmyśli i zechce wrócić. Pospiesznie wybrała numer Crystal, chciała usłyszeć spokojny i ciepły głos przyjaciółki, który pozwoliłby jej pomyśleć o wszystkim na trzeźwo. Niestety sygnał oczekiwania przedłużał się, nie wróżąc nic dobrego, kiedy odezwała się automatyczna sekretarka zrezygnowała z nagrywania wiadomości. Spróbowała jeszcze dwa razy, jednak bezskutecznie.
Chociaż było to nad wyraz irracjonalne i dość dla Lisy niespotykane, bała się, że Crystal może coś grozić. Nim zdążyła cokolwiek przemyśleć miała już spakowaną torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, musiała zmyć się z mieszkania na parę dni, uciec od dziwnych i nietypowych zachowań sąsiadów, niecodziennych wizyt jak ta dzisiejsza czy ciągłych niespodzianek jakich dostarczał jej brat.

Po wyczerpujących treningach, Crystal chwyciła za telefon. Trzy nieodebrane połączenia od Lisy napawały ją niepokojem. Gdyby dzwoniła w sprawie jakiejś bzdury, na pewno nie dobijałaby się aż tyle razy. Natychmiast oddzwoniła do przyjaciółki, jednakże bez odzewu. Chciałaby, żeby to nie było nic poważnego. Szła w stronę pokoju, głęboko myśląc o Lisie, wchodząc do środka natychmiast zamarła. Francuzka siedziała na łóżku, kontynuując czytanie porannej powieści.
- Lisa! - krzyknęła uradowana Crystal. - Nic Ci nie jest?
- Nie. Gdzieś ty była, dzwoniłam do Ciebie trzy razy.
- Ja... Byłam na dole. Telefon zostawiłam w pokoju.
Dziewczyna spojrzała na aparat w dłoni blondynki. Od razu wyczuła, że przyjaciółka kłamie. W oczy rzucił jej się także nietypowy strój.
- Powiedz prawdę Crystal. Dlaczego nie odebrałaś telefonu?
- Ładowałam go w pokoju Scotta i zeszłam na dół. Dopiero potem po niego poszłam.
Lisa otworzyła usta, ale Crystal ją uprzedziła:
- Ładowarkę pożyczyłam od niego. To raczej Ty powinnaś mi wytłumaczyć, co tu robisz.
- Pękła mi rura w mieszkaniu. - Nigellissa uniosła bezradnie ręce. - Wszystko jest zalane i potrzebuję noclegu na jakiś czas.
Inhuman chcąc wyglądać na zamyśloną przygryzła wargę i zobaczywszy w lustrze swoje odbicie natychmiast dotknęła kombinezonu, jakby chciała w ten sposób przekonać się czy aby na pewno nie śni.
- O to też chciałam zapytać. - Lisa skrzyżowała ręce na piersiach. - Nie próbuj się wykręcać, zapytam jeszcze raz. Czemu nie odebrałaś telefonu? Co to za strój? Po co Ci on?
- Lisa. - Crystal patrzyła chłodno na odbicie przyjaciółki. Z dudniącym sercem wykonała obrót, dzięki czemu obie wpatrywały się na swoje twarze. - Nie mogę powiedzieć, choćbym chciała. Uwierz, że jest dużo rzeczy, o których nie masz pojęcia.
- A myślałam, że się przyjaźnimy.
Dopiero teraz zauważyła granatową torbę leżącą obok łóżka. Szatynka podniosła ją z obrażoną miną. Przypomniała sobie dzień, kiedy podczas lunchu w liceum Crystal podzieliła się śniadaniem. Lisa wówczas zapomniała zabrać z domu swojego jedzenia. Wtedy zyskała pierwszą przyjaciółkę. Podeszła do drzwi i nim zdążyła je otworzyć, poczuła na nadgarstku ciepłą dłoń. Crystal westchnęła ciężko.
- Nie chcę Cię tracić Lisa. Powierzę Ci pewną tajemnicę, ale musisz obiecać, że nikomu o tym nie powiesz. Rozumiesz?
- Tak. - nie odwracając wzroku od zaciśniętych na klamce palców, Lisa mówiła z ogromnym wyrzutem.
- Idź do ogrodu i tam na mnie poczekaj, zrobię coś do picia i przy okazji porozmawiam chwilę z Profesorem.
Francuzka otworzyła drzwi mrucząc ledwo słyszalne "okej".

Nigdy wcześniej tak bardzo się nie stresowała. Nawet nauczycielka historii nie miała na nią takiego wpływu, w szkole jeśli oblała jakąś klasówkę zawsze mogła ją poprawić. Niestety życie jest zupełnie inne. Charles rozmawiał z Loganem w bibliotece, a Crystal podeszła do nich niepewnie, jakby oczekiwała na wyrok za grzechy.
- Co przeskrobałaś, że się tak skradasz? - głos Wolverina niemal ją wystraszył.
- Profesorze, mam poważny problem. - machinalnie zaczęła rozmasowywać kark. Zawsze tak robiła, gdy nerwy wzięły górę. Z jakiegoś powodu czuła się okropnie, jak dziecko informujące rodzica o kolejnej złej ocenie. Xavier wlepił w podopieczną zatroskane spojrzenie. Dziewczyna westchnęła dźwięcznie, usiadła na przeciwko niego i pozwoliła, aby emocje same wyrzuciły to co miała zamiar powiedzieć.
- Wiem, że pana zawiodłam. - podsumowała wywód i z jakiegoś powodu cały nagromadzony przez te lata ciężar magicznie zniknął. - Ale prócz was mam tylko Lisę i Juliette. Obiecuję wziąć pełną odpowiedzialność za to co się stanie.
Cisza ze strony obojga była dla niej wiecznością. Jednak najbardziej zdziwił ją milczący Logan, wpatrzony wprost w oczy blondynki. Inhuman pomyślała, że może układa scenariusz ich kłótni, albo szuka argumentów przeciw.
- Pamiętam jak po raz pierwszy przyprowadziłaś tutaj Juliette. - Crystal doszła do wniosku, że chyba nie istnieje na świecie taka informacja, która wyprowadziłaby Charles'a z równowagi. Zawsze biła od niego ta sama aura i przyjemny ton głosu. - Od razu postawiłaś mnie przed faktem dokonanym, że jesteście przyjaciółkami. Ta przyjaźń utrzymała się do dnia dzisiejszego.
Ona także pamiętała ten dzień. Hank przywiózł do Instytutu trzy roześmiane dziewczynki: Crystal, Juliette i Jean. Lisę poznały znacznie później, na początku liceum. Zastanowiła się chwilę, dlaczego Profesor przytoczył akurat to wspomnienie.
- Podjęłaś dobrą decyzję przychodząc z tym do mnie. Czy ufasz im na tyle, aby wyjawić tak wielki sekret?
- Tak. - przełknęła ślinę. - Wtedy skończy się kombinowanie i wymyślanie nowych kłamstw.
- Z drugiej strony ludzie nie są gotowi na to, by poznać prawdę o mutantach. Co jeśli jedna z nich nawet przypadkiem coś o nas wspomni?
- Tak jak powiedziałam, wezmę za wszystko odpowiedzialność. Ufam Lisie i Juliette najbardziej na świecie.
- Wobec tego nie widzę przeciwwskazań. - Xavier podjechał do okna i wyjrzał przez nie na ogród. - Chyba Lisa na Ciebie czeka.
- Mogę już iść? - powoli odeszła w stronę drzwi.
- Idź Crystal. Powodzenia.

W Attilanie nie ma przyjaciół, ich rolę spełniają powiernicy. Każdy Inhuman wybiera sobie kilku powierników, którym jest w stanie powierzyć nawet swe życie. Oni wszyscy są ze sobą związani niewidzialną więzią. Jedną z najsilniejszych, zaraz po małżeństwie i rodzicielstwie. Pomimo, iż Crystal od dawna nie była w domu, to niektóre zwyczaje odcisnęły piętno na jej psychice. Przyjaźń z Lisą i Juliette była dla niej czymś więcej, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Obserwowała jak Francuzka siedzi spokojnie na ławce, wystawia twarz ku promieniom słonecznym, nie wyglądała już na spiętą. Ten widok dodał Inhuman otuchy.
- Przepraszam za ten poślizg. - powiedziała natychmiast, siadając obok szatynki. Wyczekujące spojrzenie Lisy było jak uderzenie bata.
- Zanim zaczniesz mi śpiewać, powiedz ile lat już jesteśmy przyjaciółkami.
- Lisa, proszę.
- Dwa! Dwa cholernie wspaniałe lata. Wiem, że to mało w porównaniu z tobą i Juliette... Musisz mieć naprawdę dobry powód, by mnie okłamywać.
- Zanim zacznę... - powtórzyła Crystal. - Mogę do niej zadzwonić? Chcę, żebyście usłyszały prawdę obie.
Lisa wydała z siebie gardłowy dźwięk, ale pozwoliła blondynce na wykonanie telefonu. Moris zjawiła się po kilku długich minutach, tłumacząc, że akurat przechodziła blisko Instytutu. Zaraz zamilkła wyczuwając ponurą atmosferę.
- Ten budynek nie jest do końca normalną placówką.- Crystal trochę zajęło, nim dobrała odpowiednie słowa wstępu. - Wszyscy, którzy tutaj mieszkają są mutantami. Czyli mają w sobie gen X, który pozwolił im na posiadanie pewnych zdolności. Instytut Xaviera pomaga nam nad nimi zapanować.
Dziewczyny siedzące na ławce, spojrzały po sobie, uznając wytłumaczenie przyjaciółki za dziecinne.
- Naprawdę nie starasz się na nim lepszego? - rzuciła lekceważąco Lisa.
- Mówię prawdę. To znaczy jest jeszcze coś. Ja nie jestem mutantem, tylko Inhuman. Pochodzę z Attilanu, gdzie trwa wojna domowa, a na Ziemię przybyłam jako ośmiolatka.
- Crystal... - Juliette podrapała się po głowie, jakby przeanalizowała dopiero część informacji.
Blondynka skierowała spojrzenie w stronę oczka wodnego. Po chwili pasmo wodny uniosło się nad powierzchnię, tworząc kształt węża. Lisa i Juliette natychmiast wstały z miejsca. Przezroczysty gad zbliżył się do nich, na co Moris pisnęła przerażona.
- Spokojnie, to nie jest prawdziwy wąż, tylko woda. - machnięciem dłoni sprawiła, że utworzone zjawisko powróciło na swoje miejsce. Znowu było dekoracyjnym oczkiem wodnym. - Co jeszcze mam zrobić? Podpalić coś?
Jak na zawołanie kupka zielonego dywanu matki natury zajęła się ogniem, po chwili gasnąc. Crystal ponownie używając swojej mocy sprawiła, że z nagiej ziemi po podpaleniu znowu wyrosła równie przystrzyżona zielona trawa.
Żadna nie potrafiła wykrztusić ani słowa. Inhuman patrzyła na nie błagalnie. Juliette otworzyła usta łapiąc powietrze do płuc.
- Co tu się dzieje? - zapytała przenosząc wzrok z ziemi na wodę. - Jak to zrobiłaś?
- Mówiłam, mam moce. Wszyscy mamy.
Lisa położyła dłoń na ramieniu wciąż panikującej przewodniczącej szkoły.
- Wiedziałam! - krzyknęła dając upust emocjom. Crystal zadziwił szeroki uśmiech na twarzy towarzyszki.
- Od początku podejrzewałam, że nie jesteście zwykłą szkołą dla ponadprzeciętnie uzdolnionych. Oczywiście jak nie supermoce to w grę wchodziła sekta... Ale cieszę się, że jednak nie wyznajecie religii latającego jedzenia i nie rysujecie pentagramów. - jej wzrok przybrał wyraz niepewności - Nie rysujecie prawda?
- Nie. - Crystal nie wiedziała czy ma się śmiać, płakać, a może być zdziwioną reakcją przyjaciółki. Jedynie Juliette dalej nie potrafiła pojąć, co przed chwilą zobaczyła.
- Supermoce pani prezydent. Crystal i jej nietypowa rodzinka to superbohaterowie, rozumiesz?
- Mhm. - jęknęła.
- Tylko musicie obiecać, że nikomu o tym nie powiecie. Jesteście jedynymi ludźmi, poza mutantami, którzy to wiedzą. Im mniej osób jest wtajemniczonych, tym czujemy się bezpieczniej.
Na zgodę obie skinęły głowami.
- Okej Juliette? - spytała troskliwie Crystal.
- Tak. Już tak, daj mi tylko chwilę na przetrawienie... Czyli wszyscy co do jednej osoby macie dziwny gen, pozwalający na wyczynianie cudów z wodą i ogniem. Na dodatek Ty jesteś kosmitą. Super.
- Nie jestem jakimś Predatorem ukrytym w ludzkiej skórze, tylko Inhuman. Jesteśmy rasą super ludzi, dlatego mamy moce i lepszą sprawność fizyczną niż wy. Poza tym prawie każdy mutant posiada inne zdolności: Scott strzela z oczu wiązkami lasera, dlatego nosi okulary, Jean jest telepatką podobnie jak Xavier, Kitty przenika przez obiekty, Kurt się teleportuje.
- Okej, starczy. - przerwała Lisa. - Chcę mieć niespodzianki na potem. Ale wciąż nie rozumiem, czemu nie odebrałaś telefonu?
- Byłam na treningu. Dopiero potem mogłam do niego zajrzeć, a ten strój to nasze kombinezony.
- A macie jakąś nazwę? - przechwyciła nagle Juliette, bardziej odprężona.
- Jesteśmy X-men.
W tym samym czasie instruktorzy zebrali się przy oknie, aby obserwować sytuację pomiędzy dziewczynami.
- Przegrałeś zakład. - odezwał się Hank, klepiąc Logana po barku. Kiedy tylko Crystal weszła do ogrodu, panowie założyli się o to, czy faktycznie wyzna im prawdę.
- Byłem pewny, że stchórzy. - mruknął Wolverine.
- Na pewno możemy ufać tym dziewczynom? - zapytała poddenerwowana Storm - To są nastolatki, różne zwariowane rzeczy mogą im przyjść do głowy.
- Crystal ma do nich pełne zaufanie. - odparł Xavier wpatrując się w dal. Myślami odwiedził zupełnie inne miejsce. - Natomiast ja ufam jej.
- Przypominają mi pewną trójkę przyjaciół. - dodał Logan. Przyjaciółki jak na znak ponownego porozumienia wylądowały we wspólnym uścisku. - Telepata, facet kontrolujący metal i kobieta potrafiąca zmieniać kształt.
- Oby spotkał je lepszy los. - Charles uśmiechnął się krzywo na widok tej sceny.

● Falling down so heavy
This hard lay down on the ground
Fate glimmer once steady
Where are you now?
Someone tell me how to feel
Someone tell what is real 
Someone tell me how to feel
Someone tell me, someone tell me
~