Rozdział napisany wspólnymi siłami z Shayerą. Pomogła mi przede wszystkim opracować opis meczu oraz zachowanie Lisy.
Dziękuję, jesteś wielka ♥
W szkolnej szatni panowała napięta atmosfera, z zewnątrz dochodziły wrzaski i radosne okrzyki kibiców, zagrzewających drużynę do gry. Był to dopiero początek sezonu, jednak dzisiejsze zwycięstwo mogło zagwarantować liceum z Bayville awans do rozgrywek stanowych. Evan niecierpliwie krążył po szatni, jeszcze raz analizując w głowie plan na ten mecz.
Dziękuję, jesteś wielka ♥
W szkolnej szatni panowała napięta atmosfera, z zewnątrz dochodziły wrzaski i radosne okrzyki kibiców, zagrzewających drużynę do gry. Był to dopiero początek sezonu, jednak dzisiejsze zwycięstwo mogło zagwarantować liceum z Bayville awans do rozgrywek stanowych. Evan niecierpliwie krążył po szatni, jeszcze raz analizując w głowie plan na ten mecz.
- Nie pieklij się tak Daniels. Jeśli wygramy to tylko dzięki mnie. - Pietro chełpił się dumnie, czekając na rozpoczęcie.
- Może jesteś szybki, ale gadaniem nie wygrasz. - dalszy ich spór przerwał gwizdek trenera, wzywający zawodników na parkiet.
Rozentuzjazmowany tłum wzmógł swój ryk, gdy na boisku znaleźli się uczniowie tutejszego liceum. Pusta przestrzeń potęgowała wszystkie dźwięki, przez co młodzi koszykarze czuli się jak na prawdziwym meczu NBA.
Chociaż większość oczu była zwrócona na graczy, cheerleaderki również miały sporo roboty. Dzięki pomocy Kitty, Crystal udało się ułożyć układ na ten mecz, teraz jedynie należało go wykonać. Lisa rozejrzała się po publiczności, zawsze łatwo było odnaleźć uczniów z Instytutu Xaviera. Jednak dopiero teraz wiedziała, że oprócz bycia grupką dość niecodziennych ludzi, stanowili też coś na kształt rodziny i razem świętowali wszelkie sukcesy i pokonywali porażki Nic więc dziwnego, że przyszli dzisiaj tak liczną grupą na mecz Evana.
Nathan, który szybko odnalazł się w tej społeczności, (bo od zawsze wiedział o mutantach) chłonął każdy szczegół z wielką uwagą, w jego szkole nie organizowano zawodów sportowych - drużyny jeździły na nie do innych szkół. Oczywiście nie mniejszym jego zainteresowaniem cieszyły się dziewczyny dopingujące drużynę.
- Hej kolego, tylko pamiętaj, że Amanda jest moja. - Kurt szturchnął go w żebra, zauważywszy co jest głównym obiektem jego westchnień. Brunet uśmiechnął się słabo, kto inny zaprzątał jego myśli.
Zdenerwowana Crystal podeszła do Juliette. Dziewczyny rozmawiały oddzielone barierką na trybuny.
- Pamiętaj, musisz ich stale obserwować. - Inhuman instruowała przyjaciółkę, zerkając niepewnie na Nathana i Kurta. - Jeśli coś zauważysz, to dasz mi znać po meczu.
- Okej. Mam działać dyskretnie, czy mniej?
- Najlepiej dyskretnie, w końcu muszą czuć się swobodnie.
- Nie wiem czy mecz to dobra okazja do wyznawania uczuć... - blondynka posłała przewodniczącej przenikliwe spojrzenie. - Dobra, zrobię o co prosisz.
Crystal skinęła głową, po czym dołączyła do koleżanek z drużyny. Po przeciwnej stronie boiska siedzieli uczniowie z Bostonu, a przed ławkami spacerowały cheerleaderki w szmaragdowych strojach.
Kapitanowie obu zespołów podali sobie dłonie. Po chwili sędzia podrzucił piłkę do góry, a odbił ją zawodnik Bostonu do swoich. Zaczęła się zacięta walka o zwycięstwo.
Uczniowie z Bostonu parli przed siebie pewnie, praktycznie nie było możliwości na odebranie im piłki. Po chwili na hali zabrzmiał pierwszy klakson symbolizujący zdobycie punktów przez przeciwników. Kibice zaczęli dopingować swoją drużynę krzykami, komentator zachęcał ich aby robić to jak najmocniej.
Po rzucie spod kosza zawodnicy z Bayville przeszli do ofensywy i zaczęli podawać między sobą, aby uniemożliwić przeciwnikowi przejęcie piłki. Niestety tuż pod koszem przeciwnej drużyny stracili ją, jednak nie zamierzali odpuścić. Evan i Pietro pognali w kierunku swojej połowy boiska, by jak najszybciej odzyskać prowadzenie, od lat pomimo grania w tej samej drużynie rywalizują między sobą, kto jest lepszy, zwykle jednak nic dobrego z tego nie wynika. Tym razem dzięki sprawnej akcji i wzajemnej współpracy znów przy piłce byli zawodnicy z Bayville, którzy następnie zdobyli pierwsze punkty. Na widowni wyraźnie widoczne były wybuchy radości z powodu powodzenia swojej drużyny.
Kolejne minuty mijały na zaciętych akcjach, przejęciach, podaniach i rywalizacji o cenne punkty. Piłka wędrowała od zawodnika do zawodnika, między drużynami walka wciąż się zaostrzała, a wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie. Jedno było pewne - nikt nie zamierzał odpuścić, wręcz przeciwnie, każdy dawał z siebie jak najwięcej.
Emocje kibiców uspokoił dźwięk oznajmiający przerwę. Gracze stanęli na boisku, analizując wynik. W tej chwili prowadził Boston, ale jeśli Bayville wykona ostatni rzut i utrzyma prowadzenie, zakwalifikują się do zawodów stanowych pierwszy raz od sześciu lat.
- Piętnaście minut przerwy! - poinformował Jason Sparrows, komentator dzisiejszego spotkania. - W międzyczasie zachęcamy cheerleaderki do dalszego dopingu. Te ich ruchy...
- Sparrows, zajmij się meczem! - skarciła go Raven.
- Przepraszam pani dyrektor, ale trzeba przyznać, że mamy piękne dziewczyny.
Lisa pokręciła oczami, chociaż z drugiej strony komplement mógł podbudować na duchu kilka koleżanek, które straciły wiarę w wygraną. Ponad głowami ludzi zauważyła Kitty. Dziewczyna pokazała uniesionego ku górze kciuka, jako pochwałę dobrze wykonanego układu. Francuzka pomachała jej pomponem.
Crystal podeszła do Evana, nasłuchującego głosu trenera, jednak wzrok utkwił w podłodze.
- Dobrze wam idzie. - schlebiała Inhuman, klepiąc kolegę po plecach. - Pokonacie Boston, tylko musicie wysunąć się na prowadzenie i utrzymać wynik.
- Niby tak, ale oni są bardzo dobrzy.
- Już pękasz Daniels? - wtrącił kpiąco Maximoff. - Na Twoim miejscu zszedłbym z boiska, bo zaraz zejdziesz na zawał.
- Sam mówiłeś, że dzięki Tobie wygramy. Pokaż co potrafisz po przerwie.
Crystal spostrzegła błysk w oku białowłosego.
- Nie, Evan dobrze wiesz, że Pietro ma gdzieś tajemnicę o mutantach, ale Profesor zabronił nam się afiszować.
Daniels westchnął wycieńczony, natomiast Pietro zlustrował blondynkę i wykrzywił kącik ust w wyrazie aprobaty.
- Muszę powiedzieć, że całkiem ładnie Ci w tym przykrótkim ubranku.
- Och, zamknij się. - fuknęła Crystal, natychmiast odchodząc do Lisy, póki nerwy nią jeszcze nie szargały.
Niestety czekała ją kolejna niespodzianka, kiedy cheerleaderki w szmaragdowych strojach zatrzymały się obok.
- Oto prawdziwy obraz nędzy. - przemówił skrzeczący głos jednej z nich. - Wielka szkoda, że musicie wspierać tak beznadziejną drużynę.
- Zaczekaj Christine, nie tylko drużyna jest beznadziejna. - dodała druga, chichocząc głośno. Crystal stała niewzruszona zachowaniem rywalek, za to Lisa ruszyła szybkim krokiem za odchodzącymi licealistkami. Amaquelin nie zdążyła zareagować, nim Rousseua zaczęła szarpać jedną z nich.
- Lisa! - blondynka podbiegła do przyjaciółki i siłą odciągnęła ją od uczennic Bostonu.
- Wariatka! - wykrzyczała zaatakowana brunetka. - Wszyscy w tej szkole są jacyś psychiczni!
- Ja psychiczna?! - warknęła wściekła szatynka, wymachując rękoma. Crystal zaciągnęła Lisę do cheerleaderek z Bayville.
- Nie daj się sprowokować. - poleciła spokojnie. - I nie rób afery. To ważny wieczór, nie możemy go zepsuć.
- Ale... - jęknęła Lisa, jednak zamknęła usta, gdy skrzyżowała wzrok ze stanowczą Crystal. Francuzka przygryzła wargę, obiecując sobie, że tak tego nie zostawi.
Po upływie kilku minut, rozpoczęła się druga połowa meczu. Zawodnicy Bayville biegali między chłopakami z Bostonu, nawet Evan i Pietro zdawali się współpracować, od tej pory mięli wspólny cel. Wygrać za wszelką cenę. Cheerleaderki powtarzały swoje układy, wykrzykując dopingujące hasła. Dziewczyny w szkarłatnych strojach posunęły się do wymyślenia rymowanki, obrażającej gospodarzy. Lisa miała ochotę rzucić pompony, przejść przez boisko i wygarnąć przeciwniczkom, co o nich myśli. Crystal dokładnie przeczuła zamiary przyjaciółki, ale nie sprzeciwiała się. Sama miała dosyć wywyższania się Bostonu.
- A jakbyś tak podpaliła im spódniczki, albo zrobiła małe trzęsienie ziemi? - zaproponowała Lisa z dzikim spojrzeniem, jakiego Inhuman nie znała.
- Nie, Lisa. - powiedziała stanowczo. - Nie wykorzystujemy mocy do zemsty. Z resztą nasza drużyna nieźle sobie radzi.
Zdegustowana Francuzka postanowiła iść śladami blondynki i nie zwracać uwagi na zachowanie Bostonu. Teraz liczył się tylko przebieg meczu. Jason ledwo nadążał za komentowaniem:
- Piłkę ma Moyes, ale teraz Garrow. Podaje do Adamsa. Adams biegnie do kosza gospodarzy, niech go ktoś zatrzyma! Maximoff przejmuje piłkę! Leć Pietro, leć!
Tłum ryknął na raz, gdy w mgnieniu oka Pietro odebrał piłkę przeciwnikowi. Maximoff, nawet bez użycia mocy był szybki, więc zawodnicy Bostonu nie zdążyli go zaskoczyć. Spojrzał przelotnie na czas pozostały do końca, zostało zaledwie trzydzieści sekund, nie miał szans żeby dobiec do kosza bez pomocy. Jednak jeśli użyje zdolności, zwycięstwo zostanie przyznane Bostonowi, znienawidzi go cała szkoła, a Mystique i Magneto wpadną w szał, jeśli się zdemaskuje. Nie widział żadnego zawodnika swojej drużyny, wszyscy zostali zasłonięci przez przeciwników. Niespodziewanie po prawej stronie, niedaleko kosza, zobaczył wolnego Evana. Z każdej strony otaczali go koszykarze Bostonu.
- To niesprawiedliwe! - krzyknęła Crystal w stronę sędziego, który najwidoczniej zapomniał o pełnieniu swojej funkcji i obserwował zajście z takim samym zainteresowaniem, co widownia. - Nie ma miejsca, żeby rzucić do Evana.
Pietro biegł dalej w stronę kosza, ciągle rozmyślając o czasie. Nagle przyszedł mu do głowy pewien ryzykowny pomysł. Nad głową jednego z zawodników, zobaczył Evana, wciąż stojącego przy koszu, tym razem w towarzystwie środkowego w szkarłatnej koszulce. Quicksilver przerzucił piłkę pod nogami przeciwnika, czego nikt z obecnych na meczu się nie spodziewał. Korzystając z chwili nieuwagi, Evan jednym ruchem przejął piłkę i natychmiast rzucił ją w kierunku tarczy, zanim wszyscy zawodnicy niczym rozszalałe stado rzucili się na niego.
Pomarańczowa piłka zawisła ryzykownie na czerwonej obwódce, by po chwili wpaść do siatki, a następnie odbić się echem na podłodze. Ta jedna chwila sprawiła, że liceum Bayville wygrało przewagą dwóch punktów. Fala euforii zawładnęła prawą stroną sali gimnastycznej, zagłuszając komentatora.
- Bayville wygrywa! Nie wierzę! Pierwszy raz od sześciu lat. Evan Daniels trafił!
Cheerleaderki wylądowały we wspólnym uścisku i natychmiast popędziły do zawodników, niosących na rękach Spyke'a. Drużyna Bostonu ze smętnymi minami opuścili boisko w kierunku szatni.
- Crystal, udało się! - zawołał Evan, widząc uradowaną blondynkę. Inhuman posłała mu dumny uśmiech i zaraz zobaczyła na boisku pozostałych uczniów Instytutu. Jedno było pewne, ten wieczór nie mógł się lepiej zacząć.
Koledzy z drużyny zanieśli Danielsa do szatni, oprócz oczywiście Pietro, który powrócił do swojego starego schematu nienawiści Evana. Szedł kilka metrów za zbiegowiskiem podopiecznych Xaviera. Usłyszał kawałek rozmowy, planowali uczczenie zwycięstwa w "Second Station". Przytrzymał drzwi do szatni, a krzyki zawodników zagłuszyły odchodzących powoli mutantów. Pietro poczuł na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń. Odwrócił się natychmiast, a przed sobą zobaczył Crystal.
- To było świetne podanie Pietro. Naprawdę. - w jej głosie nie wyczuł odrazy, ani konieczności powiedzenia komplementu. Mógł uznać, że to za sprawą meczu serce uderzało o jego klatkę piersiową jak ciężki młot. Jednakże wiedział, co było tego prawdziwą przyczyną. Przełknął ciężko ślinę i odetchnął kilka razy. - Dobrze się czujesz?
Usta chłopaka wykrzywił szczery uśmiech.
- Tak, dobrze. Dzięki, że pytasz.
Nigdy nie czuł onieśmielenia w obecności Crystal. Zawsze był wygadany, nawet jeśli powiedział coś za dużo, albo zażartował w nieodpowiednim momencie. Teraz, patrząc w błękitne oczy Inhuman, nie wiedział jak ma przeprowadzić rozmowę dalej, by nie sprawić, iż znienawidzi go do końca. W jego głowie tliła się mała iskierka nadziei, że być może dałaby mu drugą szansę. Mogliby zacząć od nowa, a on z całych sił już nigdy jej nie zawiedzie. Wtedy przypomniał sobie Davida i Crystal w kawiarni. Ona była w nim po uszy zakochana, co niestety Pietro musiał przyznać przed samym sobą. Nie dorówna Davidowi Hallerowi, nie będzie taki jak on, a co najważniejsze, Crystal na pewno prędzej czy później zostanie jego dziewczyną.
- Hej, rozchmurz się. - przerwała jego rozmyślania. - Wygraliście mecz, dostaliście się do zawodów stanowych. Nie cieszysz się?
To moja szansa. Pomyślał. Dobrze to rozegraj.
- Cieszyłbym się, gdybym miał z kim świętować. - odparł, wciąż patrząc na wyraz twarzy blondynki. Entuzjazm zniknął, zastąpiony zakłopotaniem i współczuciem.
- Pietro... - zaczęła niepewnie. - Wiem o co Ci chodzi, ale zrozum, nasz związek był nieudany. Ja...
- Tak, wiem. - przerwał z ciężkim brzemieniem na sercu. - Masz Davida. Rozumiem.
- Ja i David to zupełnie inna sprawa. Jesteśmy sobie bliscy, ale minie bardzo dużo czasu, zanim ponowie zdecyduję się na związek. Nie chcę znowu płakać do poduszki, wyżerać Kitty czekolady, słuchać piosenek o miłości, ani oglądać musicali.
Maximoff poczuł, jakby jego serce rozszarpały wygłodniałe psy. Nie miał pojęcia jak Crystal przeżyła ich zerwanie. Teraz naprawdę żałował, że nie potrafi cofać czasu.
- Crystal, przepraszam. - złapał ją za rękę, kiedy ta chciała odejść. Bardzo dobrze znał jej gładką skórę, długie palce i delikatny uścisk. - Przepraszam za to wszystko, zachowałem się podle wobec Ciebie. Gdybym tylko mógł coś zrobić, zrobiłbym to teraz. Wiedz, że nigdy przed nikim nie przyznałbym się do słabości, ale Ty sprawiasz, że czuję się bezbronny. Chciałbym spędzać z Tobą czas, tak jak kiedyś, dzielić przestrzeń. Tylko mi pozwól znowu być swoją drugą połową, a obiecuję poprawę. Będzie lepiej.
Amaquelin wyswobodziła się od Maximoffa. Pietro wiedział, że nawet po tak szczerych przeprosinach, nie ma cienia prawdopodobieństwa powrotu do związku.
- To bardzo słodkie, co powiedziałeś. Jestem zaskoczona tym szczerym wywodem... - chwila zawahania przywróciła Pietro spokój. Crystal może się zastanawiać nad podjęciem decyzji, ale przynajmniej będzie spokojniejszy po wyrzuceniu z siebie tego, co czuł przez ostatnie kilka dni. - Niestety to skończony temat.
- Rozumiem. - przechwycił białowłosy, najwyraźniej naprawdę rozumiejąc Crystal. - Mimo wszystko chciałbym, żebyś wiedziała, że to było szczere.
- Wierzę Pietro. - zapewniła, uśmiechając się delikatnie. - Lepiej już idź się przebierz, bo zaraz nikogo tu nie będzie. To do jutra.
- Do jutra Crystal.
Inhuman jak najszybciej popędziła do szatni dziewcząt, gdzie atmosfera nieco ucichła. Cheerleaderki dalej rozmawiały podekscytowanym tonem, a zostało ich już niewiele. Mutantka przypomniała sobie o umówionym spotkaniu, więc musiała się spieszyć, by nie zdenerwować czekających na nią i Evana, głodnych przyjaciół. Nie wiedzieć czemu, jej dłonie drżały, więc nawet nie dawała rady wykonać najprostszej czynności. Myślała o słowach Pietro, samo to, że potrafił przyznać się do błędu, przeprosić i powiedzieć wiele ciepłych słów, dało Crystal dużo do zrozumienia. Chłopak faktycznie żałował tego jak zakończyli związek i chciał naprawić swoje błędy. Niestety Crystal znała go nie od dziś, doskonale wiedziała o tym, jakim Pietro potrafi być manipulatorem. Zapewne teraz zgrywa skruchę, ale później nic się nie zmieni, a ona będzie cierpieć znowu.
Wieczorny chłód przypomniał Lisie, dlaczego nie lubi jesieni. Dziewczyna czekała, razem z Juliette i resztą X-men na Crystal i gwiazdę dzisiejszego meczu. Zapewne jutro Evan nie będzie mógł się odpędzić od rozradowanych uczniów i zadowolonych nauczycieli. Oczami wyobraźni zobaczyła samą Raven Darkholme, składającą gratulacje Danielsowi. Wkrótce potem zjawił się Spyke, potem wychodzili kolejno wykończeni zawodnicy i cheerleaderki. Po szybkim odejściu Pietro, minęło pięć minut, nim Crystal zeszła po schodach na opustoszały dziedziniec liceum.
- Okej Crystal? - spytała Juliette. - Jesteś jakaś blada. Trzeba się cieszyć.
- Cieszę się i to bardzo. - odpowiedziała z bladym uśmiechem. - Jestem po prostu głodna.
- Wolicie iść na pizze do "Second Station", czy zamówić do Instytutu? - zapytał Scott, starając się podtrzymać szczęśliwą atmosferę.
- Wszystko jedno. - przyznała Kitty. - Ale szczerze mówiąc, moglibyśmy wrócić do Instytutu. Profesor na pewno jest ciekaw meczu, to samo Hank... Logan może mniej.
Nie trwało długo, nim zapadła ostateczna decyzja powrotu do domu. Jak zwykle podzielili się na dwie grupy i rozeszli do aut, zaparkowanych po przeciwnych stronach szkolnego parkingu. Lisa ujrzała autobus Bostonu, gdzie panowała znacznie bardziej pochmurna aura. Kilka dziewczyn rozmawiało przy wejściu, nawet nie zwracając uwagi na krzątających się zawodników.
- Zaraz przyjdę. - rzuciła przez ramię Rousseua. - Crystal, nie próbuj mnie powstrzymywać.
Podeszła pewnym siebie krokiem na drugi koniec parkingu, wymyślając najgorsze obelgi jakie wpadną jej do głowy. Kiedy zobaczyła znajomą twarz brunetki, Christine, coś w niej pękło. Chciała za wszelką cenę zdjąć z niej głupkowaty uśmiech. Grupka spojrzała na Lisę.
- To za to, co gadałaś o naszej drużynie. - nim którakolwiek zdążyła zareagować, Francuzka uderzyła rywalkę w nos. Christine zasłoniła połowę twarzy dłonią, która natychmiast przybrała szkarłatny odcień krwi. Żadna z uczennic Bostonu nie powiedziała ani słowa. Szatynka popatrzyła na każdą z osobna.
- Która wymyśliła te idiotyczne rymowanki?
- Nie pamiętamy, naprawdę. Nie chcemy się bić. - wydyszała blondynka z różowymi pasemkami. Lisa uśmiechnęła się triumfalnie. Odeszła, czując dawno niespotykaną ulgę. Juliette, Crystal, Jean i Rogue siedziały spokojnie w samochodzie. Moris nie popierała zachowania przyjaciółki, jednakże Amaquelin zapewniła ją, że najlepiej zostawić Lisie pole do popisu i pozwolić załatwić sprawy tak, jak ona tego chce. Nigellissa wsiadła do czarnego renault, gdzie przywitało ją aprobujące spojrzenie Anny oraz wdzięczny uśmiech Crystal.
- Możemy jechać jeść. - zakomunikowała Lisa, zapinając pasy. Dopiero wtedy Juliette wyjechała jak najszybciej z parkingu, żeby szatynka nie rozmyśliła się.
Zapłakana Christine szukała wsparcia u koleżanek z drużyny. Jedna z nich zaprowadziła brunetkę w stronę szkolnej łazienki, a reszta czekała, analizując zajście. Nagle zobaczyły kroczącą ku nim postać, natychmiast skuliły się w grupie jak wystraszone zwierzęta.
- Ależ ta Lisa ma temperament. - odezwał się jedwabisty głos Davida. - Dziwię się, że taka drobna istota nosi w sobie tyle agresji.
- Ty to kto? - zapytała jedna z dziewczyn. David uśmiechnął się zawadiacko, przyprawiając kilka zebranych o ciarki.
- Jestem David, chodzę do tej szkoły.
- Niech zgadnę, Ty też chcesz nas zrównać z błotem. - blondynka skrzyżowała ręce na piersiach. - To musisz wiedzieć, że mamy dosyć. Jedziemy do domu.
- Och, oczywiście... - mruknął chłopak. - Tylko muszę zamienić kilka słów z waszym kierowcą. Od dyrektorki szkoły.
- Jak sobie chcesz. - warknęła rozjuszona dziewczyna, wsiadając do autobusu. - Mam dosyć, muszę zapalić.
- Palenie szkodzi zdrowiu. - zauważył David, jednak nie doczekał się riposty ze strony cheerleaderki. Szatyn podszedł do starszego mężczyzny i pochylił się nad nim, jakby chciał przekazać coś bardzo tajnego. Utkwił skupione spojrzenie na wychudzonej twarzy kierowcy. - Te dziewczyny były bardzo niegrzeczne i zasługują na karę. Zgadasz się ze mną?
- Tak. - odparł mężczyzna nieprzytomnym głosem. - Ich zachowanie było bardzo niestosowne.
- Myślę, że najlepiej ulżyć temu światu. A pan?
- Myślę dokładnie tak samo. Tak.
- Więc mam pomysł. - upewnił się, że nikt przypadkiem nie podsłuchuje i kontynuował z tym samym przenikliwym tonem. - Wjedziesz do rzeki przy starym moście, to około trzydziestu kilometrów od Bayville. Tylko wjedziesz tak, żeby nikt tego nie przeżył. Czyli na pełnym gazie.
- Zrobię wszystko, co sobie życzysz.
- Idealnie. To będzie niezapomniana wycieczka. Szkoda, że tego nie zobaczę, ale mówi się trudno. Skoro te dziewczyny chcą, by o nich mówiono, tak będzie... W porannych wiadomościach.
Haller poklepał mężczyznę w bark, a ten odzyskał jasność umysłu.
- Mówiłeś coś? - zapytał, jakby wyrwany ze snu.
- Życzyłem bezpiecznej drogi. - powiedział David, zeskakując z ostatniego stopnia autobusu. Powoli oddalił się w kierunku przyciemnionej ulicy.
Instytut Xaviera diametralnie ożył, po pojawieniu się śpiewających uczniów. Na stoliku w salonie, Scott położył kilka pudełek pizzy, a licealiści zdawali relację z przebiegu meczu. Również rodzice Evana brali udział w świętowaniu sukcesu swojego jedynego dziecka.
- I wtedy Pietro rzucił piłkę przez nogi jednego z zawodników. - opowiadał Kurt.
- To było świetne podanie. - przerwał Nathan. - Żałujcie, że tego nie widzieliście.
- Piłkę przejął Evan i rzucił do kosza. Na początku myślałem, że spadnie i wygra Boston, a tu proszę.
- Pietro jednak wykazał ducha współzawodnictwa. - podsumowała Jean, a za nią unosiły się kubki z gorącą herbatą dla każdego.
- Rywalizuje z Evanem od czasów przedszkola. - dodała Storm znamiennym dla niej opanowaniem.
- Zawsze uważał się za lepszego. - przechwycił Evan, zerkając niespokojnie na Crystal. Dziewczyna wyglądała, jakby miała zamiar powiedzieć coś od siebie, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. Nie potrafiła poskładać myśli do kupy, w ostatnich dniach działo się za dużo, dlatego postanowiła jak najmniej się odzywać, by nie palnąć czegoś niekontrolowanego. Spokojnie zajmowała się swoim kawałkiem pizzy i uważnie słuchała toczonych rozmów.
Spotkanie dobiegło końca, kiedy zaskoczony Profesor zwrócił uwagę na późną godzinę.
- Już wpół do pierwszej, a wy macie jutro szkołę. Juliette, Twoi rodzice pewnie się martwią.
- Faktycznie. - dziewczyna zwróciła uwagę na wyświetlacz telefonu. - Trzy nieodebrane połączenia od mamy, jedno od taty i dwie wiadomości od mamy... Chyba lepiej będzie jak jej odpiszę.
- To co? Sprzątamy i idziemy spać? - zapytała Lisa, odkładając puste pudełko na bok.
- Idźcie spać, my to zrobimy. - rozkazała Ororo.
Crystal szturchnęła Lisę w ramię, a następnie wskazała skinieniem głowy na Juliette. Szatynka wysłała SMS'a do mamy, po czym wstała z kanapy.
- Dziękuję bardzo za zaproszenie Profesorze.
- Nie ma za co Juliette, wpadaj kiedy będziesz chciała.
- Odprowadzimy Juliette do samochodu. Zaraz wracamy. - zakomunikowała Crystal, wyprowadzając przyjaciółki z salonu. Wychodząc usłyszały głos Kitty:
- Tak się najadłam, że chyba nie wstanę.
Uderzyła w nie fala zimnego powietrza. Na zewnątrz panowała cisza, tylko z oddali można było usłyszeć szczekanie psa i dźwięk przejeżdżających samochodów. Bayville, mimo swojej niewielkiej powierzchni, zdawało się żyć nawet w nocy, jak oddalony o około czterdzieści kilometrów Nowy Jork.
- Jak Twoje obserwacje? - zapytała Crystal, kiedy odpowiednio oddaliły się od wejścia.
- Zachowywali się normalnie, jak na przyjaciół przystało. - zapewniła rzeczowo Juliette. - Moim zdaniem nie ma powodu do obaw.
- Wobec tego, co mogli robić w składziku? - dorzuciła Lisa, zbijając Moris z tropu. - Oczywiście, że przy ludziach nie mogą się zdemaskować. Trzeba ich obserwować, a potem nakryć na gorącym uczynku.
- Róbcie co chcecie, ja tylko zrobiłam to o co prosiła Crystal. Ale nie płaczcie, kiedy zranicie uczucia Kurta, albo Nathana.
Francuzka i Inhuman spojrzały na siebie ze zdziwionymi wyrazami twarzy. Juliette wsiadła za kierownicę.
- Dzisiaj rozmawiałam z Pietro... - zaczęła Crystal, nie wiedząc do końca dlaczego wraca do tego momentu. Rada przyjaciółek wydawała jej się teraz niezbędna, aby na nowo poukładać myśli. - Powiedział mi, że przeprasza. I chce wszystko naprawić.
- Nie naprawi. - odparła Lisa. - Nie znasz go? Manipuluje ludźmi wokół. Pewnie chciał Cię wziąć na litość.
- Możliwe, ale nie zmienia to faktu, iż widziałam jego żałość. Nie słyszałyście co mówił.
- Crystal, mogę mieć dla Ciebie radę? - przewodnicząca zapukała nerwowo palcami w kierownicę. - Na Twoim miejscu zbliżyłabym się do Davida. Sprawia wrażenie sympatycznego i inteligentnego.
- Tylko się tutaj nie rozmarz. - parsknęła rozbawiona Lisa. - Nie wierzę, że większość dziewczyn daje się nabrać na jego czarujący uśmieszek i oczy.
Juliette pokręciła oczami z irytacją. Widziała jednak, iż Crystal nie jest przekonana do jej pomysłu. Chciała opowiedzieć im co się stało przed bramą Instytutu, gdy chłopak ją odprowadził. Zrezygnowała, gdy Juliette zamknęła drzwi i po krótkiej chwili wyjechała na ulicę.
- Jesteś uprzedzona do Davida? - padło z ust Crystal.
- Nie podoba mi się ten gość. Gra zbyt idealnego. - dziewczyny wróciły do ciepłego wnętrza Instytutu. Nim weszły na górę do reszty studentów, Lisa chwyciła blondynkę za rękaw swetra. - Ale jeśli kiedykolwiek będziecie razem, postaram się go zaakceptować. W końcu to samo musiałam zrobić z Pietro... Co miało fatalne skutki, ale tym razem, specjalnie dla Ciebie będzie lepiej.
Będzie lepiej. Amaquelin zastanowiła się czy to przypadek, że Pietro i Lisa obiecali jej to samo.
AAA, czemu mnie tu nie było? ;-;
OdpowiedzUsuńz Nathanem i Kurtem będzie drugie dno, czuję to xd
to z autobusem i dziewczynami skojarzyło mi się z akcją w American Horror Story XD Tak bardzo Kyle i te sprawy xd
Nie mam siły na komentarz. Wiedz, że baaardzo mi się podoba, a wyobrażenie skruszonego Evana Peter... y, Pietra to życie>>>
Kocham ♥
Właśnie chciałam się zabrać za American Horror Story, ale to dopiero po maturach. Więc akcja z autobusem jest całkowicie wymyślona przeze mnie :D
UsuńBardzo mi miło, że Ci się podoba, bo po tak długiej przerwie starałam się jakoś to wynagrodzić.
Tak, Evan Peters/Pietro to życie. Zdecydowanie ♥
Ja tylko czekam na nowy rozdział u Ciebie. Zaglądam codziennie :D